Pierścienie Saturna znikają. Wkrótce ich nie będzie
Gdyby w Układzie Słonecznym organizowano konkurs na najpiękniejszą planetę Miss Solar System, to można śmiało założyć, że Saturn wygrywałby co roku. O ile sama planeta jest stosunkowo nudna, to jej rozległy system fascynujących pierścieni jest czymś absolutnie unikatowym. Cieszmy się nimi póki istnieją.
Pierścienie Saturna jako pierwszy dostrzegł Galileusz w 1610 roku. Pierwotnie widząc jedynie niewyraźny kształt planety (wszak to właśnie wtedy Galileusz stworzył pierwszy teleskop) odkrywca uznał, że widzi dwa duże obiekty obok Saturna. Gdy jednak spojrzał na Saturna jakiś czas później, nie zobaczył nic, więc uznał, że ewidentnie mu się przywidziało. Tak się składa, że akurat wtedy pierścienie były ustawione krawędzią do Ziemi, przez co nie były widoczne.
Dlaczego? Pierścienie Saturna są niezwykle rozległe i ich średnica to aż 250 000 kilometrów. Jednocześnie są one niezwykle cienkie. Ich grubość w pionie to zaledwie 10 metrów. Kiedy zatem pierścienie ustawią się do nas krawędzią, są całkowicie niewidoczne. Możemy je obserwować dopiero kiedy ponownie ich płaszczyzna jest nachylona do nas. Jako pierwszy pierścienie prawidłowo rozpoznał i opisał Christiaan Huygens w 1658 roku.
Pierścienie Saturna stopniowo znikają
Na przestrzeni czterystu lat od momentu odkrycia, pierścienie Saturna zasadniczo się nie zmieniły. Jednak dane dostarczone przez fenomenalną sondę Cassini, która krążyła wokół Saturna od 2004 do 2017 roku wskazują jednoznacznie, że pierścieni stopniowo ubywa. W chmury planety bezustannie wchodzi swoisty deszcz cząstek z pierścieni. Cząstki te wybijane są z pierścieni przez mikrometeoryty, ale także przez promieniowanie słoneczne i spychane w stronę chmur. Z czasem w ten sposób pierścienie znikną całkowicie.
Jak pocieszają jednak naukowcy w skali ludzkiego życia nie musimy się tym przejmować, bowiem całkiem możliwe, że zanim ostatnie szczątki pierścieni wpadną w atmosferę swojej macierzystej planety, na Ziemi nie będzie już ludzi. James O’Donoghue, planetolog z japońskiej agencji kosmicznej JAXA wskazuje w najnowszym numerze The Atlantic, że na cały proces potrzeba około 300 milionów lat.
Co ciekawe, porównanie danych z sondy Voyager, która jako pierwsza przyjrzała się pierścieniom w latach osiemdziesiątych, z danymi z sondy Cassini wskazuje, że pierścienie - jak na skalę kosmiczną - są bardzo młode i powstały dopiero 10-100 milionów lat temu. Warto przypomnieć, że dinozaury zniknęły z powierzchni Ziemi 65 mln lat temu. To z kolei oznacza, że być może gdy były dinozaury, nie było jeszcze pierścieni, a gdy pojawiły się pierścienie, nie było już dinozaurów.
Skąd się wzięły? Odpowiedź na to pytanie nadal umyka astronomom, aczkolwiek dominująca teoria mówi o tym, że pierścienie powstały w procesie grawitacyjnego rozerwania księżyców planety, które za bardzo zbliżyły się do planety. Być może nawet taki proces obserwujemy obecnie w przypadku Marsa. Jego większy księżyc - Fobos - z roku na rok jest coraz bliżej planety i coraz bardziej odczuwa jego oddziaływania grawitacyjne. Astronomowie już teraz obserwują powstawanie uskoków i szczelin na powierzchni Fobosa. Jeżeli ten proces będzie postępował, za ok. 50 mln lat księżyc ulegnie całkowitemu rozerwaniu, a jego szczątki być może utworzą kolejny układ pierścieni na naszym nocnym niebie. Ale to już opowieść na inną okazję.