Jak projektować miejskie ogrody? Utopia - w niej znajdziemy odpowiedź
Coraz trudniej wyobrazić sobie nam inny lepszy świat. Nie zastanawiamy się nad utopiami, bo nie wierzymy, że taka może się ziścić, więc po co zawracać sobie tym głowę. A może odpowiedź jest bardzo blisko?

Dlaczego ogród jest tak istotnym składnikiem utopii? – pyta Olivia Laing w książce „Ogród poza czasem. W poszukiwaniu wspólnego raju”. I przedstawia przekonującą odpowiedź - bo to miejsce łączące sobie piękno, przyjemność i zachwyt, a przy tym „pozostaje miejscem nie tylko odpoczynku, ale zdecydowanie również pracy”.
W każdej utopii istnienie ogrodu oznacza, że członkowie danej społeczności „mają nadwyżkę energii i czasu”, skoro mogą się nim zajmować. Robią to z własnej i nieprzymuszonej woli, tylko po to, by wyrosło coś, czym można się zachwycać, ale jednocześnie coś, co daje życie, pożywienie czy schronienie innym organizmom.
Jeśli ktoś widzi potrzebę nowego modelu społeczeństwa, takiego, w którym obciążenia i korzyści zostałyby podzielone w bardziej zrównoważony sposób, ogród staje się ogromnie interesującym tematem rozważań – zaznacza Laing.
Oczywiście często za ogrodami kryje się mroczna historia i niektóre mogły powstać dosłownie na cudzej krzywdzie. Zasadzono rośliny, które wyrwano z kolonizowanych terenów. Można było je tworzyć dzięki cudzej, niewolniczej pracy, odbywającej się gdzieś indziej – to ona przynosiła ogromne zyski i pozwalała pławić się w luksusie elitom. W końcu powstały, bo czyjaś dawna ziemia została przejęta. Mieszkańcy musieli się wynieść, bo bogacze czuli potrzebę tworzenia, ale i zagarniania dla siebie kolejnych terenów.
Ale ogrody to też efekt twierdzenia, że „ludzie mają prawa mieszkać w pięknych, nieskażonych, czystych miejscach”, jak przekonywał cytowany w „Ogrodzie poza czasem” William Morris.
Wybaczcie, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie źródła. Mignęło mi niedawno zdanie, którego treść brzmiała mniej więcej tak: przykładem godnego do naśladowania zachowania jest emeryt sadzący drzewo. Starzec doskonale zdaje sobie sprawę, że nie zdąży czerpać „korzyści” z rośliny. Najprawdopodobniej nie zje owocu, nie skryje się w jej cieniu. Być może tego nie wyklucza, ale to bez wątpienia nie jest główną motywacją. A mimo to decyduje się na zasadzenie drzewa, bo wie, że na nim świat nie skończy.
Takie podejście musieli dzielić projektanci miejskich ogrodów czy parków, dzięki którym dzisiaj mamy dostęp do zieleni w miastach. To rewolucyjne myślenie zakładające, że będzie coś po nas – i musi dlatego ma być dobre, a nawet lepsze niż za naszego życia.
Jakże tego brakuje w wielu dzisiejszych działaniach, które lepiej podsumowuje dewiza „po nas choćby potop”
A przecież konieczne jest „zrozumienie, że nasza egzystencja jest możliwa dzięki ogrodom, tak samo jak dzięki szpitalom i bibliotekom”, przekonuje w swojej książce Laing. Potrzebujemy miejsc funkcjonujących „poza królestwem prywatności”, które będą pielęgnowanym dobrem wspólnym.
Właśnie dlatego ogrody mogą być drogowskazem do nowego, innego, lepszego świata. Tak prosta rzecz jawi się jako utopia. Jednak działania są podejmowane. W Gliwicach powstanie pierwszy miejski sad.
W sumie 56 drzewek - jabłoni, czereśni, śliw, grusz i grusz azjatyckich - upiększy gliwicką dzielnicę Trynek. Dzięki temu „każdy będzie mógł spokojnie odpocząć w sadzie”, jak deklaruje miasto. Drzewa nie tylko dadzą przyjemne schronienie przed słońcem, bo odwiedzający sad będą mogli sięgać po owoce z gałęzi i nikt ich z tego powodu nie wypędzi. Te jednak pojawiają się dopiero za trzy-cztery lata.
Takich idei jest coraz więcej. Idących pod prąd, bo przecież łatwo sobie wyobrazić, że przestrzeń aranżowana jest w inny sposób, że powstaje kolejny biurowiec czy taki sam jak wszędzie apartamentowiec. Albo ogromny parking lub chociaż plac automatów paczkowych. A jednak można iść w inną stronę. Zrobić coś, z czego korzystać będą wszyscy. Miejski ogród czy sad to przestawienie wajchy, próba znalezienia strefy, gdzie głównym motywem jest przyjemność, odpoczynek, bycie blisko przyrody. Ale też poczucie, że o to trzeba zadbać wspólnymi siłami.

Chciałbym, żeby takie myślenie zarażało
Niech ogrody będą miejscami, gdzie marzy się o rzeczach nieistniejących, jak pisała Laing. Rozszerzam tę ideę również na parki, o których też moglibyśmy pomyśleć inaczej. Domagać się kolejnych, nalegać, by poszerzać strefy zieleni.
Nie jest to rewolucja na miarę 2-godzinnego tygodnia pracy, którą wyobrażano sobie przed 100-laty. Ale i tak może mieć duży wpływ na poprawę naszego życia.