REKLAMA

Kasy samoobsługowe miały sprawić, że wszystkim będzie lżej. Nie jest

Świąteczne zakupy powinny wyglądać inaczej, a tymczasem nie dość, że nie jest lepiej, to okazuje się, że jest wręcz gorzej.

zakupy
REKLAMA

Wyobraźmy sobie alternatywną rzeczywistość. Tę, która miała nadejść, ale skręciła w złą uliczkę, zagubiła się i ostatecznie nie dotarła. Na ulicach moglibyśmy wywieszać się karteczki: "Zaginiona Lepsza Przyszłość, dla uczciwego znalazcy przewidziano nagrodę". Nikt tego jednak nie robi, bo nie ma nadziei, że ktokolwiek trafi na choćby drobny ślad prowadzący do zguby. Dzwoniący na podany w ogłoszeniu numer tylko robiliby sobie żarty, informując tropach, które szybko okazywałaby się fałszywe.

REKLAMA

A gdyby jednak świat poszedł inną drogą? Spróbujmy pofantazjować

Na początku będzie wyglądać znajomo, więc nie będzie szoku, uspokajam.

Wchodzisz do sklepu. Ludzi jest mnóstwo, więc wzdychasz głośno, wyraźnie wyrażając swoje niezadowolenie. Dlaczego wszyscy przyszli akurat teraz, w tym samym momencie co ja – myślisz sobie. Jakby chcieli zrobić na złość. Nie mieli na to całego dnia? Podobnie stwierdził wcześniej każdy.

Nerwowy jęk jest jednak ledwo słyszalny, został wchłonięty przez dźwięki piosenek, które mają kojarzyć się ze świętami. Przypominają największe hity, ale to nie one. O pogodny nastrój trudno, bo co chwila ktoś przechodzi z koszykiem i wózkiem. Szturcha, najeżdża na buty. Trzeba co chwila powtarzać "przepraszam" – i tak nikt nie usłyszy – przedzierać się, irytować. Szybko się przyzwyczajasz, bo przecież tak jest co roku. Gorączka zakupów ogarnęła wszystkich.

Dochodzisz do kas, w głowie doliczając kolejne minuty, które trzeba będzie spędzić w sklepie. W sumie w galerii bezpowrotnie uleciały dwie godziny. Jak zwykle się karcisz: trzeba było zamówić przez internet. Powtarzasz to co roku, ale nigdy nie uczysz się na własnych błędach, jak wszyscy dookoła. Zresztą – zamawiać mleko, pomarańcze, twaróg? Bez przesady. Do tego sklepu i tak trzeba byłoby wejść. Nie było odwrotu.

Ale cóż to – przy kasach nagle robi się spokojniej. Nie ma tłumu. Nawet wydaje ci się, że jest ciszej. Każdy zakupowicz podchodzi do stanowiska samoobsługowego. Prędko wypakowuje produkty, nabija, odkłada. Nie ma miejsca na pomyłkę. Nawet gdyby ktoś chciał przechytrzyć system – przypominasz sobie, że kiedyś ludzie tak właśnie robili – nic by to nie dało. Kamera automatycznie rozpoznaje, że pomidor malinowy to nie cebula. Algorytmy nie dają się oszukać. Przy takiej pomyłce wyświetla się tylko komunikat, że doszło do pomyłki, ale system skorygował ewidentny błąd kupującego. Nic się nie stało, dodaje maszyna, rachunek już jest poprawny. Nad wszystkim czuwają kamery, na szczęście.

Z przyjemnością obserwujesz ludzi. Pracują wzorowo. Ich ruchy są powtarzalne, szybkie, bezbłędne. Jak w fabryce – przychodzi ci do głowy niezbyt oryginalne porównanie. Wcale nie uwłaczające, to komplement. W końcu masz przed sobą imponujący mechanizm.

Proces zakupowy trwa chwilę. Stanowisk mnóstwo, kolejki nie mają kiedy się utworzyć. Niektórzy nawet nie muszą wyciągać produktów z koszyka do zeskanowania. Wcześniej korzystają ze skanerów, którymi są ich telefony, i nabijają rzeczy od razu. Przy kasie pokazują tylko kod qr, płacą za zawartość, przepakowują produkty do własnych toreb. Zastanawiasz się, ile to wszystko trwa. Chyba mniej niż minutę, nawet przy koszykach i wózkach wypełnionych towarem po brzegi. Już chcesz uruchomić stoper, ale podchodzi ktoś i mówi, że stanowisko numer 77 jest wolne, można śmiało korzystać.

W głowie liczysz, ile trwają twoje zakupy. Wyciągnięcie produktów, zeskanowanie i opłacenie rachunku zajmuje 44 sekundy. Nieźle, jak na tyle rzeczy. Już jesteś wyrobiony. Wychodząc ze sklepu przypominasz sobie, jak kiedyś wyglądały zakupy. Nie wierzysz, że ludzie stali w kolejkach. Denerwowali się. Jesteś w dobrym humorze. Życzysz pracownikowi sklepu wesołych świąt. Odpowiada równie pogodnie, choć widać, że jest znudzony obserwowaniem samoobsługowych stanowisk. Przypomina ratownika na basenie – ze swojego miejsca, samotnej wieży, dogląda interesu. Rzadko kiedy interweniuje, bo nie ma po co. Nikt nie prosi o pomoc, wszyscy radzą sobie doskonale i wiedzą, co robić.  

Czytałeś w artykule, że coraz więcej asystentów zakupowych – to nowa nazwa kasjerów – rezygnuje z tej pracy. Jest wyniszczająca, bo nic się nie dzieje. Ludzie są zmęczeni nic nierobieniem przez cały dzień. Proszą, żeby przenieść ich do magazynu, chcą wykładać towary na półki, ale nie jest łatwo awansować na to stanowisko, bo konkurencja to również roboty. "Żeby chociaż można było pogadać z ochroniarzem" – mówił jeden z asystentów w reportażu. Tyle że pracownik ochrony jest daleko. Jeden obserwuje cały sklep. Nie da się wynieść produktu, czujniki wszystko wychwycą, a kasa rozpozna pomyłkę.

Pstryk. Wracamy do naszej rzeczywistości

Handlowa "Solidarność" rozpoczęła akcję protestacyjną, która ma "zwrócić uwagę na bardzo trudną sytuację pracowników tej branży w okresie przedświątecznym". Jak czytamy w opublikowanym komunikacie, przed Bożym Narodzeniem w dniach wzmożonego ruchu w sklepach pracownicy pokonują dziennie ok. 20 km, biegając między sklepowymi półkami. Kasjerki przerzucają w trakcie zmiany 1,5 tony towaru. Tymczasem tuż przed Wigilią sieci handlowe wydłużyły godziny pracy nawet do godz. 1.00 w nocy.

- Przed świętami są kolejki i ogromny tłok. Klienci się denerwują, że jest za mało czynnych kas, że alejki są zawalone towarem i trudno się w nich poruszać. Niestety ta frustracja bardzo często jest wyładowywana na pracownikach, którzy nie są niczemu winni. Oni przed świętami pracują po kilkanaście godzin dziennie, bo obsady sklepów są za małe. Chcemy prosić klientów o wsparcie. Zaapelować do nich o empatię i szacunek dla pracowników handlu – komentuje Alfred Bujara, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ "Solidarność".

- Przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą i długimi weekendami, z roku na rok godziny otwarcia Biedronek są coraz bardziej wydłużane. To niepojęte – mówiła w rozmowie z "Faktem" Gabriela Kaim, szefowa "Solidarności" w Biedronce.

Wolna Wigilia dla pracowników handlu okazała się przekleństwem. Przed 24 grudnia muszą pracować dłużej, a potem odpracują w dodatkową niedziele handlową.

Wcześniej 24 grudnia sklepy były czynne do 14.00, a ruch był niewielki. Mówiąc wprost, na tych przepisach skorzystali wszyscy, tylko nie pracownicy handlu – zaznacza Alfred Bujara.

Powinno wyjść inaczej

Kas samoobsługowych jest coraz więcej. Miały wyeliminować kolejki, a tymczasem te nadal są utrapieniem.

Na papierze wszystko się zgadza: stanowisk przybywa, a te skracają proces opłacania zakupów. Swego czasu Biedronka udostępniła nawet statystyki: średni czas dokonywania transakcji samoobsługowych jest krótszy niż w kasach tradycyjnych i wynosi ok. 2 minut.

Ile wynosił w tych tradycyjnych? Dane na ten temat są różne. Z sondażu z 2018 r. wynikało, że w kolejce do kasy czeka się średnio 4 min.

Dziś kas samoobsługowych jest zapewne więcej niż na początku 2024 r., kiedy Biedronka pokazała dane. Na logikę zakupy powinny przebiegać więc szybciej i wygodniej. A jednak okazuje się, że pracownicy handlu mają jeszcze bardziej pod górkę. Technologia wyciągnęła rękę, ale zamiast pomóc, zepchnęła w przepaść.

Kiedy obserwuję swój sklep, w którym codziennie robię zakupy, widzę to dokładnie. Stanowisk samoobsługowych jest faktycznie więcej. Tych tradycyjnych za to znacznie mniej. W krótkim czasie – rok, góra dwa – samoobsługowe kasy dosłownie wygryzły te z kasjerem. Widać to po przestrzeni. Wcześniej zajmowały kawałek pod ścianą, teraz to one dominują. Nadzoruje je jeden kasjer. Podejrzewam, że ma więcej pracy niż kiedykolwiek. Biega od jednego punktu do drugiego. Nie tylko dlatego, że musi zatwierdzać produkty dla dorosłych czy wyjaśniać pomyłki – a to ktoś zeskanuje nie to, co trzeba, a to pomyli się waga. Podchodzą do niego również osoby, które chcą płacić gotówką. Przy kasach samoobsługowych robią się długie kolejki. Miało być wygodniej, a jest nie dość, że po staremu, to jeszcze gorzej.

Doniesienia związków zawodowych tylko to potwierdzają. To wcale nie tak, że dziś pracownicy mają mniej obowiązków, mogą za to bardziej wydajnie wykładać towar na półki, przyjmować zamówienia, pomagać zagubionym klientom. Nic takiego się nie dzieje. Technologia jest obecna w sklepach, widać to gołym okiem. Nie okazała się jednak wybawieniem.

Czy możemy być zdziwieni? Spójrzmy tylko na nasze domy

Odkurzacze same wciągają kurz i myją podłogi. Wystarczy uruchomić sprzęt w aplikacji i dzieje się magia. Coraz więcej Polaków ma roboty kuchenne, które same miksują, podgrzewają, gotują i pieką. Wszystko w jednym garnku – wystarczy tylko wrzucić produkty.

Czy jednak Polacy mają dziś więcej czasu? Lepiej wypoczywają? Dłużej śpią? Przyczyn, dlaczego tak się nie stało, jest zapewne wiele. Problem jest złożony. Możemy jednak stwierdzić, że technologia nie jest wybawcą, jak mogliśmy się tego przed laty spodziewać. To nie tak, że nagle przybyło nam wolnych minut.

REKLAMA

Owszem, możliwe, że bez automatycznych odkurzaczy i robotów kuchennych bylibyśmy jeszcze bardziej zmęczeni i zapracowani. Ale to jednak ważne, że nie odczuwamy znaczącej, oczekiwanej ulgi.

Nie twierdzę, że bez kas samoobsługowych i domowych gadżetów byłoby nam lepiej. Albo że skoro nie pomagają, to czas z nich zrezygnować. Tylko warto pytać o ich rolę, naszą zależność oraz otrzymany efekt. Czyli niedowiezione obietnice?   

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-21T07:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-21T07:10:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-21T07:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-20T16:40:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-20T16:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-20T16:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-20T07:50:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-20T07:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T20:25:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T20:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T18:27:54+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T17:13:42+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T17:09:33+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T16:42:25+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T14:57:27+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T12:28:03+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T11:32:40+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA