REKLAMA

Widzę na mapie, gdzie jest mój kurier. To już nie wygoda, to inwigilacja

To jednak dobry ruch ze strony Poczty Polskiej, że listonosze nie staną się punktem śledzonym na mapie.

Widzę na mapie, gdzie jest mój kurier. To już nie wygoda, to inwigilacja
REKLAMA

Ikonka z paczką pokazuje pozycję kuriera. Wyznaczona jest dokładna trasa, którą dostawca ma do pokonania, odmierzany jest też czas, w jakim powinien się wyrobić. Widełki nie są szerokie. Kółeczko na mapie zapowiada, że przesyłka dotrze w ciągu 22-55 min, a pracownik po drodze musi odwiedzić 11 przystanków. Wszystko zostało wyliczone i opracowane, wzięto nawet pod uwagę margines błędu i ewentualne przeszkody po drodze, stąd ok. 30 min zapas.

Już nie trzeba irytować się na bardzo nieprecyzyjne przedziały ("paczkę dostarczymy pomiędzy 7:00 a 22:00") ani czatować przy oknie. Wystarczy rzut oka i już wszystko staje się jasne.

REKLAMA

Wiemy niemal wszystko, ale ta wiedza może okazać się przekleństwem

Kurier dotarł przed chwilą na róg Widzewskiej i Cichej, więc lada moment powinien zadzwonić. Ale zaraz, jak to - jest dopiero przy Mechanicznej? Mnie ten dystans zajmuje znacznie mniej czasu. Ociąga się? Celowo odwleka wręczenie przesyłki, na którą zniecierpliwiony czekam?! Może się zagadał, zrobił niespodziewaną przerwę? Przecież nie wymiga się korkami, nie o tej porze. Nie znamy szczegółów pracy kuriera, więc takie niespodziewane zastopowanie kropki mnoży pytania.

I tak oto opcja, która miała ułatwić życie – skoro wiemy, że kurier jest blisko bądź daleko, możemy czymś się zająć albo zrezygnować z aktywności, żeby być na czas przy drzwiach – staje się małą torturą. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Pędź, kropko, pędź, na co jeszcze czekasz! Moja cenna przesyłka - bądź danie, bo aplikacje pozwalające zamawiać jedzenie też korzystają z funkcji śledzenia dostawców - musi być już u mnie.

Trudno o lepszy symbol czasów pośpiechu, żądania, aby wszystko było jak najszybciej, działo się błyskawicznie i bez zbędnych opóźnień. Skoro od nas stale wymaga się utrzymywania szaleńczego tempa, mamy prawo żądać tego samego od innych. A przy tym na bieżąco modyfikować harmonogram, aby ze wszystkim się wyrobić.

Skoro kurier-kropka będzie za kwadrans, to zdążę wstawić makaron albo włączyć pralkę, odpisać na maila czy wyjść na papierosa. Machina doskonała, analizująca dane i natychmiast wdrażająca wnioski w życie, aby być możliwie jak najbardziej wydajnym. Żadna sekunda nie pójdzie na zmarnowanie, o ile ma się gwarancję, że inni też będą chodzić jak w zegarku. I proszę bardzo, mamy narzędzia pozwalające nam to sprawdzać i dostosowywać się do wydarzeń. Cudownie naoliwiony mechanizm.

A może tu wcale nie chodzi o czas, a kontrolę

Stale nadzorowani stają się – wreszcie! – nadzorującymi. Znacznie większa część ludzi częściej jest raczej pod kontrolą, to nieliczni kontrolują. Czasami obserwacje są mniej uciążliwe, ale nierzadko pod stałą opieką pozostaje każdy ruch pracownika. Czujne oko firmy, wspierane coraz częściej algorytmami, widzi wszystko. "Wystarczy jeden gorszy dzień i widać, że system jest bezwzględny" – mówiła w rozmowie ze Spider's Web+ Joanna Bronowicka, socjolożka z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina, badająca zarządzanie algorytmiczne i praktyki oporu pracowników platform.

Nadzór nie ustaje po wyjściu z pracy, zmienia się tylko kontrolujący. W sklepie kamery bacznie obserwują, czy czasami nie wykonujemy podejrzliwych, niewłaściwych ruchów. Na zachodzie znacznie bardziej niż w Polsce. Te w brytyjskich sklepach skierowane są na ręce kupujących i dokładnie analizują, czy produkt został skasowany. Jeśli nie, kasa samoobsługowa wyświetli nagranie pokazujące błąd. Na powtórce każdy może zobaczyć, o co chodzi i naprawić swoją pomyłkę. Jest szansa na odkupienie win po zapoznaniu się z własnym potknięciem, bo przecież sklep nie oskarża nikogo o kradzież czy niecne zamiary. Gdzieżby! Rozumie, że każdy ma prawo do omyłek i dlatego monitoruje, by wszystko było jak należy, bez niepotrzebnych uchybień.

A jednak sklepy stają się trochę jak lotniska, z tymi wszystkimi swoimi kontrolami (często na chybił-trafił; przy korzystaniu z kasy samoobsługowej sklep informuje, że może dojść do losowego sprawdzenia zakupów), bramkami, skanerami, analizami. Niby ma być wygodniej – i nierzadko faktycznie jest – ale płacona za to cena jest mimo wszystko niemała.

I kamery, wszędobylskie kamery. Nawet w pojazdach komunikacji miejskiej. Miasta, które wyposażają kontrolerów biletów w nagrywające urządzenia, tłumaczą, że chodzi o bezpieczeństwo. Wszystkich – zarówno tych wypowiadających "bileciki do kontroli", jak i mieszkańców oraz turystów. W Szczecinie na taki krok zdecydowano się po ataku na jednego z kontrolerów. Kamery mają sprawić, że następnemu chuliganowi ręka zadrży, bo jego ruch zostanie jeszcze dokładniej zarejestrowany, już z bliska.  

Ta nadzieja, że kolejne urządzenie nagrywające zdarzenie powstrzyma przed dokonaniem złego czynu, ma jednak pewne luki. "Nie każdy przestępca jest racjonalny. Monitoring nie powstrzyma osoby działającej np. pod wpływem alkoholu czy wzburzenia" – pisała Fundacja Panoptykon, komentując powracające w Krakowie plany instalacji aż 100 tys. kamer monitorujących miasto.

Kamery są obecnie traktowane jak panaceum na szereg społecznych problemów. Na niemal każde nieszczęście można teraz znaleźć prostą odpowiedź. Przemoc między uczniami? Reakcja: monitoring w szkołach. Katastrofa kolejowa? Recepta: kamery w kabinach maszynistów. Złe traktowanie podopiecznych w żłobkach? Odpowiedź: monitoring – zwracała uwagę fundacja w swoim projekcie "Życie wśród kamer".

Dziś odpowiedź jest nawet rozszerzana i brzmi: lepszy monitoring

Płock pochwalił się, że już ma inteligentne kamery. "To technologiczny majstersztyk", nie ukrywa zadowolenia miasto. Innowacją jest wykorzystanie sztucznej inteligencji. System "automatycznie rejestruje wszystko, co dzieje się na parkingach".

W jednej obudowie znalazły się dwa urządzenia. Jedno to kamera panoramiczna obserwująca cały parking, rejestrując niemal wszystko dookoła, gdyż jej kąt widzenia wynosi 190 stopni. Drugie, to kamera obrotowa z zoomem, która potrafi śledzić wybrane, podejrzanie zachowujące się osoby i pojazdy, przybliżając obraz nawet 25-krotnie. Może obracać się o 360 stopni i robi to z tak dużą prędkością, że nic jej nie umknie. Natomiast na wielopoziomowym parkingu przy al. Jana Pawła II 35a UserX Informatyka zainstalowała nowoczesne, odporne na wandalizm i warunki atmosferyczne kamery kopułkowe w dyskretnych obudowach - opisuje Płock na swoich stronach.

"Zaawansowane algorytmy sztucznej inteligencji" sprawiają, że… kamery rozróżniają ludzi od kotów czy ptaków. W niektórych dzielnicach Płocka mogą więc spać spokojniej, a to wszystko dzięki "złożonym procedurom matematycznym i programistycznym", dbającym o porządek na dwóch parkingach. Procedury nie są wyjaśnione, ale to przecież nieistotne. Liczy się to, że jest nowocześnie i bezpiecznie.

Nie wiem, czy jestem stanowczym przeciwnikiem miejskiego monitoringu. Nie zajmuję stanowiska. Warto jednak brać pod uwagę pytania stawiane m.in. przez Fundację Panoptykon nt. skuteczności takich rozwiązań. Wątpliwości nie brakuje, niektórzy mówią o niskiej skuteczności wykrywania niebezpiecznych zdarzeń (nie brakuje też głosów, że to działa; w Poznaniu w 2024 r. operatorzy kamer monitoringu przekazali policjantom i strażnikom ponad 10 tys. zdarzeń). Za to wżynające się nawet w zabytkową architekturę kamery mogą dawać złudne wrażenie, że miasto jest nowoczesne i bezpieczne.

A jednak trzeba instalować tzw. przyciski SOS, aby to bezpieczeństwo zwiększyć. Takie klawisze informują o zdarzeniu służby, które dzięki temu mogą sprawdzić na monitoringu, co się dzieje. W Łodzi Straż Miejska odnotowała już kilka ważny interwencji po takich zgłoszeniach, więc rozwiązanie chcą mieć i w Gdańsku, i w Krakowie. Rodzi się jednak pytanie – czy gdyby nie przycisk, na monitoringu nie dostrzeżono by wypadku, bijatyki, niepokojącego zdarzenia? Z jak dużym opóźnieniem nastąpiłaby reakcja? I najważniejsze: co z miejscami, w których przycisków nie ma, ale jest monitoring. Co więc monitoruje i kiedy?

Jesteśmy stale nadzorowani – acz nie zawsze, jak się może okazać, skutecznie. Rozwiązania znajdujące się w aplikacjach firm kurierskich pozwalają odwrócić pozycje. Nie do końca – bo nadal będziemy pod czyjąś kontrolą – ale chociaż na chwilę można odmienić swoje stanowisko. Namiastka władzy trafia w nasze ręce. Możemy w czasie rzeczywistym sprawdzać, jak pracownik firmy kurierskiej wykonuje swoje obowiązki: czy nie ociąga się, czy jego kropka błyskawicznie przemyka od jednego budynku do drugiego. Całkiem dosłownie go śledzimy.

Nie znamy niuansów. Nie wiemy, czy zastopowanie spowodowane jest rozwiązanym butem, niespodziewanym wypadkiem czy chęcią przepuszczenia kogoś z wózkiem. Mamy złudne wyobrażenie kontroli, panowania nad sytuacją. Niby nic od nas nie zależy, ale możemy z wygodnej perspektywy ganić albo chwalić.

Szczegóły umykają. Jeszcze? Wyobrażam sobie scenariusz: Meta podpisuje umowę z firmą kurierską albo platformą pozwalającą zamawiać jedzenie, w wyniku czego dostawcy wyposażeni są w okulary rejestrujące obraz. Na żywo możemy śledzić ich ruchy w czasie rzeczywistym. Już nie tylko z góry, niezbyt precyzyjnie – kamera zamieszczona na wysokości oczu prosto do nas przekazuje to, co się dzieje. Nie będzie żadnych wątpliwości. Zrozumiemy, że kurier stoi w korku, być może nawet z nim przeklniemy z tego powodu, łapiąc się za głowę, jak fatalnie zorganizowane jest miasto. Ale innym razem będziemy podirytowani. Nie czas na obserwację zdobień na kamienicy, kawa skończyła się wczoraj, a za 15 min mam ważne spotkanie. Nie zwiedzać, dostarczać! Raz, raz.

REKLAMA

Nadzór jest nagrodą

Kto dostępuje zaszczytu kontroli? Obserwować kropkę mogą ci, którzy kupują, zamawiają, są konsumentami i klientami. Jasne, nie zawsze są to zachcianki będące efektem konsumpcyjnego szaleństwa. Może to być żwirek dla kota albo coś pilnego i ważnego. Nieistotne. Bycie klientem pozwala otrzymać nagrodę: oto można kontrolować, nadzorować, śledzić innych. Technologie nadzoru monitorują nas, ale otwiera się furtka, by przez chwilę nie być tylko obserwowanym, ale i obserwującym. Kimś wyżej. Codziennie będą śledzić nas kamery - coraz to nowsze, choćby te montowane w okularach albo te w naroślach na telefonach - ale znajdzie się moment, kiedy sobie to odbijemy. Przejdziemy na ich stronę.

Niedawno Poczta Polska poinformowała, że nie postąpi jak firmy kurierskie działające na rynku i nie zamontuje listonoszom GPS-ów. Nie sądzę, żeby ktoś faktycznie brał to pod uwagę, ale jednak pojawi się drobna zasłona przed kolejną chęcią nadzorowania wszystkiego i wszystkich. Przynajmniej listonosze nie będą aż tak bardzo na widoku. Ku niezadowoleniu klientów, ale może warto zrezygnować ze swojej wygody i pomyśleć: chcielibyśmy być kropką na mapie, która jest nieustannie podglądana? Czy ważniejsza jest przyjemność z bycia kontrolującym?

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-11-03T14:00:59+01:00
Aktualizacja: 2025-11-03T13:14:29+01:00
Aktualizacja: 2025-11-03T11:51:06+01:00
Aktualizacja: 2025-11-03T07:53:33+01:00
Aktualizacja: 2025-11-03T06:45:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-03T06:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-03T06:15:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-02T19:29:40+01:00
Aktualizacja: 2025-11-02T17:15:41+01:00
Aktualizacja: 2025-11-02T14:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-02T07:12:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-02T07:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-01T16:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-01T15:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-01T15:15:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-01T15:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-01T07:50:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-01T07:40:00+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA