REKLAMA

Astronomowie narzekają na Jamesa Webba. Ten teleskop jest po prostu za dobry

Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba, który na początku 2022 roku po ponad dekadzie opóźnień i licznych przekroczeniach budżetu w końcu trafił w przestrzeń kosmiczną i rozpoczął obserwacje, od pierwszego dnia obserwacji nie zmienia tempa odkryć. I to wbrew pozorom dla astronomów jest poważny problem.

james webb
REKLAMA

Teleskop, o którego budowie mówiło się od lat osiemdziesiątych XX wieku pierwotnie miał trafić na orbitę w 2007 roku. Liczne przeszkody technologiczne oraz finansowe sprawiły jednak, że start teleskopu ostatecznie miał miejsce w ostatnich dniach 2021 roku, ponad 14 lat po pierwotnej dacie. Całe środowisko astronomów przez lata przygotowywało się do obserwacji, szczegółowo planując konkretne cele obserwacyjne, a nawet oprogramowanie, które miałoby dane z teleskopu natychmiast analizować i wyciągać z nich wszystkie niezbędne informacje. Nic zatem dziwnego, że gdy teleskop w końcu trafił w przestrzeń kosmiczną, a następnie spektakularnie się rozłożył, fascynujące dane obserwacyjne zaczęły spływać na Ziemię z siłą wodospadu.

REKLAMA
Dysk w teleskopie Jamesa Webba class="wp-image-1879035"

W najnowszym artykule opublikowanym na łamach MIT Technology Review naukowcy zwracają uwagę na fakt, że Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba dostarcza na Ziemię znacznie więcej danych niż jakikolwiek wcześniejszy teleskop. W jeden dzień do centrum kontroli misji JWST spływa tyle danych obserwacyjnych ile Hubble dostarczał w ciągu miesiąca. Co więcej, bazując na doświadczeniach z Hubblem, jego operatorzy tak ustawili program obserwacji, że teleskop nigdy nie ma chwili odpoczynku. Każda chwila spędzona w przestrzeni kosmicznej musi być wykorzystana na wartościowe obserwacje astronomiczne. Kolejka naukowców chętnych do skorzystania z potężnego, 6,5 -metrowego zwierciadła teleskopu jest bardzo długa, dlatego kończąc jedne obserwacje, teleskop zmienia orientację w przestrzeni i rozpoczyna następne.

 class="wp-image-1621853"
Porwnanie rozmiarów zwierciadła głównego Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba z Kosmicznym Teleskopem Hubble'a

Ogromne możliwości teleskopu Jamesa Webba, który według naukowców jest w stanie dostrzegać bez problemu obiekty 100 razy słabiej świecące niż te, które mógł dostrzec Hubble sprawiały, że zasadniczo niezależnie od tego, gdzie James Webb nie spojrzał, to widział coś zupełnie nowego. Odkrycie za odkryciem. Spojrzał w jedno miejsce, dostrzegł najodleglejsze odkryte dotąd galaktyki, spojrzał w inne miejsce, dojrzał dwutlenek węgla w atmosferze egzoplanety, choć nigdy wcześniej żaden teleskop go nie widział. Euforia za euforią.

Nic zatem dziwnego, że po pierwszych zachwytach bardzo szybko pojawiło się pytanie o to jak długo jeszcze świat astronomii może wytrzymać to tempo.

Od obserwacji do odkrycia zaledwie kilka godzin

Co ważne, teleskop w trakcie obserwacji przetwarza dane oraz zdjęcia w strumień danych bezpośrednio przygotowany do obróbki przez astronomów. Z kolei sami astronomowie przez lata opóźnień w starcie teleskopu doszlifowali i dopracowywali swoje oprogramowanie, które miało ten strumień pobrać i wyciągnąć z niego wszystkie interesujące ich dane. Efekt? Po otrzymaniu danych obserwacyjnych z teleskopu, badacze zamiast rozpoczynać trwający miesiącami proces odszumiania danych i wyłuskiwania z nich użytecznych informacji, uruchamiali swoje oprogramowanie do analizy i kilka godzin później mieli już na ekranach informacje, które chcieli uzyskać w trakcie obserwacji. W większości przypadków były to informacje fascynujące i zachwycające jednocześnie.

REKLAMA

To właśnie zbieg tych wszystkich okoliczności sprawił, że zaledwie kilka dni po rozpoczęciu właściwych obserwacji na serwerach z preprintami artykułów naukowych pojawiły się pierwsze artykuły opisujące najnowsze, przełomowe odkrycia. Proces ten do dzisiaj nie spowolnił, a zważając na to jak długa jest kolejka astronomów i projektów badawczych do zrealizowania, nie można wykluczyć, że tempo odkryć utrzyma się na obecnym poziomie przez najbliższą dekadę, albo i dłużej. Jak w rozmowie z MIT Tech Review przyznaje jeden z naukowców: co godzinę obserwujemy nową galaktykę, nową egzoplanetę czy proces gwiazdotwórczy. To istna powódź danych, która szybko się nie skończy.

Opinia publiczna, która sprzed ekranów komputerów przygląda się tej swoistej transformacji i szeroko zakrojonej aktualizacji naszej wiedzy o wszechświecie bliższym i dalszym jest zachwycona. Odkrycie goni odkrycie, jedno fascynujące zdjęcie odległego kosmosu przyćmiewa poprzednie, a nawet pojawia się nadzieja na to, że teleskop w końcu pozwoli nam odpowiedzieć na pytanie o to, czy jesteśmy sami we wszechświecie, czy też są w nim inne cywilizacje, o których istnieniu na razie nie mamy pojęcia. Warto jednak przy tym zachwycie pamiętać, jak tytaniczną pracą stała się teraz praca naukowców, którzy zalewani są potokiem danych obserwacyjnych z Jamesa Webba.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA