REKLAMA

Joe Biden bierze się za korporacje Big Tech. Wygra patriotyzm czy model europejski?

Biały Dom opublikował listę sześciu podstawowych zasad, które będą fundamentem polityki rozwoju technologicznego Stanów Zjednoczonych. Niemal każda uderza w co najmniej jedną firmę Big Tech. A tak się przypadkowo składa, że niebawem ruszyć mają procesy antymonopolowe dwóch wielkich technologicznych firm amerykańskich. Finał tych starć będzie miał wpływ na cały świat.

joe biden big tech
REKLAMA

Prezydent Joe Biden odbył w ubiegłym miesiącu niejawne spotkania z prezesami Apple’a, Microsoftu i Amazonu. Wcześniej przeprowadzono, jak wynika z oświadczenia przedstawionego mediom, liczne spotkania z ekspertami dotyczące cyfrowego rynku, cyberbezpieczeństwa, przemysłu i współpracy Stanów Zjednoczonych z innymi mocarstwami w kontekście technologicznego rozwoju, a także etyki i równości społecznej.

REKLAMA

Biały Dom kontra Big Tech. Szóstka Bidena.

Celem tych spotkań było sformułowanie zasad, jakimi Joe Biden i Biały Dom będą się kierować, ustanawiając kolejne prawa i proponując dalsze reformy. Jest ich sześć:

  1. Promowanie rywalizacji w sektorze technicznym na rynku amerykańskim - czyli pilnowanie, by nie dochodziło do praktyk monopolistycznych i by każda branża w sektorze technologicznym była otwarta na małe i średnie przedsiębiorstwa.
  2. Ochrona prywatności Amerykanów - czyli zadbanie o to, by dzielenie się prywatnością z firmami technologicznymi było opcjonalne. I to w tym znaczeniu, że to użytkownik sam może zechcieć dzielić się swoimi danymi, a nie musi się fatygować by zbieranie danych wyłączyć czy akceptować na wstępie skomplikowane regulaminy.
  3. Ochrona amerykańskich dzieci w cyberprzestrzeni - czyli pilnowanie, by firmy technologiczne nie wykorzystywały podatności nieletnich na złowrogie działania i specyficzny marketing.
  4. Zniesienie nierówności wobec prawa - czyli zniesienie braku odpowiedzialności karnej przez duże firmy za hostowanie nielegalnych treści.
  5. Upublicznienie informacji na temat sposobu działania algorytmów personalizujących serwowane treści oraz je cenzurujących - czyli obowiązek ujawniania jak social media i serwisy newsowe pozycjonują treści dla swoich użytkowników, jak decydują o tym które mają być ukrywane.
  6. Ochrona mniejszości przed wyrachowaniem algorytmów - czyli rozpoznanie pewnego truizmu, czyli faktu, że algorytmy preferują potrzeby większości, mniejszość bywa nieoptymalna, a prawo powinno te mniejszości chronić.

Biały Dom podkreślił, że pierwsze dwa punkty mają już poparcie zarówno Partii Demokratycznej, jak i Republikańskiej. Co to oznacza dla nas, Polaków i czemu właściwie powinno nas obchodzić amerykańskie prawo? Zbiegiem okoliczności, mniej lub bardziej przypadkowym, amerykański Departament Sprawiedliwości prowadzi dochodzenie przeciwko firmom określanym skrótowcem AGFA (Apple, Google, Facebook (dziś Meta), Amazon).

Formalny proces antymonopolowy przeciwko Apple’owi i Google’owi ma zostać uruchomiony podobno jeszcze w tym roku lub na początku przyszłego. Niepomyślny dla tych firm wyrok może całkowicie zmienić sposób, w jaki są prowadzone. I w jaki my wszyscy korzystamy z elektroniki konsumenckiej.

Apple monopolistą? Google ogranicza konkurencyjność? Zobaczymy. Ale co to właściwie oznacza?

Lista potencjalnych zarzutów względem firm Big Tech jest długa. Najczęstszymi zarzutami są jednak te wynikające z dominacji danej usługi bądź produktu na danym rynku.

Dla przykładu, jednym z najważniejszych skierowanych przeciwko Apple’owi są te związane z iPhone’em. Konkretniej z faktu, że najlepiej sprzedający się model telefonu na świecie może pobierać gry i programy wyłącznie ze sklepu zapewnionego przez jego producenta i obowiązkowo z prowizjami od transakcji również odprowadzanymi do jego producenta.

Google jest z kolei oskarżany, między innymi, o wykorzystywanie dominującej na rynku wyszukiwarki do promowania swoich usług i ukrywania tych od konkurencji.

Na dziś trudno przewidzieć co konkretnie będzie oznaczać postawienie tych firm pod sąd. Nie sposób nawet przewidzieć wyroku, że o konkretnych karach i sankcjach nawet nie ma co wspominać.

Pewną wskazówkę może jednak dać nam inny głośny proces antymonopolowy. Chodzi o Microsoft, który był oskarżony o nieuczciwe praktyki konsumenckie. Zarzutów było wiele, ale tym który przeważył czarę goryczy, było szantażowanie producentów komputerów osobistych. Microsoft groził, że jeżeli ci będą dodawać inną przeglądarkę do komputerów niż Internet Explorer, ci będą musieli płacić wyższe ceny za dominujący wówczas na rynku system Windows.

Microsoft ostatecznie się wybronił w sądzie. Skończyło się na połajance i obietnicy poprawy i kilku technicznych drobiazgach. Jednak w pierwszej instancji rozprawy firmie Billa Gatesa groził rozpad. Microsoft miał być podzielony na dwa przedsiębiorstwa. Jedno miało zajmować się Windowsem, drugie Office’em i resztą produktów Microsoftu. Warto przypomnieć, że Office i Windows w ówczesnych czasach były samonapędzającymi się hitami. Dominujący na rynku pakiet biurowy był dostępny wyłącznie na Windows (i w okrojonej formie na Maca) - nie jak dziś, kiedy dostępny jest w wersji na niemal wszystko.

Taki rozdział całkowicie zmieniłby układ sił na rynku komputerów osobistych. Niewykluczone, że w efekcie dziś wiodącym systemem na PC nie byłby Windows, a coś zupełnie innego.

Apple’owi teoretycznie grozi podobny podział. Tak jak i Google’owi.

Departament Sprawiedliwości ponoć rozważa wysunięcie propozycji rozbicia Apple’a na dwie firmy: jedną od sprzętu i oprogramowania, drugą od usług. To oznacza, że App Store, Music, Pay i reszta byłyby prowadzone przez inną firmę, niż tę odpowiedzialną za iPhone’a, iOS-a czy MacBooka. To z kolei otworzyłoby drogę do większej różnorodności oprogramowania i usług na telefonach iPhone, kosztem niemal gwarantowanej dotychczas współpracy między wszystkimi aplikacjami i funkcjami.

REKLAMA

Google również mógłby być podzielony wedle podobnego schematu. Dział zajmujący się reklamą internetową miałby zostać wydzielony do nowego przedsiębiorstwa. Androidem, Wyszukiwarką, Mapami i resztą zajęłaby się druga firma. Tym samym Google nie mógłby już wpływać na opinię publiczną przez umiejętne pozycjonowanie treści w wyszukiwarce i innych produktach.

Mając na uwadze wolę polityczną Bidena i amerykańskiego senatu amerykański Departament Sprawiedliwości prawdopodobnie będzie szczególnie umotywowany do sformalizowania oskarżeń. Choć niezmiennie w Stanach Zjednoczonych sądy są niezawisłe, a wola urzędującego prezydenta może być co najwyżej inspiracją, a nie celem do realizacji. Należy też mieć na uwadze kontrinspirację, a więc amerykańską rację stanu. Stany Zjednoczone są uwikłane w skomplikowany konflikt z Chinami. Osłabianie pozycji amerykańskich Big Techów w momencie, gdy chińska gospodarka ściga amerykańską, a Alibaba i TikTok są już światowymi potęgami, może okazać się dla wspomnianej racji stanu niekorzystne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA