REKLAMA

Seria zaskoczeń. 48 godzin z Sony LinkBuds S

Minęły ponad dwie doby, odkąd wyjąłem nowe słuchawki Sony LinkBuds S z pudełka. To oczywiście za mało czasu na pełną recenzję, ale dość, by wyrobić sobie całkiem solidną wstępną opinię. Nowe słuchawki Sony to seria zaskoczeń.

48 godzin ze słuchawkami Sony LinkBuds S
REKLAMA

Sony chwali się, że LinkBuds S to najmniejsze i najlżejsze słuchawki z ANC i HiRes Audio. Przy masie raptem 4,8g na „pchełkę” trudno polemizować z tym stwierdzeniem. Nie spodziewałem się jednak, że ta masa zrobi na mnie aż takie wrażenie i tu wkracza zaskoczenie numer jeden:

REKLAMA

Jakie to lekkie!

Masa LinkBuds S uderza od pierwszego kontaktu zarówno z etui, jak i z samymi słuchawkami. Etui jest tak lekkie (35g), że przez moment obawiałem się, że w ferworze logistycznej zawieruchy ktoś z polskiego oddziału Sony wyjął słuchawki z pudełka i zapomniał ich odłożyć do wnętrza etui przed wysyłką.

Sony LinkBuds S class="wp-image-2198874"
Sony LinkBuds S

Na szczęście słuchawki tam były – po prostu są tak lekkie, że łatwo o nich zapomnieć i to samo wrażenie towarzyszyło mi przez cały weekend. Mimo tego, że od Galaxy Buds 2, których używam na co dzień, różni je raptem 5g masy, to wystarczająca różnica, by przestać czuć, że mamy słuchawki w kieszeni.

Sony LinkBuds S class="wp-image-2198898"
Sony LinkBuds S

Niezmiennie muszę też pochwalić Sony za odejście od plastikowego pakowania na rzecz w całości papierowego pudełka. Dla kontekstu; tego samego dnia, gdy rozpakowałem słuchawki Sony, rozpakowałem też 5 modeli słuchawek innych producentów, a każde z nich zawinięte w takie ilości plastikowej folii, że Greta Thunberg na sam widok dostałaby apopleksji. LinkBuds S może nie trafiają do klienta w tak pięknym czy tak trwałym pudełku, ale przynajmniej jest to opakowanie przyjazne środowisku.

 class="wp-image-2198901"
Sony LinkBuds S

Było zaskoczenie pozytywne, więc czas na zaskoczenie negatywne – materiał, z którego wykonane jest etui, sprawia bardzo tanie wrażenie. Prawdę mówiąc mam co do niego bardzo mieszane uczucia, bo jego nietypowa faktura wynika z faktu, iż jest to materiał pochodzący z recyclingu.

 class="wp-image-2198907"
Sony LinkBuds S

Chropowata powierzchnia jest też mniej podatna na stopniowe wycieranie się, które dotyka chyba wszystkich futerałów słuchawek TWS. Tym niemniej w pierwszym kontakcie etui nie jest zbyt przyjemne w dotyku i na pewno nie daje poczucia solidności, które dają np. etui słuchawek Samsunga czy droższych modeli Jabry. Z niewiadomych względów brak tu również ładowania bezprzewodowego, co jak na słuchawki kosztujące 899 zł jest sporym minusem.

 class="wp-image-2198904"
Sony LinkBuds S

Sony LinkBuds S są przezroczyste.

To oczywiście metafora; słuchawki możemy kupić w kolorze czarnym lub białym. Chodzi mi o to, że ich design, rozmiar i profil po włożeniu do ucha są na tyle dyskretne, że słuchawki stają się transparentne. Nie przyciągają wzroku, nie sprawiają wrażenia „nie na miejscu”, jak niejedne słuchawki TWS. Jednocześnie są też na tyle dobrze zaprojektowane, że łatwo je do ucha nie tylko włożyć, ale też z niego wyjąć – w Galaxy Buds 2 notorycznie mam problem z wyjęciem miniaturowych słuchawek z uszu, a tutaj tego nie ma. Co jest tym bardziej zaskakujące, iż LinkBuds S są drugimi najwygodniejszymi słuchawkami TWS, jakie w życiu miałem w uchu. Pierwsze miejsce zajmują… otwarte Sony LinkBuds.

 class="wp-image-2198892"
Sony LinkBuds S

Tutaj, mimo tego, że mamy do czynienia z bardziej klasyczną konstrukcją, bez dodatkowej gumki trzymającej słuchawkę w małżowinie, LinkBuds S trzymają się ucha jak przyklejone. Miałem okazję zabrać je pierwszego dnia na siłownię, gdzie nie wysunęły się z ucha choćby odrobinę, nawet podczas wykonywania dynamicznych ćwiczeń, jak burpees czy przewrotów. Już teraz mogę powiedzieć, że dla stałych bywalców siłowni te słuchawki będą znakomitym wyborem, choć biegaczom pewnie nie spodoba się dotykowa obsługa pchełek (uciążliwe podczas biegania w czapce).

 class="wp-image-2198895"
Sony LinkBuds S

Przez pierwsze dwie doby ze zdumieniem zaobserwowałem też, że Sony nie przesadzało z tą swoją filozofią „never off”, w myśl której słuchawek nigdy nie trzeba wyjmować z uszu (choć jest to wskazane ze względów higienicznych, oczywiście). W LinkBuds S rzeczywiście mogłem chodzić przez kilka godzin bez jakiegokolwiek poczucia dyskomfortu, a dzięki znakomitemu ANC i trybowi ambient nie czułem potrzeby wyjmowania ich z uszu. A skoro o tym mowa:

Rozmowy w tych słuchawkach to czysta przyjemność.

Podobnie jak w otwartych LinkBuds, tak i tutaj mamy kombinację mikrofonów rozmieszczonych wewnątrz i na zewnątrz słuchawki, które działają wespół z algorytmem redukcji hałasu, opartym na uczeniu maszynowym na bazie ponad 500 mln próbek głosu. Jakość rozmów jest krystalicznie czysta, niezależnie od tego, w jak hałaśliwym (czy też nie) otoczeniu się znajdujemy. Przeprowadziłem rozmowę telefoniczną pośrodku stukotu sztang na siłowni oraz idąc chodnikiem wzdłuż ruchliwej ulicy. W obydwu przypadkach zarówno ja doskonale słyszałem rozmówcę, jak i rozmówca mnie.

Sony LinkBuds S class="wp-image-2198880"
Sony LinkBuds S

Jeszcze bardziej podoba mi się tutaj technologia speak-to-chat, którą znamy już ze słuchawek WF-1000XM4 czy WH-1000XM5. Polega ona na tym, że wystarczy zacząć mówić, a słuchawki przejdą z trybu wyciszania hałasu w tryb ambientowy, przepuszczając dźwięki do środka. Ta funkcja działa re-we-la-cyj-nie. Momentami jest aż za dobra, bo wystarczy zacząć nucić słuchaną piosenkę i już się włącza, ale jest też na tyle inteligentna, by nie włączać się gdy np. chcemy odchrząknąć czy zakasłać.

 class="wp-image-2198886"
Sony LinkBuds S

Skoro zaś o wyciszaniu hałasu mowa, to na pełną konkluzję potrzebuję więcej czasu. Na pewno nie mamy tu do czynienia z ANC na poziomie topowych Sony WH-1000XM5, ale jest z pewnością dużo lepiej niż w Galaxy Buds 2. Nie sądzę, żeby ktokolwiek był niezadowolony z ANC w LinkBuds S, ale pewności nabiorę dopiero wtedy, gdy poużywam tych słuchawek nieco dłużej.

Brzmieniowo jest co najwyżej ok.

Jak przystało na słuchawki Sony z wysokiej półki, LinkBuds S obsługują zarówno najwyższej jakości kodek LDAC jak i funkcję upscalingu audio DSEE Extreme. Mimo to, nawet przy wykorzystaniu kodeka LDAC i utworów w formacie Apple Music Lossless muszę przyznać, że jakość brzmienia jest póki co moim najmniej pozytywnym zaskoczeniem po 48 godzinach z LinkBuds S.

 class="wp-image-2198889"
Sony LinkBuds S

Mam tu ten sam problem, jaki miałem testując topowe WF-1000XM4. Brzmienie prosto z pudełka jest kompletnie płaskie. Ale nie płaskie w ujęciu „neutralne”, jak słuchawki studyjne, a raczej „nijakie”. Nie ma tu ani przesadnie wiele basu, ani przesadnie śpiewnej góry, ani też przesadnie wielkiej szczegółowości. Od Soundcore Liberty 3 Pro dzielą je lata świetlne, przynajmniej przy pierwszym kontakcie.

 class="wp-image-2198877"

Tym niemniej nie skreślam ich jeszcze, bo zauważyłem, że te słuchawki są bardzo podatne na ustawienia korektora graficznego w aplikacji, więc sądzę, że można wyciągnąć z nich znacznie więcej niż słychać „na pierwszy rzut ucha”.

Czy Sony LinkBuds S warte są 899 zł?

Choć słuchawki Sony zrobiły na mnie całkiem dobre pierwsze wrażenie, wciąż nie jestem przekonany, czy warto na nie wydać 899 zł. To mnóstwo pieniędzy, za które możemy kupić zarówno słuchawki lepiej grające, jak i mające lepsze ANC.

REKLAMA
 class="wp-image-2198868"

Nie spotkałem się jednak dotąd ze słuchawkami TWS wyposażonymi w ANC, które byłyby aż tak wygodne i aż tak bardzo schodziły z drogi podczas codziennego użytkowania. O LinkBuds S naprawdę można zapomnieć, a to chyba największy komplement, jakim można obdarzyć tę kategorię słuchawek. Czy jednak ta transparentność warta jest tak dużo pieniędzy? Na to pytanie odpowiem przy okazji pełnej recenzji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA