Obejrzałem wywiady z polskim astronautą. Już wiem, dlaczego Polska to smutny kraj
Jeżeli ktoś już teraz sprowadza misję Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego do rozmowy o pierogach, to już wiem, dlaczego w Polsce nie możemy mieć miłych rzeczy. Wcale nie o narodowym daniu polski astronauta mówił najwięcej.

Ostatnio z przerażeniem przyglądałem się komentarzom dotyczącym misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Jakiej misji?! – pytali ich autorzy, sugerując, że to wszystko pic na wodę, fotomontaż, astronauta odwiedził co najwyżej studio filmowe. Już można było złapać się za głowę, a teorie spiskowe były dopiero początkiem, bo dochodziły do tego obraźliwe, pełne nienawiści wpisy m.in. na temat jego żony. Jest źle, jeśli nawet o tak pozornie łączące wydarzenia stają się źródłem spiskowych i hejterskich komentarzy.
Działalność Uznańskiego-Wiśniewskiego budzi również poważniejsze wątpliwości
Powodem jest jednak nie wizyta na ISS, a w programach śniadaniowych. Drugi Polak w kosmosie odwiedził popularne w kraju telewizje, pałaszując na śniadanie pierogi.
Ten obraz dla niektórych już stał się podsumowaniem misji Polaka. Dowodem na zmarnowaną okazję. I to ma być promocja nauki w mediach – pierogi jedzone na żywo? Jak ktokolwiek będzie mógł mieć szacunek do naukowców, skoro całe to niezwykle ważne wydarzenie sprowadzane jest do kulinarnych recenzji. Brakowało jeszcze Magdy Gessler!
I ten wiele mówiący zrzut ekranu, który wklejany jest tu i ówdzie – drugi Polak w kosmosie zajadający się pierogiem. Szopka i tyle.
Obejrzałem występy Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego zarówno w "Pytaniu na śniadanie", jak i "Dzień dobry TVN". Zanim doszło do wielkiego testu pierogów, na antenie TVP2 polski astronauta w 15 min rozmowie opowiadał m.in. o tym, jak wygląda życie na ISS i o przeprowadzanych polskich eksperymentach. W programie pojawili się również dr Aleksandra Bukała z Polskiej Agencji Kosmicznej oraz Krzysztof Sielewicz, autor eksperymentów realizowanych na ISS. Było i luźno, ale i poważnie, co mogło zaskakiwać, jak na wywiad przeprowadzany o 9:46 w weekend.
Już sama ta rozmowa w TVP2 pokazuje, że jeżeli ktoś chce sprowadzać pierwsze kroki po powrocie na Ziemię do dyskusji o pierogach, świadczy to raczej o jego złej woli. Oczywiście, są głosy, że lepiej by było, gdyby Sławosz Uznański-Wiśniewski w tym czasie spotkał się żądną wiedzy młodzieżą, ale przecież i na to przyjdzie czas. Zamiast tego w weekendowy poranek dyskutowano o nauce i roli polskich naukowców. Wkład Polaków został podkreślony. Nie był to pogłębiony wykład, ale i tak wykorzystano pretekst, by z ważnymi tematami się przebić i kogoś zainteresować.
Rozumiem opinie, że z misji Polaka powinno się wyciskać więcej - tak należało postąpić jeszcze przed jej startem. Zgadzam się z nimi. Mieszkam w mieście, z którego pochodzi drugi Polak w kosmosie, ale wcześniej nie zrobiono z tego powodu do radości i dumy.
To się w końcu zmienia. Sympatycznym gestem było zaproszenie go na festiwal organizowany z okazji urodzin miasta. Co ciekawe – i symptomatyczne – media wykorzystały tę okazję, by nagłośnić przytyk Dody pod adresem astronauty, który w czasie jej koncertu dawał autografy i pozował do zdjęć. Artystka komentowała, że to ona jest teraz najważniejsza, ale przecież tak samo robiłaby, gdyby w okolicy pojawił się np. Robert Lewandowski czy głowa zagranicznego państwa. W żaden sposób nie umniejsza to Uznańskiemu-Wiśniewskiemu. Wręcz przeciwnie: dobrze, że mógł wystąpić przed tak dużą publicznością i spotkać się z mieszkańcami.
Podobnie jak rozmowa w TVP2 wyglądała wizyta w "Dzień Dobry TVN". Zapowiedziano, że od września Sławosz Uznański-Wiśniewski odwiedzi wszystkie województwa i będą to spotkania otwarte. Krótka rozmowa w śniadaniówce również pokazała rolę polskich naukowców w całej misji, a przy tym zajawiła do przyszłe wydarzenia z astronautą.
Wyobrażam sobie, co działoby się w drugą stronę: gdyby Sławosz Uznański-Wiśniewski pierwsze dni spędził w Polsce gdzieś w ukryciu, spotykając się wyłącznie z naukowcami i studentami
No dobrze – mówiliby krytycy – ale co mają z tego zwykli ludzie? Dlaczego nie mogą cieszyć się z drugiego rodaka w kosmosie – pytaliby.
Promocja nauki nie jest łatwą sprawą. Jak pogodzić skomplikowane kwestie z dotarciem do wszystkich? Telewizje śniadaniowe nie wydają się być stworzonym miejscem do takich wystąpień, ale to nie znaczy, że nie warto próbować i się na nie zamykać. Oglądając krótkie rozmowy mam wrażenie, że tu się udało - było i zabawnie, i poważnie, na tyle, ile w takim formacie może być.
Jeszcze każdy Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego będzie miał dla siebie. Trudno, żeby mówił o szczegółach eksperymentów, skoro przyjdzie na to czas. Jak sam zapowiadał działania należy dopiero zdefiniować. "Nasza praca dopiero się zaczyna" – mówił m.in. o programie dla polskich studentów.
Postaram się wykorzystać ten impakt misji jak najbardziej - po to, żeby zbudować część naszego przemysłu, technologii, nauki, edukacji. To część, na której mi bardzo zależy – zapowiedział na konferencji po powrocie, zorganizowanej na warszawskim lotnisku.
Już wtedy podkreślał rolę polskich naukowców.
Są nas dziesiątki, albo setki tysięcy, ludzi, którzy często nie są widoczni. Zapominamy o tym często na co dzień, ale to praca, która nas popycha w przyszłość, zapewnia gospodarce możliwości rozwojowe, technologiczne - cytował jego wypowiedź PAP.
I ci ludzie już pojawili się na antenie telewizji śniadaniowych, opowiadali o polskich eksperymentach.
A to przecież początek. Uznański-Wiśniewski wraca do Stanów Zjednoczonych, "żeby zamknąć misję - część naukową, techniczną badań".
To prawda, wiele rzeczy zdążyło pójść nie tak: zamieszanie z uzyskaniem zgody Europejskiej Agencji Kosmicznej niezbędnej do produkcji gadżetów, nieudane spotkanie z Karolem Wójcickim prowadzącym "Z głową w gwiazdach", które miało się odbyć w miniony weekend w Łodzi.
Niestety, na skutek decyzji podejmowanych za moimi plecami, których źródeł i intencji nie jestem w stanie pojąć (i szczerze nie mam już na to siły), nie miałem żadnej pewności, że po przyjeździe do Łodzi będę mógł dla Was przeprowadzić tę rozmowę. Zostałem z tym sam i to niektórych ucieszyło najbardziej – pisał o kulisach wywiadu, do którego miało dojść.
Szkoda, bo i taka rozmowa też była potrzebna. Mimo tego daleki jestem od osądzania, że dziś Sławosz Uznański-Wiśniewski kojarzy się włącznie z pierogami. Jeżeli chce się na to tak spojrzeć, znajdzie się dowody – tylko będzie to bardzo ograniczony kąt widzenia.
Być może obawy niektórych okażą się zasadne i cały potencjał misji zostanie zmarnowany. Jeśli jednak tak się stanie, to wcale nie z powodu wizyty w telewizji śniadaniowej czy rozmowy, którą udzieliła bądź jeszcze udzieli żona astronauty. Błędy mogą zostać popełnione gdzieś znacznie wyżej. A czepianie się dziś pierogów jest niczym innym jak szukaniem dziury w całym.
Zastanawiam się, z czego to wynika. Bogdan Stech sugerował, że "zamieszanie wokół powrotu Uznańskiego-Wiśniewskiego pokazuje coś jeszcze – jak bardzo polski internet lubi polować". Może to po prostu znak czasów. A może nie umiemy się już cieszyć z miłych rzeczy.