Recenzja Aliens: Dark Descent. Taktyczny Obcy jest tani, unikalny i daje w kość
Aliens: Dark Descent to taktyczna produkcja czasu rzeczywistego z elementami turowej strategii oraz gry cRPG, która zaskoczyła mnie unikalnymi pomysłami. Twórcy świetnie łączą świat Obcego z prawami gatunku, serwując wyjątkową produkcję w bardzo przystępnej cenie.
Pierwsze zaskoczenie: Kosmiczni marines to samowystarczalni profesjonaliści, zachowujący bojową formację, rozglądający się i wyszukujący zagrożeń. Drugie zaskoczenie: żołnierze sami otwierają ogień do nieprzyjaciela, informując o jego pozycji. Trzecie zaskoczenie: oddział może korzystać z taktycznej pauzy wyłącznie podczas korzystania z umiejętności specjalnych. Poza tym systemem starcia są rozgrywane w czasie rzeczywistym, co wprowadza do rozgrywki chaos, presję i panikę. Mniam.
PIK. PIK PIK. PIK PIK PIK. PIPIPIPIPIPIPIPIPI - radar pokazuje, że wrogowie są coraz bliżej. I jest ich wielu.
Aliens: Dark Descent kapitalnie miesza motywy uniwersum Obcego z gatunkiem gier taktycznych. Weźmy kultowy sonar, wskazujący pozycję przemieszczających się Obcych. Ten jest obecny także w grze i mogłoby się wydawać, że daje gigantyczną przewagę taktyczną. Kiedy jednak widzimy, jak białe kropki na wyświetlaczu sonaru tworzą niemal idealny pierścień wokół żołnierzy, efekt jest odwrotny: kosmiczni marines są przerażeni.
Tych zawsze jest czwórka i w przeciwieństwie do takich serii jak X-COM operatorzy są niezwykle samodzielni. Żołnierze zawsze zachowują formację bojową i osłaniają się. Stanowią nierozłączną grupę, która automatycznie otwiera ogień do przeciwnika, przeładowuje broń oraz wynajduje cele. Można w tym miejscu zadać pytanie: po co im w takim razie dowódca w postaci gracza?
Gracz przemieszcza oddział marines podczas eksploracji mrocznych korytarzy oraz aktywuje umiejętności specjalne żołnierzy. Do tego pomaga im zachować kontrolę podczas starć. O ile bowiem specjaliści sami otwierają ogień do kosmicznych bestii, tak gracz może np. wskazać im kierunek wycofywania podczas prowadzenia ognia, który zawsze powinien być przeciwny względem kierunku natarcia. W ten sposób oddział zachowuje dystans do wroga i jego szponów.
Wcześniej wspomniane umiejętności specjalne są bardzo różne. Od rzutu flarą dającą premię do trafień po wskazanie obszaru na którym żołnierz z miotaczem ognia wypuści jęzory piekielnych płomieni. Rozkładanie automatycznych działek, miotanie granatów, salwy strzelby czy ogień zaporowy we wskazanym obszarze - to wszystko specjalne skille aktywowane podczas taktycznej pauzy, którą dla podkręcenia napięcia można zamienić w ustawieniach w spowolnienie czasu.
Aliens: Dark Descent odświeża gatunek taktycznych gier świetnymi pomysłami z uniwersum Obcego.
Przemierzając niegościnną planetę zdominowaną przez Obcych, marines nie są w stanie oczyścić wszystkich zakamarków z kosmicznego drapieżnika. Xenomorfy mają swoje gniazda i działają jak kolektywny rój, przemieszczając trutnie oraz robotnice w kierunku żołnierzy. Dlatego, w przeciwieństwie do serii X-COM, gracz nigdy nie może czuć się bezpiecznie. Teren nigdy nie jest w pełni odbity, a nowe wrogie stada pojawiają się regularnie.
Z tego powody misje w Aliens: Dark Descent mają charakter wypadów za linię wroga. Zamiast eliminować Obcych, gracz skupia się na realizacji celu, jak najszybciej ewakuując załogę z zachowaniem jminimalnych strat. Wchodzisz. Realizujesz. Uciekasz. Im więcej walk stoczysz, tym większą przyciągasz uwagę roju. Jego działanie w końcu będzie tak intensywne, że drużyna zostanie rozszarpana na strzępy. Jeśli będzie dobra, wcześniej skończy się jej amunicja.
Jest tutaj nawet porywanie marines i ewentualne próby odbicia członków drużyny.
Podobnie jak w UFO i X-COM, również Dark Descent oferuje mechanizm permanentnej, nieodwracalnej utraty członka załogi. Boli jak cholera, zwłaszcza jeśli to doświadczony marine z wieloma poziomami doświadczenia. Tutaj pojawia się kolejna unikalna mechanika: pojmanie marines. Zamiast permanentnej śmierci, Obcy porywają członków drużyny, by zamienić ofiary w inkubatory. To wąskie okno czasowe, w którym gracz może spróbować odbić żołnierza. Nie jest to łatwe, ale daje masę satysfakcji.
Bawienie się w bohatera ma jednak swoją cenę. Tykający w tle zegar sprawia, że z misji na misję planeta znajduje się pod coraz większą kontrolą Obcych. Dlatego w Aliens: Dark Descent wkomponowano mechanizm cichej realizacji misji, w trybie skradania. To bardzo praktyczna alternatywa, chociaż jej wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Unikanie "linii wzroku" Obcych nie jest nawet w połowie tak emocjonujące jak w Alien Isolation czy dowolnej znośnej grze skradanej.
Przeciwwagą dla intensywnych misji jest żmudny rozwój bazy oraz technologii w stylu X-COM i UFO.
Uszkodzony kosmiczny wahadłowiec to baza wypadowa marines, który naprawiamy i ulepszamy między kolejnymi wypadami na powierzchnię planety. Właśnie tutaj opracowujemy coraz lepszy sprzęt dla marines, rekrutujemy nowych żołnierzy, dowiadujemy się o słabościach przeciwników, leczymy członków załogi oraz posuwamy do przodu wątek fabularny.
Niestety, rozbudowa (w zasadzie naprawa) statku kosmicznego nie daje takiej satysfakcji jak ulepszanie bazy X-COM. Mniej jest tutaj modułowej zabawy, więcej liniowego rozwoju zgodnie z myślą producentów. Wracając na pokład wahadłowca, czujemy jednak, że jest sens w przeszukiwaniu powierzchni planety i pozyskiwaniu surowców. Za nie kupujemy np. nową broń, a ta ma gigantyczne znaczenie podczas starć z Obcymi. Nie poziomy, ale giwery decydują tutaj o być lub nie być operatorów.
Aliens: Dark Descent sprawia, że nie mogłem się oderwać od ekranu telewizora. Emocje niemal jak w filmie.
Podczas przechodzenia wersji recenzenckiej na PS5 wielokrotnie siedziałem jak na szpilkach. Mój oddział uciekał w kierunku opancerzonego pojazdu, a ten osłaniał marines ogniem, gdy ci mieli na ogonie kilkunastu xenomorfów. Jeden żołnierz niósł rannego towarzysza broni na plecach, bo zgodnie z moją dewizą liczba jednostek wysłanych na misję ma się zgadzać z liczbą jednostek powracających.
Aliens: Dark Descent pozwala przy tym rozwinąć dowódcze skrzydła i wykazać się kreatywnością. Przykładowo, ściana ognia powstrzymywała przed szarżą przeciwnika, który bezradnie wystawiał się w ten sposób na ogień moich dwóch automatycznych działek. Satysfakcja z przechytrzenia przeciwników jest gigantyczna, a sposobów na rozegranie starcia mamy zawsze kilka. Wliczając w to pełne uniknięcie konfrontacji, przekradając się od jednej osłony terenowej do drugiej.
I chociaż Aliens: Dark Descent nie jest straszne, tak klimat walki o przetrwanie na niegościnnej planecie został świetnie oddany, głównie za sprawą ciekawych, unikalnych mechanik rozgrywki. Dark Descent to nie tylko bardzo dobra gra taktyczna, ale również świetna odsłona Obcego. Także na konsoli, gdzie model ograniczonej kontroli nad drużyną doskonale się spisuje, dobrze się łącząc ze sterowaniem przy pomocy mało precyzyjnego pada.
Taka moja prośba: nie dajcie się słabemu początkowi. Z każdą kolejną misją Aliens: Dark Descent jest coraz lepsze.
Pierwsze kilkadziesiąt minut z taktyczną produkcją jest tak nijakie, że gdyby nie miłość do Obcego, chyba bym ją olał. Gra pięknie się jednak rozwija. Dopiero po kilku misjach wszystkie unikalne puzzle "klikają" i otrzymujemy kompletny, rozbudowany system łączący planetarne misje z rozbudową oddziału oraz siedziby. Nim do tego dojdzie, Aliens: Dark Descent przypomina średniaka bez polotu.
Kiedy jednak zainwestujecie w tytuł 2 - 3 godziny, będziecie pod wrażeniem, jak dobrze działają unikalne mechanizmy taktycznego Obcego. Producenci umiejętnie producenci przesunęli akcenty w stronę survivalu oraz akcji, jednocześnie zadowalając weteranów UFO taktycznymi możliwościami. Aliens: Dark Descent świetnie to wszystko miesza w wielkim, mrocznym kotle.
Największe zalety:
- Świetna cena na premierę (139 zł na Steam)
- Wymiana ognia w czasie rzeczywistym idealnie pasuje do stylu Obcego
- Marines to doświadczony zespół, łatwo i przyjemnie się nim dowodzi
- Wiele możliwości rozegrania starć
- Poczucie nieustannego zagrożenia, rosnący poziom trudności
- Unikalne mechaniki jak porywanie czy przekradanie się
Największe wady:
- Brak możliwości zmiany poziomu trudności w kampanii
- Drewniane filmy przerywnikowe oraz animacje
- Uproszczona wizualnie oprawa nie straszy
- Obcy są głupi jak kosmiczny but
- Mniej złożona rozbudowana bazy i technologii niż w X-COM
Dlatego apeluję: miejcie dystans do wielu recenzji dostępnych w Internecie, z których wynika, że Aliens: Dark Descent to co najwyżej poprawna gra. Tytuł jest bardzo udany, niekonwencjonalny, angażujący i wciągający. Jeśli odczuwacie głód dowodzenia po X-COM 2, zdecydowanie polecam.