Zamykają dostęp do morza w Gdańsku. Wszystko przez niebezpieczną operację pod wodą
W sumie 1200 kg materiałów wybuchowych z czasów II wojny światowej eksploduje pod wodą. Detonacja nie będzie niebezpieczna dla ludzi, ale Gdańsk ostrzega: w najbliższych dniach w morzu nie będzie można nawet zamoczyć nóg.

Pięć dni zajmie nurkom-minerom Marynarki Wojennej RP unieszkodliwienie niewybuchów, na które natrafiono podczas oczyszczania dna Zatoki Gdańskiej pod budowę terminala gazowego FRSU – informuje Gdańsk.
Od wtorku do piątku, a także w następny wtorek, w godz. 9 - 16 nie będzie można wejść do wody na plażach od Stogów po Sobieszewo Orle.
Znalezione niewybuchy to 100 pocisków artyleryjskich i spora bomba lotnicza - w sumie 1200 kg materiałów wybuchowych z czasów II wojny światowej. Jak czytamy na oficjalnej stronie miasta Gdańsk, w samym tylko w 120 kg pocisku artyleryjskim znajduje się ok. 20 kg materiału wybuchowego.
- Mimo że przeleżały 80 lat pod wodą, wciąż są śmiertelnie niebezpieczne- mówi kpt. mar. Łukasz Koziarski, oficer prasowy 8.FLOW.
Najpierw nurkowie-minerzy przemieszczali niewybuchy w specjalnie wyznaczone miejsce.
Tak powstało kilka podwodnych stert pocisków artyleryjskich, które w najbliższym czasie zostaną wysadzone
Proces rozciągnięty jest na kilka dni, bo po każdej eksplozji trzeba się upewnić, czy na pewno wszystko udało się zneutralizować.
Wybuchy nastąpią w odległości prawie 6 km od brzegu, na głębokości około 20 metrów. Spacerujący plażowicze nie powinni nastawiać się na spektakularne widoki, które towarzyszą neutralizacji min morskich. Tym razem obędzie się bez fontann, bo jak tłumaczy oficer prasowy 8.FLOW wybuchnie mniejsza liczba materiału wybuchowego.
Mimo to w wyznaczonych godzinach nie można wchodzić do morza. Na plażach, od Stogów do Sobieszewa Orle (w sumie ok. 9 km) przestrzegania zakazu będą pilnować patrole policji, Straży Miejskiej, Wojsk Obrony Terytorialnej, a także patrole ratowników wodnych Gdańskiego Ośrodka Sportu, poruszające się na quadach – informuje i przestrzega Gdańsk.
Bałtyk pełen jest „pamiątek” po II wojnie światowej
Kilka lat temu stocznia w Gdańsku zwracała uwagę, że oczyszczenie Morza Bałtyckiego z niebezpiecznych pozostałości z okresów obu wojen światowych, a zwłaszcza z broni i amunicji chemicznej składowanej na dnie, jest coraz pilniejszym zadaniem.
Wraki leżące na dnie Bałtyku od lat nazywane są „tykającą bombą”. Szczególnym zagrożeniem mogą być pozostałości po statkach Franken i Stuttgart. „Puls biznesu” pisząc na początku roku o planach Ministerstwa Infrastruktury, by ułatwić monitorowanie i utylizację niebezpiecznych materiałów w Bałtyku, zwracał uwagę, że jedynie 30 proc. polskich obszarów morskich zostało dokładnie zbadanych.
Według inicjatorów projektu "Baltwreck", wśród których są naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, na dnie Bałtyku znajduje się ok. 20 tys. znanych wraków statków wojskowych i cywilnych, z których ok. 10 proc. jest źródłem zanieczyszczenia paliwami lub pozostałościami zatopionej amunicji. Zmniejszeniem zanieczyszczenia zająć mają się właśnie instytucje z Polski, Litwy, Niemiec i Szwecji.