Apple nudny jak nigdy przedtem. Do tego podlany cringe'em a-la spot PiS
Nie pamiętam, naprawdę nie pamiętam tak nudnej i chyba w ogóle niepotrzebnej konferencji Apple'a, a przecież śledzę je od kilku dekad. Scenką rodzajową z 'matką naturą' Apple mógłby się dziś ścigać z PiS-em o miano internetowego cringe'u roku.
Apple oczywiście nie mógł odpuścić tej konferencji, choć tak naprawdę tegoroczne nowości w zegarkach i smartfonach można by było zamknąć w informacji prasowej. To w końcu premiera medialna nowego iPhone'a - najważniejszego produktu w ofercie tego amerykańskiego giganta technologii i - jak dobrze wiemy - najbardziej kasowego produktu w historii ludzkości.
Dobrze zdając sobie sprawę z miałkości tegorocznych nowości, Apple bardziej postawił jednak na opowiadanie o tym, jak świetnie radzi sobie w dbaniu o środowisko naturalne, niż na prezentacje nowych produktów.
I choć krytykowanie tego jest niełatwe - w końcu ekologia to super ważny aspekt w dzisiejszym świecie, który przestawia się na globalną walkę o przetrwanie - to jednak było to niezwykle symptomatyczne. Apple po prostu nie miał za bardzo co pokazać w ujęciu produktowym.
Wolał więc nagrać absolutnie żenującą scenkę z matką naturą personifikowaną przez - a jakże - czarnoskórą panią w średnim wieku, która poziomem cringe'u równała do najnowszego spotu Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim odbierającym telefon od fejkowego przedstawiciela ambasady niemieckiej. Czy też macie tak, że oglądając tak dramatycznie głupie inscenizacje, sami się wstydzicie za to, co widzicie? Bo ja doświadczyłem tego nieprzyjemnego uczucia podziwiając aktorskie dokonania Kaczyńskiego i Cooka. Były na podobnym poziomie.
Dlaczego Apple stał się nudny?
Bardzo ciekawy aspekt w czasie naszych kuluarowych redakcyjnych rozmów podczas wspólnego oglądania dzisiejszej konferencji Apple poruszył redaktor naczelny Bezprawnika Kuba Kralka. - Ciekawe, na ile wstrzymuje ich wojna handlowa z Chinai, a na ile po prostu zastój w rozwoju technologii - pytał Kuba, czym dał mi do myślenia.
No właśnie. Trudno oceniać dzisiejsze popisy Apple'a bez spojrzenia w szerszym ujęciu. Apple jest dziś bowiem w bardzo poważnym procesie odchodzenia od totalnej zależności od Chin - zarówno w ujęciu siły roboczej i produkcji, jak i rynku zbytu, który zamykany jest z powodu coraz bardziej napiętej sytuacji politycznej na linii USA - Chiny. I ten biznesowy shift determinuje to, co Apple może dziś pokazać, czyli niewiele innowacji, super małe zmiany produktowe, wręcz w niektórych aspektach retrospektywne. To po prostu kiepski moment na rewolucje - najpierw trzeba ustawić na nowo łańcuch logistyczny - od zakładów produkcyjnych, poprzez ciąg technologiczny, aż po transport, by można było wrócić do mocnego rozwoju produktów. W dodatku trzeba liczyć się z tym, że rynek chiński mocno się dla Apple'a skurczy - władze tego kraju coraz śmielej banują sprzęty amerykańskich firm.
W Apple Watch zmieniło się tyle co nic
Jako użytkownik pierwszej generacji Watcha Ultra nie widzę absolutnie żadnego powodu do wymiany go na nową wersję. Nowy gest wykorzystujący kciuk i palce wskazujący do obsługi niektórych funkcji zegarka to w zasadzie jedyna ciekawa nowość funkcjonalna - i to zarówno w Ultra, jak i Watchu series 9.
Zresztą nawet ta nowość nie jest przecież zupełnie nowym rozwiązaniem. Już 2 lata temu w ustawieniach dostępności w WatchOS była podobna funkcja. Wtedy była traktowana jako pomoc w obsłudze zegarka przez osoby z niepełnosprawnościami. Dziś jest sztandarową funkcją nowej linii zegarków. Trochę słabo, prawda?
Równie nudno wyglądają nowe iPhone'y
Cieńsze ramki, lepsze aparaty, mocniejszy procesor? Przecież takie nowości Apple pokazuje w iPhone'ach co roku, zresztą tak jak każdy inny producent w przypadku nowych wersji swoich smartfonów. Z kolei killer-ficzerem w nowych iPhone'ach Pro ma być tytanowa obudowa. Wygląda ciekawie, ale jeszcze nigdy obudowa nie była główną marketingową cechą nowej wersji smartfonu Apple'a.
Na najważniejszą zmianę funkcjonalną w iPhone'ach wyrasta przejście na… USB-3. Co ciekawe nie była to wcale autonomiczna decyzja Tima Cooka, lecz wynik działania Unii Europejskiej, która zmusiła Apple'a do unifikacji złącz w smartfonach.
Ceny zaskakują in plus
Jest taniej niż rok temu. iPhone 15 został wyceniony na 4699 zł, natomiast za iPhone 15 Plus trzeba zapłacić 5299 zł. Urządzenia są więc na start tańsze w porównaniu do iPhone'a 14, który startował od 5199 zł, natomiast za model 14 Plus trzeba było zapłacić 5899 zł.
Z kolei iPhone 15 Pro został wyceniony w Polsce na 5999 zł, natomiast za model iPhone 15 Pro Max trzeba zapłacić 7199 zł. Podstawowy Pro będzie zatem tańszy 500 zł w porównaniu do poprzednika.
Cóż, zdaje się, że mocno nam się z tymi cenami upiekło. Apple zapewne ustalał polskie ceny z miesiąc temu, a jak dobrze wiemy, od kilku dni złoty jest w bardzo mocnej tendencji spadkowej. Chyba nie dotarł jeszcze ten fakt do centrali w Cupertino.
Co dalej z Apple?
Na koniec odpowiedź na Wasze ulubione pytanie - co dalej z Apple? Otóż nic. Zapewne reakcja rynku giełdowego będzie negatywna, a Apple sprzeda ok. 200 mln iPhonów 15 w najbliższych 12 miesiącach. Czyli jak co roku od kilku dobrych lat.
Jest coraz nudniej, to prawda. Ale co z tego, skoro Apple wciąż zarabia swoje miliardy.
Czytaj więcej o konferencji Apple: