REKLAMA

Zabrałem Samsunga, iPhone'a i aparat na wycieczkę. Zgadnij, który robił te zdjęcia

Aparat w świetnym Galaxy S24 Ultra, aparat w doskonałym iPhonie 15 Pro Max i aparat w... aparacie. Zabrałem je wszystkie na weekendową wycieczkę, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, który z tych sprzętów zabrałbym ze sobą następnym razem, gdybym mógł zabrać tylko jeden.

Zabrałem Samsunga, iPhone'a i aparat na wycieczkę. Zgadnij, który zrobił te zdjęcia
REKLAMA

I nie, tym razem nie będzie we wnioskach banalnego "najlepszy aparat to ten, który masz zawsze przy sobie", bo po latach uważam, że to hasło to straszna bzdura. Najlepszy aparat to ten, którym chcesz robić zdjęcia - i w konsekwencji zabierasz go ze sobą wszędzie. Dlatego eksperymentalnie zabrałem ze sobą dwa smartfony i aparat... mniejszy od smartfona.

REKLAMA

Kto stanął do pojedynku?

Mój prywatny iPhone 15 Pro Max, w przypadku którego coraz częściej dochodzę do wniosku, że mogłem sobie darować jego zakup i zostać przy starszym modelu, grający w tej samej ekstraklasie Samsung Galaxy S24 Ultra, a także - również mój prywatny - Ricoh GR IIIx, czyli przedstawiciel wymierającego gatunku malutkich aparatów o wcale nie takich małych możliwościach.

Na wszelki wypadek nie będzie od razu podpisywał, które zdjęcie pochodzi z którego aparatu (będzie trochę poniżej), co jest winą mojej żony, ale wytłumaczę to kawałek dalej.

Żeby było wygodniej, nie wrzucam wszystkich wyjazdowych zdjęć, a kilka wybranych porównań dla różnych, zmyślonych przeze mnie kategorii. Wszystkie zdjęcia zostały pomniejszone, żeby nie zabrać wam transferu, a nam nie przeciążyć serwerów. Wszystkie były też wykonywane przy maksymalnie automatycznych ustawieniach każdego ze sprzętów.

To do dzieła.

Mam 14 lat i to jest głębokie, czyli bokeh w wydaniu na łatwo

Zawodnik A:

Zawodnik B:

Zawodnik C:

Przyznaję się bez bicia, że gdyby ktoś pokazał mi te trzy zdjęcia i kazał rozpoznać, które z nich pochodzi z aparatu, a które ze smartfona, to miałbym potężne problemy. Na siłę mogę próbować udawać, że widzę na pierwszych dwóch zdjęciach typową mgiełkę ze sztucznej głębi ostrości albo dużo większe wyostrzanie, ale to chyba głównie dlatego, że wiem, które zdjęcie jest z którego sprzętu.

Na pewno natomiast w oczy rzuca się jedno - zdjęcia smartfonowe nie przepaliły nieba. Zrobiły sobie swoje magiczne sklejki ekspozycji, czego efektem jest to, że niebo wygląda mniej albo bardziej dramatycznie, ale przynajmniej nie jest przepalone. Na zdjęciu z aparatu tak dobrze już nie jest, chociaż sprawdziłem RAW-a i da się to w dużym stopniu uratować. Z drugiej strony - kto nie ma tysięcy RAW-ów z wycieczki z 2008 r., których nie chce mu się obrabiać, niech pierwszy rzuci dyskiem.

Kolejność sprzętów robiących zdjęcia w tym przypadku: iPhone 15 Pro Max, Galaxy S24 Ultra i Ricoh GR IIIx. Obstawiam, że najwięcej lajków w socialach zgarnęłoby właśnie środkowe zdjęcie.

Zdjęcie bez znaczenia, czyli idziemy sobie po lesie.

Zawodnik A:

Zawodnik B:

Zawodnik C:

To jest właśnie porównanie, którego pokazanie żonie i usłyszenie jej opinii wprawiło mnie w lekką konsternację i przy okazji opowiedziało na pytanie, dlaczego aparaty kompaktowe wzięły i umarły. Z mojej perspektywy nie ma tutaj nawet najmniejsze dyskusji - zdjęcie A z Ricoha jest nieporównywalnie ładniejsze i przyjemniejsze od zdjęcia B z Samsunga i C z iPhone'a. Jest w nim jakaś głębia, plastyczność, ważność i tak dalej. Żona natomiast, zerkając przez ramię, stwierdziła - bez podpowiadania, które jest które - że wszystkie są spoko i w sumie dlaczego jej przeszkadzam. Owszem, zdjęcie z Samsunga określiła jako "nadmiernie obrobione", ale jednocześnie uznała, że zdjęcie to zdjęcie, nie ma co się rozdrabniać.

Co wprawdzie stawia pod znakiem zapytania sens tego tekstu, ale już sporo napisałem, to dokończę.

Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, czyli... tabliczka

Zawodnik A:

Zawodnik B:

Zawodnik C:

Trochę wprawdzie nie zgrały się ogniskowe, ale i niezależnie od nich widać - albo nie widać - różnice. Zdjęcie A podchodzi z iPhone'a (przysięgam, musiałem sprawdzić, bo nie wiedziałem), zdjęcie B z Samsunga, zdjęcie C - z Ricoha. Znowu mamy do czynienia z tym, co było widać właściwie na wszystkich poprzednich zdjęciach - owszem, zdjęcie z Ricoha wygląda bardziej aparatowo, ale już ta aparatowość sprawiła, że dość mocno przepalone są chmury i niebo. Z drugiej strony - iPhone i Samsung rozświetliły wszystko na zdjęciu do tego stopnia, że całość wydaje się płaska i niezbyt ciekawa.

Dałoby się to prawdopodobnie mocno poprawić kilkoma zabiegami w Lightroomie, aczkolwiek z dodawaniem głębi w tym przypadku mógłby być problem, który widać na kolejnym zestawieniu:

Mam więcej zdjęć psa niż ty dziecka, czyli trudny bokeh.

Zwodnik A:

Zawodnik B:

Zadownik C:

Kolejno: Samsung, iPhone i Ricoh, raczej nikt nie będzie miał wątpliwości. Jeden i drugi telefon spisały się tutaj umiarkowanie dobrze, obrysowując psa tak, jakbym robił to ja w Photoshopie, kiedy nie chce mi się sięgać po Pen Toola, tylko lecę na żywo pędzlem i myszką. Widać ewidentnie, że w kwestii głębi ostrości generowanej cyfrowo telefony mają jeszcze sporo do nadrobienia, a mój pies wcale nie ma skrzydełek z pieńka.

Widoczek

Zawodnik A:

Zawodnik B:

Zawodnik C:

Pomijając trochę inne ogniskowe na każdym zdjęciu, miałbym gigantyczne problemy ze wskazaniem na obrazku takiej wielkości zdjęcia z aparatu. Gdyby ktoś pytał, to z Ricoha jest to pierwsze, z Samsunga - drugie, z iPhone - ostatnie. Prawdopodobnie z każdego cieszyłbym się tak samo - jako pamiątki - aczkolwiek przyznaję, że to samsungowe, gdyby tylko chciało mi się wstać - pasuje mi najbardziej bez żadnej obróbki.

Oczywiście mógłbym też skorzystać z obiektywu o większym przybliżeniu - tym bardziej, że na moje oko "zoom" w Galaxy spisuje się lepiej niż w iPhonie, szczególnie przy większych powiększeniach. Aczkolwiek "Zoom 100x" sobie odpuśćcie, bo to raczej obraz olejny niż fotografia.

Tutaj można albo mnożyć przykłady, albo przejść do kilku wniosków.

Wybieram to drugie, bo inaczej musiałbym się powtarzać.

Po pierwsze - współczesne telefony z wysokiej półki oferują już w większości tak dobre aparaty, że masa odbiorców będzie miała problemy z odróżnieniem tego, czym było wykonane to zdjęcie. A jeśli nawet zauważą, niekoniecznie musi ich to obchodzić - ważniejsze będzie to, co jest na zdjęciu i jak zostało to coś uchwycone. Koniec końców cokolwiek z funkcją robienia zdjęć to tylko narzędzie.

Po drugie - wszystkie te zdjęcia zostały wykonane w trybie mniej lub bardziej automatycznym, bez żadnej późniejszej edycji. Telefony są na to jak najbardziej przygotowane i będą próbowały dostarczyć jak najbardziej efektowny, gotowy produkt, w takim wydaniu, które spodoba się prawdopodobnie większej części populacji. Dlatego przeważnie kiedy ktoś pyta mnie, co kupić do zdjęć albo do wideo, odpowiadam, że telefon - przynajmniej na początek. Będzie po prostu łatwiej, wliczając w to też łatwiejsze... ratowanie zdjęcia. Przykładowo na tym zdjęciu z S24 Ultra nieprzesadnie podobała mi się głębia ostrości:

Dwa kliknięcia w edycji i proszę bardzo:

Natomiast na zdjęciu z Ricoha, jeśli nie trafię idealnie tak, jak bym chciał, to już z tym zostanę na zawsze i wszyscy będą widzieć, że powinienem jednak posprzątać auto:

Kompaktowy aparat prawdopodobnie nie będzie w tym zakresie ani próbował ratować, ani miał odpowiedniego oprogramowania - zaoferuje potencjalnie dużo większe możliwości, natomiast będzie przy okazji wymagał od nas trochę albo dużo więcej wysiłku. Z drugiej strony - nikt nie broni nam robić telefonem zdjęć w RAW-ach i z ręcznymi ustawieniami, a potem samodzielnie edytować je dalej. Często już samo obniżenie ekspozycji ze standardowej pozwala uzyskać o wiele lepsze efekty.

Do tego dochodzi jeszcze cała masa drobiazgów, które - chociażby przy sprzętach z tego zestawienia - okazują się kluczowe. Przykładowo mój Ricoh może i potrafi zrobić piękne zdjęcia, ale jeśli wiem, że będzie padać, muszę go pakować w wodoodporny woreczek, bo inaczej pozbędę się szybko 5000 zł. Świetny stałoogniskowy obiektyw też ma swoje zalety, ale trudno mu czasem walczyć z zaletami kilku obiektywów w smartfonie, jeżeli jedyną alternatywą dla niego jest przycinanie z nie tak znowu monstrualnej pod względem liczby pikseli matrycy. I w drugą stronę - nie zawsze da się "zoomować nogami" w ramach alternatywy dla obiektywu szerokokątnego.

Który z tych sprzętów zabrałbym ze sobą, gdybym mógł zabrać tylko jeden?

Dopiero teraz zorientowałem się, że pytanie jest trochę bez sensu, bo głupio iść nawet w "łatwe" góry bez telefonu. Aczkolwiek przyznaję, że ostatnio mój iPhone przeważnie trafia do plecaka albo głęboko do którejś z kieszeni kurtki, natomiast Ricoha zawsze noszę tak, żeby mieć go w zasięgu ręki. Ewentualnie w ogóle nie wypuszczam go z ręki.

Traktuję to jednak w pewnym stopniu jako najzwyklejszy w świecie kaprys. Zdjęcia z weekendowych wycieczek podobały się rodzinie dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy były robione Samsungiem, iPhone'em, Ricohem, a nawet pełnoklatkowym bezlusterkowcem. Wszystko więc rozbija się ostatecznie o to, czym mi się najprzyjemniej robi zdjęcia i przyznaję, że w tej kwestii wygrywa aparat - im mniejszy, tym lepiej.

REKLAMA

Co nie zmienia faktu, że 15 Pro Max i S24 Ultra to w kategoriach mobilnej - i często nie tylko mobilnej-telefonicznej - fotografii absolutna ekstraklasa. I wielu miejscach nie da się już dostrzec różnicy między nimi, a osobnym, bardziej specjalistycznym sprzętem.

Urządzenia, które testowałem
Fotoforma
Ricoh GR IIIx
Fotoforma
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA