Jest prosty sposób na pijanych posłów i senatorów. Wcale nie muszą dmuchać w balonik
Nie cichną kontrowersje wokół propozycji stosowania alkomatów w polskim parlamencie. Marszałkini Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska ma tu jasne stanowisko. Nie i kropka. Chodzi o bariery technologiczne? Niezupełnie.

W bieżącym miesiącu polska scena polityczna stała się areną gorącej debaty na temat… cóż, zasad trzeźwości parlamentarzystów. Bezpośrednim impulsem do dyskusji były kolejne incydenty z udziałem posłów i senatorów pojawiających się pod wpływem alkoholu w miejscu pracy.
W centrum sporów znalazła się postać marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która jednoznacznie sprzeciwiła się pomysłowi rutynowego sprawdzania trzeźwości senatorów alkomatem przy wejściu na salę obrad. Jej stanowisko - oparte na argumencie równości grup zawodowych - spotkało się zarówno z poparciem, jak i ostrą krytyką.
Technologią w natrąbionych reprezentantów suwerena
Źródłem debaty stały się dwa wydarzenia z bieżącego miesiąca. W przypadku posła Ryszarda Wilka z Konfederacji doszło do sytuacji, w której polityk pojawił się na sali plenarnej Sejmu w stanie wskazującym na spożycie. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia nakazał wówczas wyprowadzenie posła, co zostało udokumentowane w mediach. Wilk publicznie przyznał się do walki z chorobą alkoholową, co jednak nie uchroniło go od nałożenia kary finansowej.
Niemal równolegle ujawniono nagranie senatora Macieja Kopca z Lewicy, które dokumentowało jego agresywne zachowanie w przestrzeni parlamentarnej, połączone z paleniem papierosów i użyciem wulgaryzmów. Choć zdarzenie miało miejsce kilka miesięcy wcześniej w barze Nowego Domu Polskiego, jego publikacja w mediach społecznościowych wzmocniła wrażenie systemowego problemu.
Technologia może w łatwy sposób rozwiązać ten problem. Etyka nie jest jednak jednoznaczna
Centralnym elementem argumentacji Kidawy-Błońskiej jest postulat unikania wyjątkowości w traktowaniu parlamentarzystów. Jak podkreśla, nie można robić tak, że jedna grupa zawodowa jest bardziej sprawdzana, a druga mniej. Marszałkini wskazuje, że wprowadzenie alkomatów miałoby sens wyłącznie przy równoczesnym obowiązku takich kontroli we wszystkich zawodach zaufania publicznego - od nauczycieli po kierowców autobusów.
Ważnym elementem stanowiska Kidawy-Błońskiej jest rozgraniczenie między rutynową kontrolą a działaniami interwencyjnymi. Podkreśla, że gdy istnieją konkretne przesłanki sugerujące nietrzeźwość (np. widoczne objawy), Straż Marszałkowska powinna mieć prawo do natychmiastowej reakcji.
Wypowiedź marszałkini nie przysporzyła jej popularności. Argumentują, że elektroniczne alkomaty to nie niedogodność
Przeciwnicy stanowiska marszałkini Senatu twierdzą, że mandat parlamentarzysty - jako reprezentanta suwerena - nakłada szczególną odpowiedzialność. W mediach społecznościowych licznie pojawiały się porównania do zawodów, gdzie rutynowe kontrole trzeźwości są normą. Na przykład kierowcy komunikacji miejskiej podlegają losowym testom w 87 proc. polskich miast powyżej 100 tys. mieszkańców, personel medyczny na dyżurach podlega kontrolom w 43 proc. szpitali.
Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, zlecił prace nad systemem interwencyjnych kontroli alkomatowych na sali plenarnej. Jego projekt zakłada uprawnienie Straży Marszałkowskiej do przeprowadzania testu na polecenie marszałka prowadzącego obrady, do natychmiastowego usunięcie nietrzeźwego posła z sali oraz do automatyczne wszczęcia procedury dyscyplinarnej.
Na dodatek Sejm RP mógłby skorzystać z nowocześniejszych urządzeń niż tylko dmuchanie w balonik. Rozwój technologii biometrycznych oferuje nowe możliwości. Dostępne są na rynku:
- Systemy analizy głosu wykrywające zaburzenia artykulacji;
- Kamery AI monitorujące ruchy gałek ocznych;
- Bezdotykowe czujniki etanolu w powietrzu wydychanym.
Te rozwiązania mogłyby zapewnić ciągłą kontrolę bez konieczności inwazyjnych testów. Niestety nie wiązałoby się to z medialną sensacją, od której wszystkie obecne w życiu publicznym ugrupowania wydają się zbyt uzależnione.