REKLAMA

W Łodzi powstanie dżungla pod kopułą. Będą tam latać ptaki

Miasto mówi, że to będzie wyjątkowa atrakcja na tle całej Europy, a mieszkańcy obawiają się wpływu na przyrodę.

dzungla
REKLAMA

To na swój sposób paradoks, bo mowa w końcu o przyrodniczej atrakcji turystycznej. Tyle że w tym przypadku chwalone będzie cudze, a nie swoje. W Łodzi wyrosnąć ma tropikalna dżungla. Nie, aż tak gorąco jeszcze się nie zrobiło. Ulokowana zostanie pod szklanym dachem.

- Chcemy zbudować w ogrodzie [botanicznym] nowy pawilon z kolekcją egzotycznych, tropikalnych roślin, czynny cały rok. Byłby to projekt unikalny w kraju, ale też w Europie. Nie tylko duża atrakcja turystyczna, ale też miejsce, w którym łodzianie mogliby przez okrągłe 12 miesięcy spędzać czas w otoczeniu przyrody, niezależnie od pogody na zewnątrz – wyjaśnia Łukasz Goss, prezes Holdingu Łódź, który ma być inwestorem Dżungli 360.

REKLAMA

Duży, przeszklony obiekt stanie na jednej z polan w łódzkim ogrodzie botanicznym

Wewnątrz szklanej kopuły będzie tropikalny las, który będzie można zwiedzać na różnych poziomach, spacerując również po kładkach i mostach "nawet 20 m nad ziemią".

Nie tylko rośliny wpłyną na poczucie przebywania w dżungli, ale także wilgotność powietrza i temperatura. Ekspozycja ma być jak najbliższym realnemu ekosystemem. Pod szklaną kopułą mogłyby latać ptaki i motyle, bo byłaby ona jednocześnie strefą wolnych lotów. I to wszystko niezależnie od pory roku i pogody na zewnątrz – opisuje przedsięwzięcie miejska strona.

Tropikalna dżungla pod dachem ma zająć powierzchnię kilkunastu tysięcy metrów kwadratowych. W najwyższym punkcie osiągnie blisko 30 metrów wysokości. Według planów przyjmie gości w 2031 r.

- W Europie i na świecie coraz częściej powstają nowoczesne tropikalne pawilony i ogrody botaniczne, które przyciągają zarówno mieszkańców, jak i turystów. Nie jest ich wiele, ale te najbardziej znane, jak obiekty w Niemczech czy Singapurze, stanowią dziś pewien wzorzec inspiracyjny. Pokazuje to, że koncepcja całorocznego ogrodu tropikalnego w Łodzi z pewnością wpisuje się w międzynarodowe trendy obserwowane w rozwoju ogrodów botanicznych – komentuje dr hab. prof. Tomasz Jurczak, Prodziekan Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego ds. współpracy z otoczeniem społeczno-gospodarczym.

Chociaż miejsce reklamowane jest jako atrakcja turystyczna, to władze nie chcą zapominać o naukowych aspektach. Szykowane są m.in. wystawy tematyczne, wdrożenie zintegrowanego obiegu wody, testowanie biomateriałów czy zajęcia dla studentów.

- Innowacyjność i interdyscyplinarność to dziś kluczowe kierunki rozwoju ogrodów botanicznych, pozwalające tworzyć przestrzenie odpowiadające zarówno na potrzeby poznawcze społeczeństwa, jak i na rosnące oczekiwania w zakresie edukacji oraz badań. Takie podejście daje realną szansę na stworzenie inwestycji, która spełni te oczekiwania. Współczesne ogrody botaniczne odchodzą od roli jedynie parków z ładnymi roślinami, kierując się w stronę centrów edukacji, badań, ochrony bioróżnorodności i zrównoważonego rozwoju, czyli miejsc, w których nowoczesna architektura łączy się z zielonymi technologiami i programami edukacyjnymi - mówi prof. Jurczak.

Projekt wzbudza wiele kontrowersji

O wątpliwościach pisaliśmy na łamach Spider's Web. Osoby zajmujące się łódzką przyrodą obawiają się, że wpływ niemałej inwestycji na ogród botaniczny będzie zbyt duży.

Ogród Botaniczny potrzebuje troskliwej modernizacji i pielęgnacji, a nie gigantycznej rewolucji budowlanej. Łódź nie będzie "Singapurem", dopóki władze nie zrozumieją, że w nowoczesnym mieście przyroda nie jest przeszkodą w inwestycji, lecz jej najważniejszym celem. Przestańmy marzyć o łódzkiej dżungli za 380 milionów złotych, zacznijmy dbać o łódzką przyrodę – apelowali społecznicy odpowiedzialni za Mapę Drzew Łodzi.

Utworzona została petycja, w której mieszkańcy mogą wyrazić swój sprzeciw. W krótkim czasie podpisało ją ponad 2,6 tys. osób. Jak zaznacza jej autor, Ogród Botaniczny to jedno z najcenniejszych, najpiękniejszych i najbardziej naturalnych miejsc w mieście, więc jest to "przestrzeń, która powinna pozostać ostoją zieleni, ciszy i edukacji przyrodniczej".

- To nie jest teren, który powinno się obudowywać wielkimi, kosztownymi instalacjami, sztucznymi konstrukcjami i komercyjnymi atrakcjami imitującymi przyrodę. Mamy prawdziwą przyrodę. I powinniśmy ją chronić – zaznacza.

Zdaniem twórcy petycji inwestycja w praktyce będzie oznaczać ingerencję w unikatowy obszar zieleni i ryzyko komercjalizacji miejsca, które powinno pozostać publiczne i naturalne. Budowa będzie odejściem od "rzeczywistych potrzeb mieszkańców, którzy oczekują raczej ochrony terenów zielonych niż ich zabudowy".

Ogród Botaniczny to nie teren eksperymentów urbanistycznych - to dobro wspólne. Dlatego apeluję do władz miasta o wycofanie się z tego pomysłu. Inwestycje miejskie powinny wzmacniać przyrodę, a nie ją zastępować – czytamy.

Podpisuję się pod tym apelem – dosłownie i w przenośni. Oburzył mnie wręcz fragment ze strony miasta, w którym z zachwytem opisywano strefę wysokich lotów i fakt, że ptaki oraz motyle będą latać nad głowami turystów. Chcemy ściągać egzotyczne gatunki, a co z tymi, które już mamy i żyją blisko nas? Czy na pewno tworzymy przestrzeń, gdzie mogą żyć bezpiecznie? Czy nie lepiej zatroszczyć się o istniejącą przyrodę i naprawdę o nią dbać? Mnożą się pytania o parki, skwery, miejsca, gdzie zieleń jeszcze jest. Prawdziwe skarby już mamy.

Niedawno osoby odpowiedzialne za wspomnianą wcześniej Mapę Drzew Łodzi oszacowały wartość odtworzeniową drzew zinwentaryzowanych przez mieszkańców. Wyniosła 2 959 780 062,72 zł. Dziś jest już większa (3 012 413 008,83 zł), bo rośnie z każdym zinwentaryzowanym drzewem w bazie.

Jak wyjaśnili pomysłodawcy, zastosowano metodę opracowaną przez zespół dr hab. Haliny Szczepanowskiej w Instytucie Gospodarki Przestrzennej i Mieszkalnictwa. Konkretne kwoty z kolei oparte są na stawkach podstawowych aktualizowanych każdego roku przez SGGW (dr hab. Marzena Suchocka).

Co oznacza termin "wartość odtworzeniowa" Tak naprawdę jest to wartość abstrakcyjna, która mówi nam, ile pieniędzy musielibyśmy wyłożyć, aby w tym konkretnym miejscu posadzić drzewo tej samej wielkości. Rzecz jasna, nie da się tego zrobić. Kwota ta ma za zadanie uświadamiać, ile wysiłku i czasu potrzeba, by w tym miejscu wyrosło takie drzewo. Metoda Haliny Szczepanowskiej służy także jako realne narzędzie rzeczoznawcom sądowym w procesach odszkodowawczych - wyjaśniono.

Na wartość wpływają cztery czynniki: gatunek, lokalizacja, stan zdrowotny drzewa i koszt materiału szkółkarskiego i pielęgnacji w pierwszych latach.

Na mapie każdy może sprawdzić wartość danego drzewa. Średnia kwota to ponad 32 tys. zł. To rosnące pod oknem mojego mieszkania wycenione zostało 16362,88 zł. Dużo to czy mało? Każda odpowiedź byłaby właściwa. Dużo, bo pewnie nie zdajemy sobie sprawę z tego, jak cenne są rośliny wokół nas. Nie myślimy o nich w takich kategoriach – czasami ma to swoje plusy, a czasami nie, bo może dlatego nie doceniamy zieleni. Mało, bo tak naprawdę drzewa są bezcenne.

Chcemy, by ustalana na bieżąco wartość odtworzeniowa drzew rosnących w Łodzi przemawiała do wyobraźni. Chcemy, by mieszkanki i mieszkańcy Łodzi zrozumieli, że zapisane w Kodeksie Cywilnym (art. 48) zdanie mówiące o tym, że drzewa są elementem majątku gmin, przekłada się na konkretne, spektakularne kwoty. Nie tylko drogi i budynki stanowią o tym, jak majętna jest gmina (…) Dzisiaj już doskonale rozumiemy, że istnieje ścisła korelacja między zadrzewieniem kwartałów miast a wysoką jakością życia ich mieszkańców. I nawet jeśli nie da się precyzyjnie zmierzyć jakości życia, to z pewnością da się wskazać czynniki decydujące o naszych wyborach miejsc do życia – napisał Szymon Iwanowski na łamach portalu ngo.pl.

No właśnie – prawdziwie cenne rośliny już mamy. Nie potrzebujemy kontaktu z klimatem tropikalnym, który w udawanych warunkach pod kopułą będzie podróbką, namiastką czegoś, co jest daleko. Zamiast tego lepiej obcować z naszą naturą, która już tu jest.

REKLAMA

Owszem, tropikalna dżungla zapewne będzie turystyczną atrakcją

Niewykluczone, że zgodnie z szacunkami w ciągu roku odwiedzi ją pół miliona ludzi. Kto wie, być może nie wpadną na jeden dzień. Zostaną na weekend. Przejdą się po Piotrkowskiej, odwiedzą Księży Młyn. Wstąpią do niejednej restauracji, zapłacą niemałe rachunki. Zarobią hotelarze, sklepy z pamiątkami. Ale turyści po 3-4 dniach wyjadą. A mieszkańcy zostaną. Oni potrzebują dostępu do przyrody przez cały rok. Nie atrakcji turystycznej, która zachwyci przez chwilę, a potem zostanie zastąpiona inną.

Potrzebujemy drzew na ulicach. W parkach, na skwerach. Roślin, kwiatów, traw. Dzikich terenów wokół miasta, gdzie nie powstają nowe bloki, magazyny, sklepy. Szpaler drzew na mojej ulicy nie przyciągnie turystów. Nie da zarobić sklepom. Ale radość na widok pierwszych liści, cień rzucany w upalny dzień – tego wszystkiego nie da się przeliczyć na złotówki.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-20T07:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T20:25:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T20:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T18:27:54+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T17:13:42+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T17:09:33+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T16:42:25+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T14:57:27+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T12:28:03+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T11:32:40+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T09:22:18+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T06:07:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T06:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T21:07:45+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T19:04:13+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T18:09:13+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA