Polak w kosmosie, a nie możemy się tym chwalić. Absurdalna sytuacja
Gdybyście dziś chcieli kupić w Polsce koszulkę z logo pierwszej od dekad polskiej misji kosmicznej i dumnie ją nosić, to nie da się. Nie ma. Nie znajdziecie takiej ani w Empiku, ani na Allegro, ani na stoisku Polskiej Agencji Kosmicznej.

Co więcej, nie ma nawet oficjalnego plakatu tej misji. Ani w szkołach, ani w muzeach, ani na wydarzeniach popularnonaukowych. A przecież na orbicie jest pierwszy od czasów Mirosława Hermaszewskiego Polak. Powinniśmy świętować ten moment, a tymczasem, jakby go w ogóle nie było.
Dlaczego? Odpowiedź jest zaskakująco prosta i zarazem bardzo przykra: bo nie możemy. A dokładniej, nie możemy bez zgody Europejskiej Agencji Kosmicznej.
Gorzej niż absurd
Na trop tej historii wpadł Adam Jesionkiewicz, założyciel polskiej firmy Astrography, znanej z edukacyjnych i artystycznych plakatów o kosmosie. Chciał zrobić coś pięknego - zaprojektować plakat poświęcony misji Ignis, hołd dla Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, naszego astronauty. Plakat miał być wydany w limitowanej, darmowej edycji. Bez zarobku, czysta inspiracja. Coś, co w każdym normalnym kraju zostałoby powitane z radością.
ESA jednak powiedziała „nie”. A raczej „usuńcie posty z logo Ignis i nawet nie próbujcie więcej”. Jesionkiewicz nie tylko nie dostał zgody - dostał żądanie wycofania wcześniejszych materiałów z logo. I to mimo że Astrography współpracuje z NASA. Amerykanie nie robią problemów. ESA - przeciwnie.

Choć Polska zapłaciła za udział w misji Ignis około 280 mln zł, nie mamy żadnych praw do jej symboli, logotypów, ani nawet nazwiska naszego astronauty. Wszystkie te prawa - dosłownie wszystkie - należą do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). To ona zastrzegła je jako znaki towarowe, to ona kontroluje sposób ich użycia i to ona może zablokować każdą, nawet najskromniejszą, inicjatywę związaną z misją.
Brzmi jak absurd? Owszem. Ale jest jeszcze gorzej.
Myślę, że ta informacja będzie dla Was zaskoczeniem, szczególnie jeśli wszędzie do tej pory czytaliście, że Ignis to "Polska Misja na ISS". Nie, Polska nie ma prawa dysponować tą nazwą oraz znakami graficznymi w komercyjnym aspekcie. Nie ma też prawa na dysponowanie wizerunkiem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Copyright należy do ESA - w 100%. Agencja rejestruje je jako znaki towarowe i zastrzega sobie wyłączne prawo zgłaszania naruszeń - podaje Adam Jesionkiewicz.
Węgrzy zrobili to po swojemu
Sprawę opisał również blog "Z głową w gwiazdach" prowadzony przez Karola Wójcickiego. Podkreśla on, że Polska zapłaciła za misję pełną stawkę, nie tylko w ramach składki członkowskiej ESA, ale dodatkowo ponad ćwierć miliarda złotych, "a mimo to nie posiada pełnej kontroli nad jej komunikacją i wizerunkiem. Taki model organizacyjny byłby zrozumiały, gdyby koszty ponosiła wyłącznie ESA. Tymczasem sytuacja wygląda tak, że Polska zapłaciła, a ESA zachowała prawa".
Węgrzy zrobili to inaczej. Ich astronauta, Tibor Kapra, bierze udział w tej samej misji co Sławosz, lecąc tym samym Dragonem, ale jego obecność została opłacona bezpośrednio przez narodową agencję HUNOR, która zakontraktowała lot u Axiom Space – komercyjnego operatora misji. Dzięki temu wszystkie prawa do wizerunku, loga, materiałów promocyjnych i symbolicznych pozostały w rękach narodowych instytucji. Co więcej, Węgrzy zapłacili mniej niż Polska! Podobny model obrały także Indie, które rozumieją znaczenie suwerenności symbolicznej w projektach kosmicznych - pisze Wójcicki na profilu Z głową w gwiazdach na Facebooku.
I stwierdza jednocześnie, że "trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska została – kolokwialnie mówiąc – rozegrana. Zgodziła się na udział w misji organizowanej przez ESA, nie zabezpieczając żadnych praw do wizerunku ani możliwości swobodnego promowania wydarzenia w sferze publicznej i gospodarczej. To tym bardziej bolesne, że przykładów mądrzejszego podejścia w świecie nie brakuje".
Plakat, którego nie kupicie
Nie wiecie, co najlepiej podsumowuje ten absurd? Oficjalny plakat misji Ignis, zaprojektowany przez Andrzeja Pągowskiego - jednego z najsłynniejszych polskich grafików. Plakat powstał, zapłacono za niego, jest gotowy. Ale nie można go nigdzie legalnie kupić.
Wykosztowali się na znanego plakacistę, zapłacili setki milionów za misję, a nie mają zgody na dystrybucję plakatów. Urocze. To gotowy mem. Pozostanie dzieciakom i ich rodzicom nosić amerykańskie insygnia NASA, bo jakoś tak dziwnie się złożyło, że gadżety tej agencji produkowane przez różne firmy są wszędzie - mówi Adam Jesionkiewicz.

Jak twierdzi: Jeżeli już zgodziliśmy się zapłacić ESA za tę misję, to wierzę, że mogliśmy wynegocjować co-branding, czyli zachować też prawa do dysponowania trademark na Polskim rynku. Chociaż tyle. Daleki jestem od udzielania zgód na "wszystko", ale... jeśli chcemy, żeby ta misja miała jakikolwiek impakt na promocję innowacji, nauki, a przede wszystkim na umocnienie polskiego sektora kosmicznego, to bez zabezpieczenia praw do tej misji nie zrobimy nic sensownego.
Jeśli więc chcielibyście sobie kupić np. insygnia (patch) polskiej misji kosmicznej Ignis, to legalnie możecie to zrobić tylko i wyłącznie w holenderskiej "niekomercyjnej" zapewne firmie. Dla jasności - to bardzo dobry wybór, firma jest super, a gadżety dobrej jakości. ESA nigdy sobie z tym sama nie radziła i musiała dotować tę część działalności. Zmiana dobra, ale dlaczego od razu tak monopolistycznie? Następnym razie proszę wynegocjować dla Polski jakiś offset - jeśli finansujemy projekty - zaznacza Adam Jesionkiewicz.
Więcej na Spider's Web:
- Ile kosztuje wizyta na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej? Ile Polska zapłaciła za lot w kosmos?
- Sławosz Uznański-Wiśniewski poleciał na orbitę. Polski sen o kosmosie stał się rzeczywistością
- SpaceX Dragon - tym statkiem Polak poleciał na orbitę. To duma Elona Muska
- Tym Sławosz Uznański - Wiśniewski będzie zajmował się na orbicie. Ile czasu tam spędzi?
Zamknięta misja, zamknięta komunikacja
Karol Wójcicki podkreśla, że cala sprawa "to nie jest problem technologiczny. To problem wyobraźni i odwagi. Boleśnie przekonał się o tym Tomek Rożek z Nauka. To lubię, którego program edukacyjny dla szkół z hukiem wyleciał z POLSA, a jednym z podnoszonych nieoficjalnie argumentów było "bo Tomek robi to komercyjnie".
Niespodzianka! Wszyscy popularyzatorzy nauki - ja też - żyjemy z tego, co robimy. Nie mamy kurka z publicznymi pieniędzmi. Na tę misję zrzuciliśmy się my wszyscy z naszych podatków. Zainwestowane w ten sposób pieniądze miały wrócić do naszego kraju, wspierając rozwój gospodarki. Ale to nie jest kwestia tylko i wyłącznie sektora kosmicznego. Możliwość produkowania gadgetów z logiem misji byłby motorem dla niejednej polskiej firmy, której przychody mogłyby zasilać podatkami budżet państwa - podkreśla Wójcicki.
Polska nie jest wyjątkiem
Sytuację tłumaczył na Facebooku jeden z byłych pracowników ESA.
Polska jest członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej, która jest neutralną politycznie organizacją międzyrządową, a nie prywatną/komercyjną firmą i nie może "zarabiać pieniędzy", jest na to bardzo duży nacisk. Komercyjność mogłaby zagrozić neutralności. Sławosz nie jest polskim astronautą, ale astronautą ESA opłaconym przez Polskę. Wszystkie kraje członkowskie podpisały dokument, który szczegółowo określa cele Agencji i zasady działania, nie jest to nic zaskakującego. ESA może wyrazić zgodę na używanie logo, ale co najwyżej w celach edukacyjnych, na pewno nie komercyjnych - napisał internauta.
Jego zdaniem zwiększenie składki jako kraj członkowski "przyniesie nam długoterminowo większe korzyści dla rozwoju przemysłu kosmicznego niż drukowanie tanich koszulek czy kubków. Te pieniądze wrócą na polski rynek i pozwolą też na zatrudnienie wielu polskich inżynierów, na co w ostatnich latach nie mogliśmy za bardzo liczyć. Oczywiście rozumiem rozczarowanie, ale zapewniam, że nie jest to wycelowane przeciwko Polsce, bo każdy kraj członkowski musi przestrzegać tej samej konwencji".
Polski paradoks kosmiczny
Tak oto z publicznej misji kosmicznej tworzy się zamknięty ekosystem z zablokowaną komunikacją i promocją, z którego nie mogą korzystać ani firmy, ani instytucje, ani obywatele. I co najgorsze, nikt nawet nie próbuje tego zmienić.
Zamiast otwartego i inspirującego projektu, mamy zamknięty ekosystem, z którego nie mogą korzystać ani obywatele, ani firmy, ani szkoły, ani nawet państwowe instytucje. Polska - jeden z największych sponsorów tej konkretnej misji - została w praktyce pozbawiona prawa do jej popularyzowania.
Tymczasem wizerunek, symbole i komunikacja to nie są błahostki. To fundamenty budowania społecznego zainteresowania nauką, edukacją i przyszłością. Jeśli nie możemy nawet zrobić koszulki z logo naszej własnej misji kosmicznej, to jak mamy inspirować przyszłych naukowców, inżynierów i marzycieli?