Tomasz Hajto sprzedaje swój wizerunek. Kosztuje 369 zł brutto
Za mniej niż 400 zł można legalnie używać twarzy Tomasza Hajty w swojej kampanii. Czy to nowy sposób zarabiania celebrytów?

Tomasz Hajto, postać równie rozpoznawalna co kontrowersyjna, udostępnia swój wizerunek już za 369 zł brutto. To zaskakująca oferta, która w pewien sposób łączy sport, marketing i kalkulacje wizerunkowe w jednym pakiecie. Ale czy sprzedaż twarzy piłkarza z burzliwą przeszłością to dobry pomysł?
Jak to działa? Licencja na twarz w kampanii
Oferta jest prosta: kupujesz czasowy dostęp do wizerunku Hajty i możesz używać go w działaniach marketingowych (reklamy, media społecznościowe, produkty, wideo). W ramach pakietu dostajesz dostęp do biblioteki zdjęć, dokumentacje prawne oraz zakres czasu i kanały, w których obraz może być eksploatowany. Wszystko to w granicach jasno określonych w umowie. Najważniejsze zastrzeżenie to to, że modyfikacje wizerunku są zakazane bez zgody właściciela. To model, który coraz częściej pojawia się wśród influencerów i celebrytów, ale rzadko dotyczy bywalców boisk, których publiczna reputacja bywa bardziej złożona.
Hajto to więcej niż piłkarz. To kontrowersyjna osoba medialna
Dla Tomasza Hajty wizerunek to nie tylko marka, ale też kontrowersje, które przez lata go otaczały. Już jako ekspert medialny często nie przebierał w słowach, co bywało powodem burz w mediach i krytyki. Jednak najbardziej dramatycznym epizodem jego biografii jest jednak wypadek z 2007 r. Chodzi o potrącenie kobiety na przejściu dla pieszych, w którym ofiara zginęła. Hajto został skazany, a traumy tego zdarzenia nosi do dziś. W ostatnich latach również nie milczał, np. ostro wypowiedział się krytycznie o kandydaturze Magiery na selekcjonera reprezentacji, pisząc: błagam o litość.
Te wątki są nieodłączne od marki Hajty i zarazem stwarzają ryzyko, jeśli wizerunek użyty zostanie w kampanii kontrowersyjnej lub niewłaściwej tematyce.
Marketing z twarzą
Kto może najwięcej skorzystać na takiej licencji? Marki piłkarskie, kluby sportowe, lokalne sklepy sportowe albo inicjatywy, które chcą się wyróżnić silnym wizerunkiem. 369 zł to cena niska, która z całą pewnością będzie kusząca dla małych projektów, ale z drugiej strony: czy warto ryzykować powiązanie marki z postacią, która wzbudza skrajne emocje?
Dla Hajty to sposób monetyzacji swojego nazwiska, nawet gdy aktywna kariera jako piłkarza już dawno się zakończyła. Ale im większa ekspozycja, tym większa możliwość krytyki. Wizerunek może zostać użyty w kontekście, który on sam by odrzucił. Sporych problemów prawnych można uniknąć dzięki precyzyjnie opisanym warunkom licencji – kto, gdzie, jak długo, w jakich kontekstach.
Szczypta strategii i viralowego potencjału
To, co sprawia, że oferta Hajty wydaje się trafiona, to jego medialny charakter. W Polsce nazwisko Hajto budzi natychmiastową rozpoznawalność i emocje. W kampanii reklamowej użycie jego twarzy daje potencjał viralowy: komentarze, memy, kontrowersje. To wszystko, co dziś rezonuje w mediach społecznościowych. To strategia marki emocji. Ale by osiągnąć efekt, trzeba balansować. Wykorzystać rozpoznawalność, unikając przesady, skandali i kontrowersji, które mogłyby przesłonić przekaz marketingowy.
Przeczytaj także:
Czy sprzedawanie licencji na twarz kontrowersyjnej osoby okaże się dochodowe i bezpieczne? Czy potencjalne zyski rekompensują ryzyko PR i prawne? I co z logo marki, która zdecyduje się wejść w taką współpracę? Dla Hajty to krok w kierunku redefinicji swojej obecności w mediach – z byłego piłkarza i komentatora do osoby, której twarz = towar. Z czasem zobaczymy, czy ta strategia przyniesie mu kolejny rozdział kariery medialnej, czy stanie się kolejnym przypadkiem celebrytów, których wizerunek wymknął się spod kontroli.