Pożar w serwerowni Google. Wyszukiwarka zwariowała
Na skutek groźnego pożaru w centrum danych Google zwariowała cała sieć. Wszechwiedząca wyszukiwarka straciła swą mądrość, YouTube zgubił kolekcję wideo, a wiele stron nagle wyparowało z sieci. Awaria - chociaż stosunkowo krótka - na moment kompletnie zmieniła oblicze globalnego Internetu. Co właściwie się wydarzyło?
Poniedziałkowy wieczór. Finisz bolesnego początku tygodnia, ale w gruncie rzeczy dzień jak co dzień. Mieszkanie. Komputer. Zaległe maile do wysłania. Skoro już siedzisz przy PC, postanowiłeś sprawdzić w Internecie kwestię, która nurtowała cię przez cały weekend. Wpisujesz zapytanie w najpopularniejszą wyszukiwarkę świata, zatwierdzasz je głośnym enterem i…
500. That's an error.
Kolejne uderzenia w klawisz enter wypluwają taką samą odpowiedź przeglądarki. Zdziwiony, wybity z rytmu postanawiasz wpisać w pole hasła cokolwiek. "Krowa". Error 500. "Onet". Error 500. "Google". Error 500. Nie pomaga zmiana przeglądarki. Z ciekawości uruchamiasz ponownie komputer, ale problem powraca jak bumerang. Zaczynasz się czuć ciut dziwnie. Nieswojo. To pierwszy raz, kiedy wszechwiedzące Google niczego nie wie. Kiedy czujesz się odcięty od globalnej bazy wiedzy.
W amerykańskim centrum danych Google doszło do eksplozji. Trzy osoby z poważnymi poparzeniami trafiły do szpitala.
Centrum danych Google w amerykańskim Council Bluffs w stanie Iowa to imponujące miejsce. Amerykański gigant technologiczny zainwestował w ten obiekt ponad pięć miliardów dolarów. To jedna z największych placówek tego typu należąca do Google, z własnym kampusem oraz miejscami pracy dla prawie tysiąca osób: od ochrony i małej gastronomii, przez techników, kończąc na specjalistach oraz inżynierach.
Właśnie w Council Bluffs doszło do spięcia instalacji elektrycznej, które wywołało pożar oraz małą eksplozję. Na skutek tragicznego wydarzenia trzy osoby z poważnymi poparzeniami trafiły do szpitala. Wypadek był istotny nie tylko dla społeczności małego Council Bluffs, ale również całego świata. Od Stanów Zjednoczonych po Bułgarię, wielu internautów mogło odczuć, że stało się nietypowego. Internet się zepsuł.
W Polsce wielu z nas smacznie spało, gdy wyszukiwarka Google odmówiła współpracy. Do pożaru doszło w poniedziałek 8 sierpnia o 23:00 naszego czasu, a największa częstotliwość awarii wystąpiła między 3 oraz 4 w nocy. W skali globu problem dosięgnął jednak milionów użytkowników, którzy wygenerowali dziesiątki tysięcy zgłoszeń o awarii na portalu Downdetector. Wyszukiwarka Google, YouTube, Google Maps - wszystko działało w kartkę bądź nie działało wcale.
Niedługo potem okazało się, że awaria sięga znacznie głębiej. Wariować zaczęło indeksowanie witryn w Google. Duże serwisy z wieloletnią historią potrafiły nagle zniknąć z wyników wyszukiwania, jak gdyby nigdy ich nie było. Na to miejsce zaczęły wskakiwać inne, często losowe portale. Pojawił się chaos, a osoby pytające najpopularniejszą przeglądarkę świata, co właściwie się dzieje, często otrzymywały bardzo zwięzłą odpowiedź: 500. That's an error.
Strona wypadła z indeksu - co to oznacza? Oznacza to, że nie możesz jej znaleźć w wynikach wyszukiwania, czy to wpisując frazę, pod którą powinna się znaleźć czy to wyszukując po jej urlu. Brak wyświetlania podstron serwisu w wynikach wyszukiwania oznacza brak ruchu. Jeżeli te zmiany są wynikiem awarii (bo tego nie wiemy na 100%) to z dużym prawdopodobieństwem Google naprawi swoje systemy i je przywróci. Kiedy? to dobre pytanie.
Jakub Sawa, ekspert SEO i twórca cotygodniowego newslettera o SEO
Co właściwie się stało i jakie są skutki tego, że Internet się zepsuł? Zapytaliśmy o to eksperta SEO.
O konsekwencjach awarii po pożarze centrum danych w Council Bluffs zapytałem eksperta. Jakub Sawa to specjalista z obszaru SEO, a także twórca cotygodniowego newslettera o SEO. Sawa wytłumaczył mi, co tego typu incydent może oznaczać dla internautów i właścicieli stron internetowych, a także zarysował niepokojące zjawiska mające miejsce w samym Google:
Szymon Radzewicz, Spider's Web: Jak to możliwe, że pożar jednego centrum danych powoduje chaos na całym świecie? Czy to nie powinna być siatka powiązanych ze sobą centrów, przejmujących kontrolę, gdy w konkretnej jednostce zaczyna się dziać coś złego?
Jakub Sawa, ekspert SEO: To jest bardzo dobre pytanie i mam nadzieje, że zadają je sobie również w Google. Redundancja to sposób na radzenie sobie z takimi nieplanowanymi wydarzeniami, ale czasem jest pomijana ze względu na koszty. To zawsze bardzo indywidualna decyzja danej firmy.
Natomiast jest to ekonomicznie nieuzasadnione, aby dublować wszystko i wszędzie - zawsze trzeba dokonać wyboru. Pamiętajmy też, że usługa Google Search jest darmowa i gdy przeczytamy warunki tej usługi, to Google nie odpowiada dosłownie za nic. Jak mawiają Amerykanie - "shit happens".
Użytkownicy Google - może pierwszy raz w życiu - otrzymali błąd po wpisaniu zapytania w wyszukiwarce. Jaka jest skala konsekwencji takiej awarii w ujęciu makro?
Skalę zna tylko Google, ale nie przypuszczam, żeby była duża. Patrząc na downdetector.pl/status/google/ nie widać tam wzmożonej ilości komentarzy czy zgłoszeń dla Google ze strony polskich internautów. Może być tak, że awaria dotknęła bardzo wąską grupę użytkowników. Nie sądzę, żeby problem był na tyle poważny, że będzie mia znaczenie w skali makro. Jednak w skali mikro, dla serwisów szczególnie dotkniętych może być zupełnie odwrotnie.
Ogólnie rzecz biorąc Google od kilkunastu miesięcy boryka się z różnego rodzaju problemami technicznymi dotyczącymi ich infrastruktury. W mojej opinii to jakieś problemy z procesami, ktoś zadecydował o pewnych cięciach budżetowych. Może na specjalistów, może na sprzęt, może na procesy. My widzimy tylko ich skutki.
Po czym poznać, że nasza strona mogła ucierpieć na skutek tego pożaru? Jeśli czujemy się poszkodowani, co zrobić w takim przypadku? Jest droga komunikacji z Google?
Google jest gigakorporacją i w przypadku usługi Google Search nie ma możliwości indywidualnego kontaktu z firmą. Można korzystać z forum wsparcia, ale tam uzyskacie odpowiedź od innych uzytkowników. Jeżeli Twoja strona ucierpiała w wyniku awarii Google - nie możesz nic zrobić, poza czekaniem na rozwój sytuacji.
To, co możesz zrobić, to monitorować sytuację i w przypadku znacznego spadku ruchu podjąć decyzję o uruchomieniu kampanii płatnych reklam w Google do czasu powrotu do wyników organicznych twojego serwisu.
Jako kompletny laik, czuję niepokój po wypowiedziach eksperta od SEO.
Google wyrasta w naszej rozmowie na gigantyczną korporację pozbawioną jakiejkolwiek kontroli. Jeśli coś nie działa, to nie działa. Tyle. Problemy mogą się natomiast pojawiać coraz częściej, na skutek mniejszej profesjonalizacji, gigantycznej rotacji w branży IT, cięć budżetowych oraz rosnących kosztów utrzymania działalności, zwłaszcza w czasach globalnej inflacji, kryzysu płacowego oraz zmniejszonej dostępności półprzewodników.
Być może odpowiedź "500" wygenerowana przez najpopularniejszą przeglądarkę świata będzie się nam wyświetlać coraz częściej. Wszakże Internet już teraz jest zbyt wielki, aby poprawnie działał.