Jak niewiele trzeba, by miasto wypiękniało. Tak było przed, oto jak jest teraz
Duże remonty, ambitne przedsięwzięcia, spektakularne projekty – może się wydawać, że jeśli chce się, żeby było lepiej, trzeba działać na dużą skalę. Nasze miasta mogą zyskać też dzięki drobnym zmianom, które zrobią różnicę. I to wcale nie kosztuje wiele.
Rzecz jasna nie zachęcam władz do rezygnowania z remontowania kamienic, tworzenia parków, zazieleniania ulic sporą liczbą drzew, krzewów i innych roślin, a co za tym idzie do szukania oszczędności, bo skoro można mało i tanio – niech to wystarczy. Warto jednak mieć na uwadze, że obok bardziej imponujących przedsięwzięć nawet pozornie marginalne ruchy prowadzą do tego, że coś się zmienia na lepsze. Zamiast machnąć ręką, że to i tak za mało, lepiej spróbować.
Pokazują to Łódź z Sosnowcem
Nie wszyscy wiedzą, że w Łodzi jest stary rynek. Wprawdzie nie pełni on takiej funkcji jak w wielu innych polskich miastach, gdzie takie place są faktycznym centrum zabytkowej części, tak plac jest. Ostatnio doczekał się remontu i chociaż wiele osób ma pewne zastrzeżenia, to przestrzeń się zmieniła i może rozwinąć się w ciekawym kierunku.
Prace ciągle trwają. Jak zauważył autor profilu SMAR Stare Miasto: Akcja Rewitalizacja „ku końcowi ma się remont podcieni w zachodniej pierzei” rynku. Dzięki temu zniknęła nieco szpetna reklama i przede wszystkim bazgroły. Kosmetyczne zmiany sprawiły, że mamy do czynienia z zupełnie innym widokiem.
Co ciekawe autor jeszcze w lutym przygotował fotomontaż pokazujący możliwe zmiany, gdyby zniknęły szyldy i napisy. Już wtedy widać było różnicę na plus. Teraz wizualizacja stała się rzeczywistością.
To cieszy, bo faktycznie w wielu miejscach fotomontaż jest jedynym sposobem na to, by wyobrazić sobie miejską przestrzeń bez banerów. Mieszkańcy i społecznicy pokazują, że naprawdę niewiele trzeba, aby móc inaczej spojrzeć na to, co nas otacza. Ci, którzy decydują się na taki krok, szybko korzystają ze zmiany.
Oczywiście łódzki budynek wymaga pewnego odświeżenia, ale i tak prezentuje się już zupełnie inaczej. Teraz jak na dłoni widać, ile tracimy, jeśli decydujemy się na szyldozę.
Podobna mała, ale jednak znacząca zmiana zaszła w Sosnowcu. Oficjalny profil miasta na Facebooku zamieścił porównanie zdjęć tej samej ulicy. Fotka na dole prezentowała widok z 2016 r., ta na górze zarejestrowała tegoroczny krajobraz. Co się zmieniło? „Nasadzenia, niska zieleń, mała architektura i nawet jesienią, gdy nie ma bujnej zieleni, widać różnicę” – chwali się Sosnowiec.
I ma czym. Wiadomo, że nie jest to może rewolucja na miarę warszawskiej pozytywnej przemiany, ale to i tak krok w dobrym kierunku. Mam nawet wrażenie, że na tym krótkim fragmencie udało się wcisnąć więcej niż władze niektórych miast by się zdecydowały. Tak, ciągle boli mnie pabianicki rynek – to smutny żart, że w mieście, które ma ambitne plany względem polityki klimatycznej, taką przestrzeń jedynie maźnięto zielenią.
„Najpierw zabetonowanie wszystkiego, potem symboliczna próba odbetonowania” – narzekają niektórzy mieszkańcy
W komentarzach zamieszczane są zdjęcia starego Sosnowca, z których zieleń aż bije po oczach. Z jednej strony sam to rozumiem, bo przecież zdarza mi się narzekać na miejską zieleń i zadowalanie się bardzo prostymi, niewielkimi zmianami, ale w tym przypadku nie jestem aż tak krytyczny. Ulica już zmieniła swój charakter, stając się bardziej przyjazna mieszkańcom.
Na zarzuty, że to ciągle za mało, prezydent Sosnowca odpowiedział w komentarzach kilka tygodni temu:
Można pisać o zdjęciach satelitarnych, można pisać o betonozie, a można po prostu się przejść na miejsce i porównać. Nic na siłę. Wiele osób uważa, że betonozy nie ma tylko wtedy, kiedy rosną wielometrowe drzewa, ale tak nie jest. Poza tym, nie wszędzie jest możliwość ich nasadzenia, jak choćby w centrum - zarówno na Warszawskiej, jak i na placu przed dworcem. Po latach, gdzie zieleni (każdego rodzaju) w centrum było mało, sukcesywnie to zmieniamy. Pamiętam jak spływała na nas krytyka za skwer przy Plazie (z kotwicą), za nasadzenia na Modrzejowskiej. Teraz te miejsca się zmieniły, a drzewa mają po kilka metrów. Dorzuciliśmy Kościelną, Warszawską, przebudowę Małachowskiego, Patelni (sosna i zieleń zarówno na dole, jak i dookoła pomnika Jana Kiepury) i Placu Powstańców Styczniowych. Pojawiają się ławki i małe skwerki. Nadal chcemy iść tą drogą, ale lasu w centrum nie zasadzimy - to jest pewne
Władze wielu miast zdają sobie sprawę, że w ostatnich latach popełniły błąd. Teraz za to wszyscy słono płacimy, co pokazało szalone lato - z upałami czy nawalnymi opadami, które zamieniły ulice w rwące potoki.
- Niestety, przez ostatnie lata bardzo wiele samorządów w Polsce - widząc środki unijne, korzystała z nich, często zapożyczając się na duże kwoty i, kolokwialnie mówiąc, lała beton. Większość miast - i mniejszych, i większych - jest zabetonowana. I woda, przy tak ogromnych opadach, nie ma gdzie spływać, nie ma gdzie się wchłonąć – mówił w rozmowie z TokFM prezydent Zamościa Rafał Zwolak.
To dobrze, że chcemy więcej i więcej zielni. Idziemy więc w dobrą stronę, do czego dostosować muszą się władze miast. Potrzeba dużych drzew na już, ale im więcej mniejszych krzaków czy trawy, tym lepiej. Takie zmiany też mają znaczenie.
Zdjęcie główne: MirSiwy / Shutterstock.com