REKLAMA

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - to nie DLC, to pełna gra!

Jestem zachwycony tym jak wielkie, piękne i wciągające jest Elden Ring: Shadow of the Erdtree. Tworzony od dwóch lat dodatek do najlepszej gry 2022 roku przerósł moje najśmielsze oczekiwania. To nie jest rozszerzenie. To produkcja, która mogłaby być sprzedawana jako Elden Ring 2.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - to nie DLC, to pełna gra!
REKLAMA

Teraz już rozumiem, dlaczego prace nad tym DLC trwały aż dwa lata. Dodatek Elden Ring: Shadow of the Erdtree jest tak wielki, że bez cienia (he-he) zażenowania mógłby być sprzedawany jako Elden Ring 2.

Rozszerzenie zachwyca skalą. To kompletny produkt od A do Z na kilka dziesiątek godzin, który Bandai Namco postanowiło sprzedawać w przystępnej cenie, jako niesamodzielne DLC.

REKLAMA

Wstęp do nowej, wielkiej krainy z Elden Ring: Shadow of the Erdtree trzeba sobie wywalczyć. I to jest świetne.

 class="wp-image-4707635"
 class="wp-image-4707638"

Nowego DLC nie uruchamiamy z menu albo przechodząc przez portal w bezpiecznej bazie wypadowej. Prawo do odkrycia nowej zawartości trzeba sobie wywalczyć, pokonując dwóch bossów z podstawowego Elden Ringa - wielkiego generała Radahna oraz podstępnego lorda Mogha. Ten drugi to ciekawy przypadek, jest bowiem opcjonalnym przeciwnikiem, do odkrycia w sekretnych podziemiach.

Zabieg twórców może wydawać się kontrowersyjny, ale jest w tym soulsowa mądrość. Po pierwsze, ubijając dwóch bossów udowadniamy, że mamy odpowiednie umiejętności, by wejść do nowego świata, pełnego przeciwników już na dzień dobry zadających olbrzymie obrażenia. Po drugie, postać lorda Mogha - wcześniej opcjonalnego wroga - ma kluczowe znaczenie dla fabuły Shadow of the Erdtree.

Dodatek do Elden Ring opowiada bowiem historię Miquelli Łagodnego - jednego z półbogów, stanowiącego wielką niewiadomą w podstawowej kampanii. Tam widzimy Miquellę wyłącznie jako kokon pilnowany przez Mogha. Dodatek zdradza, że więziony półbóg przenosi się do krainy cienia z dodatku i to właśnie jego drogą - symbolizowaną przez złociste krzyże - podąża teraz gracz.

Podoba mi się, że narracja w Shadow of the Erdtree jest znacznie bardziej linearna i filmowa.

 class="wp-image-4707641"
 class="wp-image-4707644"

Elden Ring z 2022 roku wrzucał gracza w sam środek wielkiego uniwersum, wyposażając go w dziecięce grabki i łopatkę. Rodzinne dramy półbogów, wielkie runy, zakulisowy wpływ innych bóstw - wszystko musieliśmy składać w spójną opowieść sami, łącząc drobne poszlaki i oszczędne opisy przedmiotów. Kapitalna dochodzeniowa przygoda, ale i niezwykle chaotyczny sposób na prowadzenie narracji.

Shadow of the Erdtree jest na tym polu bardziej bezpośrednie i przystępne. Gracz podąża śladami Miquelli Łagodnego, lądując w rozoranej wojną krainie cieni. Mieszkańcy tego miejsca cierpią na skutek wielkiej krucjaty Messmera Palownika - zupełnie nowej i tajemniczej postaci, chociaż nie bez ciekawego zakorzenienie w uniwersum Elden Ring. Gracz od początku wie, jaki jest jego cel, kto jest jego sojusznikiem i co dzieje się w odwiedzanych przez niego miejscach.

Ależ brakuje mi trybu foto! Trudno inaczej pokazać, jak piękna i wielka jest nowa kraina z Shadow of the Erdtree.

 class="wp-image-4707650"
 class="wp-image-4707653"

Gdy pierwszy raz włączyłem mapę królestwa cieni, wielkość nowego obszaru wydała mi się adekwatna jak na DLC - ot, kilka razy mniejsza kraina niż w podstawce, za to naszpikowana nową zawartością. Och ja naiwny! Och ja nieświadomy! Okazało się, że wyświetlany obszar to zaledwie jedna czwarta albo nawet jedna szósta całej krainy cieni.

Nowy wymiar odwiedzany przez gracza jest GIGANTYCZNY. Składa się na kilka osobnych prowincji, każda z własną unikalną stylistyką. Wielkie pola uprawne, idyllicznie zielone oazy, mroczne i pełne mgły lasy, zrujnowane wioski i miasta, nawet gigantyczna smocza góra, pełna skrzydlatych przeciwników - jest tutaj wszystko, za co kochamy gry From Software, łącznie z toksycznymi bagnami.

Nowa kraina bez cienia przesady wystarczy graczom na KILKADZIESIĄT godzin przygody. Oczywiście nie zabraknie świrów przechodzących Shadow of the Erdtree poniżej godziny, na bongosach Nintendo. Jednak mnie, osobie która przechodziła bazowe Elden Ring prawie 200 godzin, 50 godzin nie wystarczyło na odkrycie każdego zakątka oraz poznanie wszystkich bossów. Jestem niestety w tej grupie, która musi zajrzeć pod każdy kamień i przeczytać każdy opis przedmiotu. Nie spieszyłem się na poczet recenzji.

Trzeci największy atut Elden Ring: Shadow of the Erdtree - po rozmachu i nowej krainie - to przepotężne nowe artefakty.

 class="wp-image-4707659"
 class="wp-image-4707656"

Już w bazowym Elden Ringu mogliśmy zdobyć niezwykle potężne bronie i zaklęcia, jak np. wielki magiczny księżyc zwalający się na głowę przeciwnika. W Shadow of the Erdtree producenci mają jeszcze mniej oporów przed takimi szaleństwami. Z tego powodu arsenał gracza zostaje rozszerzony o kapitalne nowe przedmioty.

Jednym z moich ulubionych nabytków jest magiczny sztylet, wracający do ręki gracza po każdym rzucie. W przeciwieństwie do miotanych noży, taki sztylet można ulepszać u kowala, jak każdą inną klasyczną broń. W rezultacie otrzymujemy potężny przedmiot miotany o nieskończonej liczbie rzutów. Do tego możliwy do ciosania w sekwencji combo, a także z możliwością nakładania na niego smarów i innych efektów. Ogień!

Jestem też zachwycony nowym zwojem kleryków, przywołującym przyjazną istotę lewitującą dookoła gracza. W praktyce zyskujemy sojusznika tam, gdzie korzystanie z przywołań innych graczy oraz popiołów wojny jest niemożliwe. Co prawda z czasem istota znika, ale od czego są butelki many. Twórcy Shadow of the Erdtree świetnie się bawią, łamiąc zasady z podstawki, a gracz czuje, że zyskuje znacznie większą moc.

Jednak za każdym razem, gdy czujesz, że jesteś już naprawdę potężny, Elden Ring: Shadow of the Erdtree wciera tobą glebę.

 class="wp-image-4707662"
 class="wp-image-4707677"

Twórcy DLC stanęli przed trudnym zadaniem: jak zbalansować dodatek, by był wyzwaniem dla weteranów, jednocześnie nie odstraszając innych fanów? Efekt osiągnięto przy pomocy bardzo stromego wzrostu trudności, ale z łagodnym początkiem tej drogi przez mękę. Pierwsze dwa obszary są pełne łatwych przeciwników, na których można szybko wbijać poziomy, podkręcając takie parametry jak życie czy wytrzymałość.

Pogoń za XP jest niezbędna jeśli nie masz 50 punktów życia i ponad 30 punktów wytrzymałości. W Shadow of the Erdtree zwykli wrogowie zadają bowiem tak absurdalne obrażenia, że trzeba je amortyzować dłuższym paskiem HP. Późniejsi bossowie są na tak silnych sterydach, że potrafią ubić gracza w ciężkiej zbroi, z ponad 50 punktami zainwestowanymi w życie, jednym uderzeniem.

Dlatego zaznaczam: początkowo gracze mogą się czuć jak wymiatacze, ale po kilkunastu godzinach efekt ulatuje razem z naszym życiem. Wrogowie ponownie będą wycierać wami glebę, a na nowych obszarach będziecie musieli zachowywać czujność, ciesząc się z każdego zabezpieczonego metra kwadratowego. Tyczy się to zwłaszcza zamkniętych lokacji jak warownie czy jaskinie, gdzie nie można galopować na wierzchowcu.

Elden Ring: Shadow of the Erdtree zawstydza innych producentów DLC rozmachem. To wielka, pełna i świetna gra.

 class="wp-image-4707701"
 class="wp-image-4707710"

Trudno wymarzyć sobie lepszy powrót do Elden Ring niż takie rozszerzenie. Jest wielkości kilku typowych DLC, wrzuca nas w gigantyczny i zupełnie nowy obszar, do tego zostało naszpikowane masą unikalnej zawartości. Gdyby tego było mało, w pewnych obszarach rozgrywki - jak arsenał, oprawa graficzna czy narracja - dodatek jest dla mnie lepszy nawet niż wybitna podstawka! Nie wiem, czy da się napisać większy komplement.

Właściwie trudno mi znaleźć fundamentalną wadę Shadow of the Erdtree. Producenci DLC biorą to co najlepsze z Elden Ringa, a następnie kondensują to oraz jeszcze bardziej dopieszczają. Chyba tylko paleta początkowych bossów mogłaby być nieco bardziej okazała. Napotykanym przeciwnikom bliżej bowiem do mini-bossów z Dark Souls niż takich ikon świata Elden Ring jak Malenia, Margit czy Radahn. Dopiero później robi się ciekawiej.

Największe zalety:

  • To nie jest DLC. To jest cała gra udająca dodatek
  • Nowy obszar gwarantuje masę zwiedzania i tonę sekretów
  • Kampania aż na kilkadziesiąt godzin
  • Potężny nowy arsenał, twórcy zrzucają z nas ograniczenia
  • Bardziej linearna, spójna i zrozumiała narracja
  • Przepiękna (choć surowa) oprawa, jest jeszcze ładniej
  • Jakość Elden Ringa zachowana, a nawet podniesiona!
  • Dobre podejście do kwestii trudności i poziomów
  • Messmer Palownik <3

Największe wady:

  • (nieco na siłę) mniej ciekawi bossowie
  • (dla części) wysoki próg wejścia, wymóg ubicia Mohga
  • Brak trybu foto, uwieczniającego piękno nowej krainy

Ocena recenzenta: 9+/10

REKLAMA

Jeśli tak jak ja pokochaliście Elden Ring, będziecie zachwyceni Shadow of the Erdtree. Ten dodatek jest trzy razy lepszy niż przypuszczacie, trzy razy większy niż powinien i trzy razy tańszy niż na to zasługuje. Jeżeli Elden Ring jest najlepszą grą 2022 roku, Shadow of the Erdtree musi zostać najlepszym rozszerzeniem 2024 roku. Nie widzę innej możliwości.

Elden Ring: Shadow of the Erdtree zostanie zapamiętane jako jedno z najlepszych rozszerzeń w całej historii gier wideo.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA