REKLAMA

Trenażer Tacx Neo 2T 260 godzin później. Nie czekam na następcę i ty też nie musisz

Czy w 2023 r. wciąż warto kupić Neo 2T, czy może lepiej wstrzymać się i czekać na następcę? Jak sprawdza się po dłuższym czasie użytkowania? Minęło już grubo ponad 12 miesięcy mojej przygody z tym trenażerem i mam już wszystkie odpowiedzi.

Tacx Neo Motion Plates
REKLAMA

Co istotne, nie były to miesiące na zasadzie „po zimie trenażer idzie do kartonu”. Tacx Neo 2T pracował u mnie dzielnie niemal przez cały rok, wliczając w to nawet najgorętsze dni lata. Właściwie jedyny miesiąc, kiedy nie korzystałem z niego przez ostatni rok (i to z hakiem), to ten, kiedy… po prostu nie było go u mnie. Co zresztą pozwoliło mi jeszcze bardziej docenić to, co Neo 2T oferuje - w szczególności jedną z funkcji.

REKLAMA

Jako że recenzja już była i podtrzymuję właściwie wszystko, co w niej napisałem, poniżej znajdzie się raczej zestaw mniej lub bardziej luźnych obserwacji, z dwoma kluczowymi wnioskami na końcu.

Na wszelki wypadek zaznaczam: moje doświadczenia związane są z jednym tylko egzemplarzem Neo 2T. Nie jestem w stanie zagwarantować, że to samo dotyczy całej serii produkcyjnej. Ale byłoby miło.

Neo 2T po 260 godzinach - czy wszystko działa jak trzeba?

Tak, w tym zakresie mam totalne zero uwag - no, może z dwoma minimalnymi.

Żeby mieć je z głowy - kilka razy zdarzyło się, że po uruchomieniu treningu Neo 2T miał jakiś dziwny problem z ustawieniem oporu, tak jakby coś ślizgało się w środku i połowa obrotu korbą była szokująco łatwa, a połowa szokująco trudna. Restart zasilania za każdym razem pomógł i problem chyba nie powtarzał się w ostatnich miesiącach, a przynajmniej nie pamiętam tego. Nigdy nie zdarzyło się to też np. w połowie treningu.

Druga, aczkolwiek tutaj nie jestem w stanie z przekonaniem wskazać winnego, dotyczy jednego konkretnego przypadku współpracy z TrainerRoadem na iOS. Mianowicie, właściwie niezależnie od obciążania, jeśli zmniejszę kadencję do około 50-60 obrotów i… zrzucę aplikację TR w tło, to Neo w trybie ERG potrafi z jakiegoś powodu utrzymywać mnie ok. 20 W poniżej zakładanego celu. Co ciekawe, nie dzieje się to zawsze - wręcz sporadycznie - a do tego nigdy nie zdarza się przy aplikacji na pierwszym planie albo przy aplikacji w tle, ale jeździe w okolicach 90 obrotów na minutę. Tak, dziwaczny błąd i równie dobrze możemy być po stronie iOS albo TR, ale skoro miałem się czepiać - to proszę.

Poza tym… kompletnie nic się nie działo. Neo 2T przez tych 260 godzin nie stał się ani odrobinę głośniejszy, ani nie zatracił nic ze swojej stabilności, ani nie zaczął nagle pokazywać danych z kosmosu. Nic też nie stało się aluminiowemu rowerowi, który przez ten rok był niemal na stałe zamontowany na trenażerze - mimo stosowania podkładek, które umożliwiają zmieszczenie się ramie z hamulcami tarczowymi, nic nie pękło, nic nie skrzypi, całość dalej może być „rowerem zewnętrznym”.

A o trenażerach poczytasz sobie jeszcze tutaj:

Nic też nie wskazuje na to, że Neo 2T może za jakiś czas wyzionąć ducha. Właściwie pomijając kurz, który zbiera się tu i tam, a także niewielką rysę, którą zrobił automatyczny odkurzacz wjeżdżając w trenażer, wszystko byłoby niemal jak nowe - i tak też działa.

Czy brakuje tego, że nie ma opcji na podnoszenie przodu?

Przez długi czas myślałem, że tak, że w sumie szkoda, że tego nie ma - i możliwe, że gdybym faktycznie jeździł w trybie symulacyjnym, to mógłbym na to narzekać. Po miesiącach - a może i latach - szukania jednak dla siebie ulubionej formy korzystania z trenażera, wyszło na to, że jest nią po prostu zrobienie konkretnego treningu przez 60-90 minut w trybie ERG i to tyle. Zwifta nie odpalałem od miesięcy.

To z kolei oznacza, że opcja unoszenia przodu roweru przez osobny mechanizm jest mi kompletnie i bezdyskusyjnie zbędna. Owszem, może i mogłaby w jakiś sposób urozmaicić mój trening albo dodać do niego element uwzględniający mechanikę jazdy pod górę, ale… absolutnie za tym nie tęsknię i przez ostatnie miesiące ani razu nie pomyślałem „szkoda, że tego tutaj nie ma”.

Możliwe, że gdyby mój profil jazdy na trenażerze był inny, wniosek byłby przeciwny, ale to prowadzi nas do kolejnego punktu:

Byłoby miło, gdyby powstał Neo 2T Lite

Bez tych wszystkich gadżetów w rodzaju symulowania nawierzchni, bez opcji podłączenia Motion Plates, ale z taką samą masą, formą, stabilnością, głośnością (albo raczej jej brakiem), brakiem wibracji i tak dalej, i tak dalej. Ok, może można byłoby popracować na tym, żeby to się jakoś wygodniej składało i pakowało, bo generalnie jest to ból wiadomo gdzie, ale na szczęście nie musiałem tego robić zbyt często.

Dlaczego marzy mi się taki Neo 2T Lite? Bo a) byłby pewnie trochę tańszy i b) z dodatkowych funkcji, które oferuje Neo 2T, nie skorzystałem właściwie nigdy poza testami tego, czy i jak działają. Wszystkie te symulacje nawierzchni i podobne, były dla mnie tym samym, co Motion Plates - fajnie jak są, ale jak ich nie ma, to zapominamy, że w ogóle istnieją. I ponownie - do jazdy w trybie ERG, co u mnie stanowi 99,9% czasu przejazdów, nie jest to kompletnie do niczego potrzebne.

Co zresztą prowadzi do kolejnego punktu:

Bujanie to król, „realna jazda” to trochę bzdura.

Są pewnie ludzie, którzy faktycznie wierzą w to, że trenażer może być bliski oddaniu wrażeń z jazdy na dworze. Ja próbowałem się przekonać, poległem i teraz już nawet nie podejmuję tego tematu. Traktuję jazdę na trenażerze jako coś w stylu „rowerowej siłowni” - czyli nie tego samego, co jazda na rowerze na dworze, ale pomagająca później w wynikach podczas jazdy na dworze. Fakt, że na trenażerze siedzimy na faktycznym rowerze i całość przypomina z zewnątrz prawdziwą jazdę, jest tutaj całkowicie przypadkowy.

Nie zmienia to jednak faktu, że Neo 2T (nowsze Kickr też, żeby nie było) ma jedną funkcję, która w zamyśle miała pewnie upodobnić jazdę w domu do jazdy na dworze, która sprawuje się wspaniale. Chodzi o prosty fakt, że centralna część Neo - przy zachowaniu stabilności reszty - w pewnym zakresie potrafi poruszać się na boki.

Efekt jest taki, że rower pod nami też rusza się na boki, trochę tak, jak podczas prawdziwej jazdy, gdzie nie jest niczym stabilizowany. Zyskiem jest jednak nie to, że czujemy się jak na prawdziwym rowerze, ale to, że… dużo mniej się męczymy - nie tyle w sensie czysto wysiłkowym, co raczej mentalnym i tyłkowym (lepszego określenia nie jestem w stanie znaleźć).

Nie znam dokładnej mechaniki stojącej za taką różnicą, ale przez miesiąc musiałem jeździć na moim Elite Suito, w którym rower trzyma się ja zabetonowany. I w przypadku jazdy na nim, szczególnie przez dłuższy czas, dyskomfort wynikający z jazdy „w miejscu” był zdecydowanie wyższy.

I też tym bardziej dlatego podoba mi się - stworzona przeze mnie, nie trzymajcie się tego zbytnio - wizja Neo 2T Lite. Z bujaniem i całą podstawową resztą, ale pominięciem wszystkiego, co nie jest esencją.

Oprócz bujania nie zrezygnowałbym jeszcze z jednej rzeczy.

Braku konieczności kalibracji. W zasadzie to są moje dwa muszę-mieć w odniesieniu do jakiegokolwiek kolejnego trenażera - bujanie na boki i automatyczna kalibracja. Nawet nie chodzi o to, że standardowa kalibracja zajmuje dużo czasu - po prostu trzeba o niej pamiętać, a jak już się pamięta, to mamy dodatkowy krok przed treningiem.

Tutaj po prostu wsiadamy i jedziemy, o niczym nie myśląc. Początkowo zresztą, żeby zachować ciągłość pomiarów, wpinałem do roweru na trenażerze pedały Rally z „zewnętrznego” roweru, ale z czasem po prostu mi się odechciało - wyniki były na tyle zbliżone, że nie miało to sensu. No i pedały trzeba kalibrować - Neo 2T nie.

Czy warto czekać na Neo 3T?

Od razu zaznaczę - nie mam wiedzy na temat tego, czy w najbliższy czasie pojawi się następca obecnej generacji Neo. Nie jest to żadna forma kurtuazji - po prostu nie wiem i tyle.

Natomiast jeśli ktoś zapytałby mnie, czy warto czekać, odpowiedziałbym bez wahania - nie. Neo 2T już w obecnej formie jest doskonałym narzędziem treningowym, od którego naprawdę trudno wymagać wiele więcej. Owszem, w niektórych aspektach trochę odstaje (na przykład brak WiFi), ale nie brakuje mu niczego, co mogłoby sprawić, że po premierze Neo 3T zapłakalibyśmy nad naszym wyborem. Wszystko to, co jest najważniejsze, czyli kultura pracy, dokładność pomiarów, niezawodność, działanie ERG i podobne, są tutaj na miejscu i nigdzie się nie wybierają.

Gdybym natomiast mógł udzielić trochę bardziej agresywnej odpowiedzi, to pewnie zasugerowałbym, że każdy dzień zastanawiania się, czy wyjdzie Neo 3T i że może jednak poczekać, to kolejny dzień, kiedy ktoś nie jeździ na trenażerze, odsuwając od siebie moment, kiedy będzie miał już sprzęt i nie będzie miał wyboru - będzie musiał na niego wsiąść.

W takim ujęciu - nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby taką decyzję przeciągać.

Bonusowe: co po Neo 2T?

Tak, napisałem, że Neo 2T jest w sumie końcowym etapem rozwoju trenażerów, zresztą podobnie jak dwie ostatnie generacje Kickra. Powinienem więc siedzieć cicho, zadowolony z Neo, i jeździć na nim do końca świata. Problem jest tylko taki, że nawet siedząc na samym szczycie trenażerowej piramidy, zawsze jest jakaś pokusa, żeby chociaż rozważać zmianę sprzętu, bo przecież zabawek nigdy zbyt wiele.

REKLAMA

Niestety tu pojawia się problem, bo trudno jest znaleźć cokolwiek powyżej Neo, co uzasadniałoby zakup albo nie było oferowane w już naprawdę szalonej cenie. Zostają bowiem właściwie tylko trenażery-rowery w rodzaju Kickr Bike (Shift) czy Tacx Neo Bike (Plus). Czyli wydatek rzędu 13-20 tys. zł (!), którego główną zaletą jest to, że - bądźmy szczerzy - po prostu ładniej to wygląda. Aczkolwiek w przypadku Neo Bike ten lepszy wygląd jest dość dyskusyjny.

I chociaż wielokrotnie już próbowałem się przekonać do takiego zakupu - a jestem w tym całkiem niezły, uwierzcie - ostatecznie nigdy mi się to nie udało. Do niezbyt długiej listy wad Neo 2T można więc potencjalnie dodać „nudę zakupową”. Bo znalezienie racjonalnego argumentu za tym, żeby zmienić go na coś innego, graniczy z cudem.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA