REKLAMA

Zagadka niebieskich błysków właśnie pękła. Trop prowadzi do zaskakującego sprawcy

Niebieskie błyski w kosmosie jednak nie są supernowymi. Nowe dane wskazują na czarną dziurę, która w kilka dni zmieliła masywną gwiazdę.

Najjaśniejszy błękitny rozbłysk ujawnił nowy typ kosmicznej zbrodni
REKLAMA

Przez lata astronomowie głowili się, co stoi za krótkimi, oślepiająco jasnymi niebieskimi rozbłyskami, które na kilka dni rozświetlają kosmos, a potem dogasają, zostawiając po sobie echo w promieniach X i radiu. Teraz rekordowy rozbłysk AT 2024wpp wreszcie przechylił szalę. Zamiast egzotycznej supernowej czy kaprysu gwiazdy mamy jednego głównego winowajcę: czarną dziurę, która w ekspresowym tempie rozerwała na strzępy swoją masywną gwiazdę towarzyszkę.

REKLAMA

Niebieskie błyski, które nie pasowały do żadnej szufladki

Od mniej więcej dekady w danych z teleskopów co jakiś czas pojawia się ten sam motyw: nagłe, bardzo jasne rozbłyski światła na niebie, trwające zaledwie kilka dni. Są wyjątkowo gorące, dlatego widać je głównie jako intensywnie niebieskie światło i ultrafiolet. Po fazie fajerwerków zostają tylko słabnące promienie radiowe. Zjawiska te dostały swoją nazwę: LFBOT.

Pierwszy taki obiekt zaobserwowano w 2014 r., ale dopiero rozbłysk z 2018 r., o oznaczeniu AT 2018cow, dał na tyle dużo danych, że dostał swój przydomek: Cow. Później astronomowie ochrzcili kolejne LFBOT-y żartobliwymi nazwami: Koala, Tasmanian Devil, Finch. Wszystkie miały jeden, wspólny problem, a mianowicie żaden z tych obiektów nie zachowywał się jak supernowa ani jak klasyczny wybuch związany z czarną dziurą.

AT 2024wpp – rekordowy błysk, na który wszyscy czekali

Punktem zwrotnym okazał się rozbłysk AT 2024wpp, żartobliwie nazywany Woodpeckerem. Ten LFBOT wykryto w galaktyce oddalonej o około 1,1 mld lat świetlnych, a jego jasność przebiła wszystkich poprzedników – był nawet kilka razy bardziej świetlisty niż słynna Krowa.

Tym razem astronomowie mieli szczęście. Obiekt zaobserwowano bardzo wcześnie i od razu sięgnęły po niego najważniejsze instrumenty: teleskopy rentgenowskie Chandra, Swift i NuSTAR, radiowe anteny ALMA i ATCA, a także duże teleskopy optyczne i ultrafioletowe, w tym Kecka i Gemini. Dzięki temu udało się zrekonstruować pełny przebieg zjawiska – od pierwszych dni rozbłysku po powolne wygasanie w falach radiowych.

Istotny był tu był bilans energetyczny. Kiedy zespół z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley policzył, ile energii wyemitował AT 2024wpp, okazało się, że to około 100 razy więcej niż w typowej supernowej, skondensowane w bardzo krótkim czasie. Żaden znany scenariusz eksplozji gwiazdy nie był w stanie wygenerować takiego wyniku bez łamania podstawowych zasad fizyki. Wniosek był jednoznaczny: LFBOT-y nie są tylko supernowymi w przebraniu. Musi stać za nimi zupełnie inny mechanizm.

Czarna dziura i gwiazda w śmiertelnym tańcu

Nowy model, który najlepiej pasuje do danych z AT 2024wpp, opiera się na układzie podwójnym: bardzo masywnej gwieździe i czarnej dziurze pośredniej masy, liczącej nawet 100 mas Słońca. Tego typu czarne dziury znamy dotąd głównie z detekcji fal grawitacyjnych, gdy zderzają się ze sobą podobnie ciężkie obiekty. Na żywo śledziliśmy je do tej pory wyjątkowo rzadko.

Według badaczy taki układ mógł przez długi czas funkcjonować w swoistej równowadze. Czarna dziura stopniowo wysysała z towarzyszącej gwiazdy gaz, tworząc wokół siebie rozbudowany dysk akrecyjny, czyli rozgrzany wir materii, który krąży z ogromną prędkością. Część tego gazu zalegała w dalszej odległości, jak rozlana mgła wokół wirującego centrum.

W pewnym momencie ta równowaga się załamała. Orbita gwiazdy tak się zmieniła, że ta podeszła zbyt blisko czarnej dziury. Siły pływowe, czyli różnica grawitacji działającej na bliską i dalszą stronę gwiazdy, stały się na tyle silne, że dosłownie rozerwały ją na kawałki. To klasyczne zjawisko pływowego rozerwania, ale w wersji ekstremalnej: w kilka dni masywna gwiazda została przemielona i wciągnięta w istniejący już dysk materii.

Dżety prawie jak pociski świetlne

Część materii z rozrywanej gwiazdy nie została w dysku, lecz została wyrzucona na zewnątrz w wąskich strugach biegnących wzdłuż osi obrotu czarnej dziury. To tzw. dżety, czyli relatywistyczne strumienie gazu, które w przypadku AT 2024wpp pędziły z prędkością około 40 proc. prędkości światła.

Gdy te dżety wbiły się w rozrzedzony gaz wokół układu, zaczęły świecić w falach radiowych. Z kolei sam dysk akrecyjny odpowiada za dominujące promieniowanie w świetle niebieskim i ultrafiolecie. Porównując ewolucję jasności w różnych zakresach widma, astronomowie byli w stanie odtworzyć nie tylko ilość energii, ale też geometrię całego układu.

Z analizy wynika, że ofiarą czarnej dziury mogła być gwiazda co najmniej 10 razy masywniejsza od Słońca, najpewniej typu Wolf-Rayet. To bardzo gorące, już wypalone gwiazdy, które spaliły większość swojego wodoru. Tłumaczy to słabe linie wodoru w widmie AT 2024wpp – gwiazda po prostu nie miała go już zbyt wiele.

Jeden scenariusz dla całej rodziny LFBOT-ów

Najciekawsze jest to, że ten sam mechanizm, czyli czarna dziura pośredniej masy, która w ekspresowym tempie rozrywa masywną gwiazdę w układzie podwójnym, bardzo dobrze pasuje nie tylko do AT 2024wpp, lecz także do wcześniejszych, bardziej zagadkowych LFBOT-ów.

Wszystkie pojawiają się w galaktykach, gdzie intensywnie rodzą się nowe gwiazdy. To naturalne środowisko dla masywnych, krótko żyjących gwiazd oraz dla ich ciężkich potomków w postaci czarnych dziur. Jeśli takie obiekty często tworzą ciasne układy podwójne, to wcześniej czy później dochodzi w nich do takiego samego finału: gwiazda zbacza z bezpiecznej orbity, wpada w zasięg niszczących sił pływowych i w ciągu kilku dni zostaje zamieniona w kosmiczny fajerwerk.

To właśnie dlatego badacze mówią dziś o jednym sprawcy całej znanej rodziny tajemniczych błękitnych błysków. Różnią się one detalami, jasnością czy otoczeniem, ale główny mechanizm – ekstremalne pływowe rozerwanie gwiazdy przez czarną dziurę pośredniej masy – wydaje się wspólnym mianownikiem.

Przeczytaj także:

Na razie astronomowie trafiają na LFBOT-y bardzo rzadko, mniej więcej raz w roku. To w dużej mierze kwestia szczęścia – trzeba patrzeć we właściwe miejsce i w odpowiednim momencie, zanim rozbłysk zgaśnie. Sytuacja może jednak diametralnie się zmienić wraz z wyniesieniem na orbitę nowych teleskopów wyspecjalizowanych w obserwacjach ultrafioletu.

REKLAMA

Planowane misje ULTRASAT i UVEX mają właśnie polować na krótkotrwałe, bardzo gorące zjawiska, takie jak LFBOT-y. Dzięki nim takie obiekty mogą stać się w pewnym sensie codziennością w astrofizycznych biuletynach, tak jak dziś regularnie raportuje się kolejne rozbłyski gamma. Różnica będzie taka, że każdy nowy LFBOT dostarczy kolejnego fragmentu układanki o tym, jak powstają i rosną czarne dziury pośredniej masy oraz jak kończą życie najbardziej masywne gwiazdy we Wszechświecie.

*Grafika wprowadzająca wygenerowana przez AI

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-19T20:25:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T20:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T18:27:54+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T17:13:42+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T17:09:33+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T16:42:25+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T14:57:27+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T12:28:03+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T11:32:40+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T09:22:18+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T06:07:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T06:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T21:07:45+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T19:04:13+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T18:09:13+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA