REKLAMA

Perspektywa wymiany telefonu w ogóle mnie nie ekscytuje. Pierwszy raz w życiu

W moim życiu było mało tak ekscytujących wydarzeń, jak otrzymywanie nowego telefonu. Jednak albo się starzeję, albo na rynku jest taki zastój, że odechciewa mi się nawet zaglądać w ofertę sklepów i porównywać obecnie dostępne modele, by wybrać coś nowego. Nazwę rzeczy po imieniu - ekscytacja zakupem nowego smartfona zamieniła się w niechęć.

Perspektywa wymiany telefonu w ogóle mnie nie ekscytuje. Pierwszy raz w życiu
REKLAMA

Pierwszy telefon komórkowy otrzymałam ponad 17 lat temu, tak więc urządzenia mobilne są w mojej ręce lub kieszeni grubo ponad połowę mojego życia. Otrzymując pierwsze dwa z nich byłam laikiem - ze względu na bycie dzieckiem, jak i relatywnie małą społeczną świadomość na temat tego, że telefony różnią się czymś więcej niż tylko wyglądem, producentem i liczbą megapikseli w aparacie (o ile w ogóle dany telefon miał aparat). Jednakże jedna wspólna cecha, która łączy wszystkie telefony, jakie posiadałam - nie ważne, czy to tradycyjny telefon czy smartfon, to ekscytacja oczekiwaniem i zakupem.

REKLAMA

Pierwotnie zastrzyk dopaminy związany był przede wszystkim z otrzymywaniem nowej zabawki, bo kto nie lubi otrzymywać nowych rzeczy? Jednocześnie wprost proporcjonalnie do mojej wiedzy na temat elektroniki, ten zastrzyk dopaminy pochodził ze świadomości, że wkrótce otrzymam urządzenie o nowych możliwościach - czymś, co wcześniej było niemożliwe lub było zarezerwowane dla urządzeń z wyższej półki. Wtedy jeszcze wymieniałam telefon co 2-3 lata, u operatora i w ciągu tych dwóch lat naprawdę wiele się zmieniało.

Przez ponad dekadę smartfony dostarczały mi ekscytacji. Teraz jest to bardziej frustracja

Większy ekran z bardziej rozbudowanymi funkcjami niż poprzedni telefon, później telefon dotykowy, wreszcie smartfon. Był to okres, kiedy w ciągu nawet roku można było zobaczyć przeskok technologiczny. Rynek dopiero przybierał formę, którą ma dziś, dzięki czemu smartfony potrafiły się naprawdę różnić pomiędzy sobą i pod względem oferowanych możliwości.

Dlatego poszukiwania nowego telefonu zaczynałam już z dużym wyprzedzeniem, nawet dwóch-trzech miesięcy. Ograniczał mnie budżet i oferta operatora, ale nadal wiązało się to z dużą dawką ekscytacji. Dziesiątki urządzeń, z których każdy miał kilka wspólnych mianowników, a jednocześnie różnice, które potrafiły zaważyć na zakupie: czytnik linii papilarnych, dioda powiadomień, jaki procent frontu urządzenia zajmuje ekran, możliwość wyjęcia baterii. Równolegle do poszukiwań nowego telefonu interesowałam się również urządzeniami, które były poza budżetem, flagowcami, których funkcje były po prostu: Łał!, a które już po tych dwóch-trzech latach trafiały do mojego kolejnego telefonu.

Obecnie stoję przed kolejną perspektywą wymiany telefonu, a moje możliwości wyboru są nieograniczone. Nie zaopatruję się już w urządzenia u operatora, tak więc nie jestem ograniczona z góry narzuconą ofertą i dostępnością. Budżet również mam znacznie większy niż wcześniej, gdybym tylko chciała, smartfon z wyższej również jest w zasięgu mojej dłoni. Nie ogranicza mnie także - powiem brzydko - bycie w Polsce. Z łatwością mogłabym zakupić choćby Google Pixel z oficjalnej dystrybucji, czy smaczek pokroju Galaxy Z Flip 5 Retro.

Mimo to myśl o nowym smartfonie nie daje mi zastrzyku dopaminy, wręcz przeciwnie - niechęć. Bo obecne smartfony właściwie nie różnią się niczym od swoich dwu czy trzyletnich poprzedników, a przeskok ze średniej półki na najwyższą to nie niebo i ziemia. Przeglądając smartfony widzę jedynie identyczne bryły. Różnice zauważam dopiero, gdy uważnie wczytam się w specyfikację. Lepszy procesor, ilość pamięci, milimetrowe różnice w rozmiarze czy detale dotyczące aparatu. I to jedynie przeglądając specyfikację, bowiem czytając (lub oglądając) recenzje smartfonów, niekiedy czuję się, jakbym zataczała kółko, czytając na okrągło o tym samym urządzeniu z niewielkimi różnicami i zmianą nomenklatury podzespołów i aplikacji danego producenta.

Chyba się starzeję, ale nie widzę powodu, by wymieniać mojego trzylatka

Prawdopodobnie właśnie dlatego nie dostaję już zastrzyków dopaminy, myśląc o zakupie nowego telefonu. Ponieważ obecnie nie postrzegam nowego jako przesiadki na coś nowego, lepszego, doskonalszego, a jedynie dopłatę, by wymienić obecny telefon na ten sam, tylko z lepszą baterią i trochę szybszym ładowaniem się aplikacji. Choć brzmi to płytko, to dość dobrze odzwierciedla to jak się czułam z moimi dwoma ostatnimi smartfonami. Nie były złe, ale były idealnym przykładem charakterystycznej dla obecnych smartfonów stagnacji. Powiem więcej - momentami sama myśl o wymianie smartfona jest wręcz odpychająca, bo z dość przyjemnego procesu stała się ona wymuszoną próbą znalezienia argumentów "W czym [ten smartfon] jest lepszy od [tamtego] i [obecnie posiadanego]?". Nie pamiętam ostatniego razu, kiedy rzeczywiście znalazłam argument, który mógłby jakkolwiek poruszyć szalę.

Teoretycznie istnieją telefony składane, które dają ten powiew świeżości na rynku, ale wobec konstrukcji, którą wciąż uważam za dość prototypową, postrzegam je bardziej w kategorii ciekawostki aniżeli urządzenia, z którym widziałabym siebie w codziennych sytuacjach. Nie jest to krytyka, ale preferencja - być może przy dalszym rozwoju tych urządzeń zakocham się od pierwszego wejrzenia w jednym z przyszłych składaków.

REKLAMA

W obecnej sytuacji jedynym źródłem ekscytacji mogłaby być zmiana systemu, a konkretnie przejście z Androida na iOS, gdzie rzeczywiście można się kłócić o to, który jest lepszy. Ale wtedy, po niedługim czasie dołączyłabym do mojego partnera, który prześmiewczo wypowiada się o osiągnięciach Apple w byciu przyjaznym środowisku - osiągnięciach tak dużych, że "każdy nowy iPhone to właściwie poddany recyklingowi zeszłoroczny model". Czyli po prostu wróciłabym do punktu wyjścia.

Prawdopodobnie pierwszy raz z własnej, nieprzymuszonej woli zostanę przy obecnym smartfonie. Smartfonie, który za kilka miesięcy będzie miał już trzy lata. Bo ostatni rok, ani dotychczasowe zapowiedzi nie dają nadziei na to, że jakikolwiek smartfon w najbliższej przyszłości pozwoli mi odczuć dreszczyk pozytywnych emocji aniżeli jedynie wzruszyć ramionami i powiedzieć "zobaczę, czy może za rok będzie coś nowego".

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA