REKLAMA

Chcą wcisnąć modną technologię do mObywatela. W sieci wrze i jest afera

Najmodniejsze słowo ostatniego roku właśnie zostało użyte w kontekście mObywatela. Rozumiem trendy i fascynację nowinkami technologicznymi, ale czy naprawdę mObywatel potrzebuje SI?

Chcą wcisnąć modną technologię do mObywatela. W sieci wrze i jest afera
REKLAMA

Nie ma drugiego takiego zwrotu jak sztuczna inteligencja lub też AI. To hit i obowiązkowa pozycja w absolutnie każdym nowym urządzeniu i aplikacji. To, co do niedawna było smart, teraz jest AI. Mieliśmy tradycyjne wyszukiwanie obrazem, teraz mamy algorytmy AI, które robią wprawdzie to samo, ale z ładniejszymi określeniami.

REKLAMA

Sztuczna inteligencja dosłownie wylewa się z lodówek, mikrofalówek, czy odkurzaczy, które zamieniły czujniki podłoża na wysoce zaawansowane funkcje AI, czyli czujniki podłoża. Owszem, w tle mamy prawdziwą sztuczną inteligencję, ale wiele firm zdaje sobie sprawę, że wystarczy dodać magiczny dopisek, żeby akcje wystrzeliły.

To najlepszy sposób na zainteresowanie opinii publiczne (albo jej zniechęcenie, bo temat staje się przegrzany), a także ratunek dla podupadających startupów. Wszyscy mają sztuczną inteligencję - Google, Samsung, Microsoft, X, Apple (ale jej nie pokazuje) itd., a jakoś nie możemy sobie wyhodować takiej zwykłej inteligencji, ale to temat na zupełnie inny wpis. Moda dotarła również do Polski i właśnie przeczytałem, że niektórym śni się sztuczna inteligencja w mObywatelu.

Więcej o sztucznej inteligencji przeczytasz w:

Sztuczna inteligencja w mObywatelu?

Dziennik Gazeta Prawna opublikował wywiad z Radosławem Maćkiewiczem - nowym dyrektorem Centralnego Ośrodka Informatyki. Opowiada on o przyszłości mObywatela i zdradza, że:

Zaczęliśmy prace nad funkcjonalnością chatbota wykorzystującego sztuczną inteligencję. Najpierw chcemy uruchomić go na stronie gov.pl, żeby pomógł nam załatwiać sprawy urzędowe. Dzięki niemu, zamiast przeglądać portal, będzie można zadać pytanie w języku naturalnym i uzyskać odpowiedź.

W dalszej perspektywie wspólnie z MC rozważamy nową wersję mObywatela, która będzie oparta na asystencie AI. Wystarczyłoby wydać komendę głosem, a on np. podawałby PESEL albo wyświetlał dowód osobisty. 

Ma być wykorzystany model od OpenAI, który zostanie ograniczony do informacji, które są na gov.pl. Dyrektor twierdzi, że byłoby to przełomowe rozwiązanie.

A teraz zastanówmy się nad sensem tego, co właśnie przeczytaliśmy. Jaki model AI zostanie użyty? Samo OpenAI ma ich kilka, różnią się możliwościami, ale również kosztem obsługi, co prowadzi nas do pytania ile to będzie kosztować? Bo model dla firm/administracji państwowej to zupełnie inne koszty niż dostępne dla innych użytkowników. Zapewne do zastosowań opisywanych przez dyrektora wystarczy zwykły GPT-3.5 Turbo.

Tymczasem w sieci czytam, że skandal, tragedia, dane Polaków będą udostępnione amerykańskiej korporacji. Nie będą. AI nie będzie uczyło się nowych rzeczy, tylko będzie pośredniczyć pomiędzy człowiekiem a aplikacją. Będzie wyłącznie odczytywać dane z bazy i przekazywać je w formie głosowej użytkownikowi. Nie ma tutaj mowy o tym, że OpenAI zacznie trenować się na wrażliwych danych milionów Polaków. Nie musicie odinstalowywać aplikacji mObywatel.

Skąd to zamieszanie?

Być może to kwestia tego, że zmienił się rząd, trzeba było objąć stery również w Ministerstwie Cyfryzacji i w podległych mu jednostkach, a tam zamiast wygodnej pracy mamy jakieś AI, tokeny, mObywatele, OpenData i inne magiczne i chwytliwe określenia. Idzie się w tym pogubić, a jeszcze do tego dziennikarze dzwonią i pytają o plany, a tu trzeba usiąść i na spokojnie pomyśleć, dopiero trzy miesiące zleciały.

Osoby z ministerstwa udzielają wywiadów, w których snują śmiałe plany, a specjaliści, bo tacy zasiadają w COI muszą później kontynuować narrację. Ponadto osoby, które siedzą w cyfryzacji i sztucznej inteligencji posługują się skrótami myślowymi, bo dla nich jest wszystko jasne, a zwykły obywatel od razu boi się, że ktoś sprzeda jego dane.

Im więcej czytam o przepisach mówiących o udostępnieniu kodu i tym, co powinno być w mObywatelu, tym mam większe wrażenie, że nastąpiło jakieś gigantyczne nieporozumienie. Tym bardziej że Tomasz Rychter, były dyrektor Pionu Innowacji i Jakości w Centralnym Ośrodku Informatyki, który odpowiadał m.in. za mObywatela, uspokaja na X (Twitterze):

A co z tym udostępnieniem kodu, czy jest się czego bać i czy powinno to spędzać sen z powiek?

Zanim do tego przejdziemy czas na małą powtórkę z historii. W maju 2023 r. poseł Michał Gramatyka z Polski 2050 zgłasza poprawkę do ustawy o mObywatelu, która nakazuje udostępnienie kodu aplikacji w Biuletynie Informacji Publicznej. Poprawka została przyjęta przy poparciu wszystkich opcji politycznych, a sam kod ma być opublikowany do połowy lipca 2024 r. Data zbliża się wielkimi krokami, ale nie bójmy się.

W telegraficznym skrócie aplikacja mObywatel składa się z front-endu - czyli tego, co widzimy, a którego kod możemy sobie podejrzeć np. w przeglądarce oraz tzw. wnętrzności, czyli back-endu, które pracują na rządowych serwerach i do których nie mamy dostępu. Rodziło to obawy o to, czy w tej warstwie nie zostały zaszyte linijki kodu, które odpowiadałyby za śledzenie obywateli, ich podsłuchiwanie itd. Dlatego uchwalono przepisy o transparentności kodu. W lipcu zobaczymy ten kod, ale bez bibliotek, API i kompilatorów, które tłumaczą go na zrozumiały format. Dla zwykłych ludzi będzie to informatyczny bełkot.

REKLAMA

Z czym wiążą się obawy? Kod może zostać wykorzystany do wyszukiwania luk, błędów i podatności na ataki hakerskie, jednak sam w sobie nie zawiera haseł ani danych wrażliwych. Dlatego przed udostępnieniem trzeba go dobrze sprawdzić, ale nie dajcie sobie wmówić, że trzeba przesunąć termin publikacji kodu, bo jak go opublikujemy, to hakerzy zrobią podobne aplikacje jak mObywatel.

Otóż dzięki ogólnodostępnemu front-endowi posiłkując się poradnikami sami bylibyście w stanie zrobić stronę lub aplikację wyglądającą jak mObywatel. Nie potrzebujecie do tego back-endu. Zwłaszcza że mObywatel ma naprawdę świetne zabezpieczenia w postaci wieloetapowego uwierzytelniania. To po prostu dobra wymówka, żeby nie pokazywać wszystkiego.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA