Lotniczy szef wszystkich szefów był brutalnie szczery: samoloty na wodór to mrzonka
Dyrektor generalny IATA Willie Walsh jest brutalnie szczery. Jego zdaniem fantazjowanie o napędzie wodorowym jako recepcie, która pozwoli zredukować emisje CO2 jest całkowicie oderwane od rzeczywistości. Walsh radzi, by skupić się na tym co tu i teraz. A to oznacza, że linie lotnicze powinny skoncentrować się na pozyskiwaniu zrównoważonego paliwa lotniczego.
Producenci samolotów co i rusz chwalą się postepami w pracach nad maszynami napędzanymi za pomocą baterii albo wodorowych ogniw paliwowych. Gdyby wierzyć ich zapewnieniom latanie bez emisji dwutlenku węgla powinno być niemalże na wyciągnięcie ręki.
Francuski koncern pierwsze efekty prac nad napędzanymi wodorem samolotami o nazwie ZEROe pokazał w 2020 r. Do 2025 r. spółka chce włożyć nowy napęd do modelu A380 i sprawdzić, jak będzie się on prezentował w warunkach bojowych.
Prace nad silnikiem wodorowym prowadzi również Rolls-Royce do spółki z lowcostem easyJet.
Swoje plany ma także inny gigant - Boeing
Amerykanie dość śmiało deklarują, że już za dwa lata pasażerowie przelecą się maszyną o zasięgu 900 km, która będzie mogła zabrać na pokład kilkanaście osób. W 2035 r. Boeing ma za to zamiar wypuścić samolot, który niczym nie będzie różnił się od tych, które dzisiaj napędzane są paliwem lotniczym. Zasięg liczony w tysiącach kilometrów i 200 siedzeniami? Żaden problem.
Think tank Energy Transition Commission prognozuje w tym czasie, że jeżeli paliwo wodorowe pojawi się na rynku do 2035 r., to w 2050 r., czyli granicznej dacie wyznaczającej koniec emisji CO2, jego udział w rynku może przekroczyć 30 proc. To dużo. Można by powiedzieć, że latanie samolotami wodorowymi stałoby się dla podróznych chlebem powszednim. Ale nastroje ostudził właśnie prezes Międzynardoowego Zreszenia Przewoźników Powietrznych.
Wodór? Zapomnijcie o tej mrzonce
Willie Walsh wylał na rozgrzane głowy producentów z branży lotniczej kubeł zimnej wody. Jego zdaniem horyzntem czasowym, na kórym powinna skupić się branża jest rok 2050. Jeżeli prognozy się ziszczą i samoloty będą wtedy przewozić 10 mld pasażerów rocznie, lotnictwo będzie musiało neutralizować 1,8 gigaton gazów cieplarnianych rocznie.
Dyrektor IATA przewiduje, że samoloty wodorowe jako takie pojawią się na niebie w latach 40. Ich udział w redukcji CO2 będzie jednak marginalny i wciąż będą bardziej ciekawostką niż realną odpowiedzią na problem redukcji emisji. Międzynarodowe Zreszenie Przewoźników Powietrznych uchwaliło tymczasem rezolucję, w której zapisano, że do połowy wieku lotnictwo będzie neutralne dla klimatu.
Zamiast, jak to ujął, niesprawdzonych technologii, IATA proponuje przedstawicielom branży większe zaangażowanie na rzecz wykorzystania zrównoważonego paliwa lotniczego. Dodawanie biokomponentów pozwala na zredukowanie emisji nawet o 80 proc. Sektor lotniczy boryka się jednak z brakiem dostępności SAF na rynku i wysokimi cenami - nowe paliwo jest od dwóch do sześciu razy droższe niż tradycyjne.
Walsh zaapelował do polityków o wprowadzenie systemu zachęt, by skłonić firmy do większej produkcji zrównoważonego paliwa lotniczego.