Ups, 200 tys. zł utopione w bagnie? Policja zgubiła drona
Jak donosi reporter RMF FM, policjanci z Białegostoku stracili drona wartego 200 tysięcy złotych. Poszukiwania trwają od piątku, a nastroje nie są optymistyczne, bo do straty doszło na niezwykle trudnym terenie.
Według relacji dziennikarza RMF FM, białostoccy funkcjonariusze prowadzili działania operacyjne w okolicach Makowa Mazowieckiego. Feralny dron należał do Wydziału Techniki Operacyjnej z podlaskiej komendy wojewódzkiej.
Dron nie miał zainstalowanego lokalizatora
Trwające od piątku poszukiwania można opisać starym porzekadłem: szukanie igły w stogu siana. Podobno urządzenie spadło do lasu, w okolicy, gdzie występują bagna. Co ciekawe, służby mają dwa możliwe wyjaśnienia sytuacji. Pierwsze, że stracenie kontroli nad bezzałogowcem to efekt zwykłej awarii. Drugi scenariusz, który nie został jeszcze wykluczony, to celowe przejęcie przez system zwalczający drony.
Rzecz jasna nie wiemy, do czego policja wykorzystywała drona. Dodajmy, że maszyna należała do Wydziału Techniki Operacyjnej, który zajmuje się m.in. wsparciem procesu wykrywania sprawców przestępstw czy gromadzenia materiału dowodowego poprzez niejawną obserwację osób, miejsc i środków transportu. Oprócz tego służby wykorzystują drony do wsparcia zadań związanych z poszukiwaniem osób zaginionych.
I są w tym niezwykle dobre
W ostatnich miesiącach drony pozwalały odszukać w lasach m.in. zagubionych grzybiarzy. W takich przypadkach policja podkreślała, że dzięki wykorzystaniu kamery termowizyjnej w krótkim czasie można przeszukać rozległy, trudny leśny teren, na którym z powodu zmroku poszukiwania prowadzone przez ludzi byłyby w praktyce niemożliwe.
Policja korzysta z dronów również po to, aby wyłapywać piratów drogowych. I to nie tylko takich, którzy np. wyprzedzają w niedozwolonych miejscach. Latające sprzęty są w stanie zauważyć, że kierujący pojazdem korzysta z telefonu.
Dotychczas ktoś, kto w czasie jazdy albo stojąc w korku „przewijał feed” albo odpisywał na zaległe maile, musiał porządnie się rozejrzeć, czy w okolicy nie ma radiowozu. Ryzyko wpadki nadal istniało, bo mógł trafić się nieoznakowany, policyjny samochód. Niektóre modele bywały zaskakujące – każdy spodziewa się funkcjonariuszy nie w Kii Ceed czy Fiacie Bravo, ale nie w Hyundaiu i20 czy Volkswagenie Caddy. Ale teraz sytuacja się – z punktu widzenia „klikających” – znacznie pogarsza – pisał o dronach monitorujących ulice Autoblog.