Uwaga na oszustwo "na akcje Orlenu". Polak stracił pół miliona złotych
Oszust maglował ofiarę przez trzy godziny, próbując uwiarygodnić swoje działanie. Zamiast mieć zysk z akcji Orlenu, mężczyzna stracił 541 tys. zł. Przekręt z jednej strony banalny, ale z drugiej doskonale pokazujący, jak łatwo manipulować jest innymi.
Wszystko zaczęło się od reklamy na Facebooku. 51-letni mieszkaniec Gorlic zobaczył kuszącą ofertę na akcje spółki Orlen. Przyciągnięty wizją łatwego zysku, kliknął w link, który przeniósł go na stronę. Zarejestrował się, zostawiając dane do kontaktu.
Fałszywe akcje Orlenu
Po kilku dniach była odpowiedź. Do ofiary zadzwonił konsultant, który miał pomóc wykupić akcje. Pomocnik polecił zainstalować aplikację do zdalnej obsługi komputera. Ofiara się zgodziła, po czym zalogowała się na swoje konto bankowe. Następnym krokiem było dodanie rachunku, z którego miały być przelewane zyski, do zaufanych odbiorców.
Po trzech godzinach telefonicznej rozmowy coś tknęło mężczyznę i sprawdził stan swojego konta. Okazało się, że zniknęły wszystkie środki i zostały przelane w kilkunastu transakcjach na podane wcześniej przez przestępców konto.
Serwis Sekurak pokazał, co dzieje się, gdy wpiszemy w przeglądarce hasło "orlen akcje" bądź "orlen inwestycje". Na samej górze widoczne są stworzone przez oszustów portale informujące o zyskach z inwestycji w państwowe spółki. Po kliknięciu w link trafia do serwisu, gdzie widać zdjęcie Andrzeja Dudy i podpis, że prezydent i premier potwierdzają "legalność i skuteczność" projektu.
Wprawdzie fałszywe strony są kasowane, ale jest ryzyko, że zobaczymy witrynę, która nakłania do inwestycji
Wystarczy jednak zjechać nieco niżej, aby trafić nie tylko na ostrzegające przed oszustwem materiały, ale też komunikat samej spółki z oficjalnej strony Orlenu:
Żądza zysku jest jednak zbyt duża, by na spokojnie przeanalizować inwestycję. Kilka dni wcześniej policja na swoich stronach informowała o oszukanym 72-letnim mężczyźnie, który w podobny sposób dał się nabrać na zyski z kryptowalut. Ofiara przelała złodziejom aż 750 tys. zł.
Łatwo powiedzieć, że ofiary są same sobie winne. Jednak to zastanawiające, że zarówno Facebook, jak i wyszukiwarka Google ciągle przepuszczają tego typu podejrzane witryny, które wyrastają jak grzyby po deszczu. Naiwność użytkowników internetu to jedno, ale dziurawe systemy niezabezpieczające przed oszustami to również spory problem.