REKLAMA

Konsola wygodniejsza od peceta? Problemy z graniem na komputerze to bajki

Dzień dobry. Mam na imię Łukasz i od dobrych pięciu lat nie miałem najmniejszego problemu z uruchomieniem gry na PC. Wiele można powiedzieć na temat debaty PC czy konsola, ale argument (nie)wygody powinniśmy włożyć między bajki.

30.03.2022 19.07
PC czy konsola?
REKLAMA

"Granie na PC jest dla piwniczaków, którzy mają mnóstwo wolnego czasu i mogą go marnować na instalowanie sterowników i grzebanie w ustawieniach" – sądząc po tym, co słyszę z ust znanych mi graczy korzystających wyłącznie z konsol, taki jest utrwalony w ich umysłach obraz przeciętnego pececiarza. Wszystko to podlane LED-ami RGB.

REKLAMA

Myślałby kto, że wojenki pecetowców i konsolowców dawno już powinny się skończyć, zwłaszcza w tej generacji, kiedy Xbox Series X i PlayStation 5 dogoniły (a nawet przegoniły) pecety w kwestii wydajności i fajerwerków graficznych. Tymczasem wśród miłośników konsol wciąż pokutuje przekonanie, że granie na pececie wiąże się z szeregiem niedogodności, których oni - rozwaleni wygodnie na kanapie, z padem w dłoni - jako rasa panów nie doświadczają.

Pecet czy konsola? Pod względem wygody - nie ma znaczenia.

Być może kiedyś ten obraz był prawdziwy, bo rzeczywiście były czasy, gdy wygoda grania na konsoli dalece wyprzedzała doświadczenia z pecetami. Na konsoli wystarczyło włożyć płytę do napędu lub pobrać grę na dysk i odpalamy, koniec problemów. Na PC z kolei instalacja gry była dopiero początkiem wielkiej przygody pod tytułem „czy mi pójdzie?”, po której następowało grzebanie w ustawieniach, dostosowywanie parametrów, pobieranie dodatkowych sterowników, a to i tak nie gwarantowało sukcesu. Been there, done that. Taka była nieodłączna kolej rzeczy związana z tym, że konsol jest kilka, a w świecie pecetów istnieje niemal nieskończona liczba możliwych konfiguracji podzespołów, co rodzi szereg problemów z optymalizacją i działaniem gier.

Asus ROG Zephyrus G14 2022

I może nadal zdarzają się sytuacje, w których granie na PC rzeczywiście wymaga kombinowania, tak osobiście od przeszło pięciu lat nie miewam jakichkolwiek problemów. Ba, nie pamiętam, kiedy ostatnio zmieniałem w ustawieniach cokolwiek innego niż rozdzielczość wyświetlania. W 99 przypadkach na 100 moje doświadczenie z grami na PC wygląda dokładnie tak, jak doświadczenie z graniem na konsoli - wybieram tytuł i gram. Nieważne, z którego sklepu czy repozytorium uruchamiam grę, jedyną możliwą niedogodnością jest oczekiwanie na jakąś losową aktualizację, co regularnie zdarza się też na konsolach.

Nie przeczę, że moje bezproblemowe obcowanie z grami na PC wynika w dużej mierze z faktu, iż korzystam zwykle z topowych konfiguracji sprzętu, na których nic nie ma prawa nie działać. Gdybym musiał grzebać w ustawieniach, by uzyskać wyższą płynność na laptopie z RTX-em 3080, to coś byłoby mocno nie tak. Niemniej jednak nie miałem też żadnych problemów przez ponad dwa lata, gdy korzystałem z laptopa z RTX-em 2060, ani jeszcze wcześniej, gdy korzystałem z komputera stacjonarnego z Intel Core i5 i RTX-em 1060, która to karta do dziś jest najpopularniejszym modelem wśród graczy pecetowych według okresowego badania na Steamie.

Razer Blade 17 2021
Razer Blade 17 2021

W wyobraźni konsolowców po uruchomieniu gry konieczne jest nurkowanie w ustawienia, by regulować te wszystkie shadery, ray tracingi i inne parametry v-sync, ale prawda jest taka, że… nie pamiętam, kiedy ostatnio robiłem coś takiego przy innej okazji, niż recenzowanie gry. Każda gra umie dziś dobrać parametry automatycznie i o ile nie korzystamy z jakiejś mocno niestandardowej konfiguracji sprzętu, zwykle robi to dobrze. Jeszcze lepiej z doborem parametrów radzą sobie aplikacje od dostawców kart graficznych, z GeForce Experience na czele - nie przypominam sobie, by software Nvidii kiedykolwiek źle dobrał mi parametry rozgrywki do możliwości mojego peceta.

God of War na PC
God of War na PC

Jeśli już cokolwiek kiedykolwiek musiałem zmieniać, to tylko rozdzielczość - pracuję i gram przy monitorze 4K, a gry zwykle obniżają ustawienia graficzne, by utrzymać natywną rozdzielczość wyświetlacza. Osobiście wolę jednak obniżyć rozdzielczość do 1440p lub nawet 1080p, ale cieszyć się większą ilością detali. A mityczne "szukanie sterowników" ostatnio uskuteczniałem jakieś... 7-8 lat temu? I było to w czasach, kiedy karty graficzne Radeon były dla ludzi z ubogim budżetem i nadmiarem wolnego czasu. Dziś nawet układy GPU od AMD - a przynajmniej te, z którymi miałem styczność w ostatnim czasie - nie generują żadnych problemów z optymalizacją gry pod możliwości sprzętu.

Pecet oferuje coś, czego konsolowcy nie znoszą - wolność wyboru.

Miłośnicy grania na konsoli, którzy jednocześnie plują na pececiarzy, zamiast cieszyć się z grania, zdają się mieć alergię na możliwość wyboru. Znam takich, u których nawet konieczność wybrania między trybem wydajności a rozdzielczości powoduje niezadowolenie. Pod tym względem gracze - szczególnie ci po stronie konsoli PlayStation, nie wiedzieć czemu - do złudzenia przypominają fanatycznych wyznawców Apple’a, dla których nawet nadmierna liczba kolorów powoduje wystąpienie paraliżu opcji. Z kolei po stronie PC wolność wyboru jest... no właśnie. Wyborem.

Jeśli chcemy, możemy zmienić w ustawieniach dosłownie wszystko. Możemy grzebać w UEFI, podkręcać parametry podzespołów, kombinować z krzywymi wiatraków i modyfikować parametry rozgrywki tak, jak nam się żywnie podoba. Sęk w tym, że aby cieszyć się graniem na PC, wcale nie trzeba tego robić. Jeśli jednak ktoś ma takie życzenie, wtedy można to zrobić. A to dowolność, której nie daje żadna konsola.

W tej materii autentycznie bawi mnie argumentacja niektórych posiadaczy Nintendo Switcha, którzy z tego powodu wykpiewają Steam Decka. "Widać, że ma rodowód piwniczaków" - mówią, patrząc na możliwości Steam Decka, bo rzekomo Nintendo Switch jest prosty i idiotoodporny, podczas gdy Steam Deck wymaga grzebania w ustawieniach, by cokolwiek zrobić. Jak to pecet. Tyle że to bzdura totalna. Steam Deck - tak jak i większość pecetów do gier - w swojej podstawowej formie jest absolutnie bezobsługowy. Dopóki korzystamy z niego tak, jak przewidział to producent, nowe urządzenie od Valve jest równie idiotoodporne co Switch. Wszystko działa, nie trzeba grzebać w ustawieniach.

Tyle tylko, że w przeciwieństwie do Nintendo, Valve nie traktuje swoich odbiorców jak kretynów i daje im możliwość dokonania zmian. Podczas gdy na Switchu nie uraczymy nawet licznika klatek, żeby sprawdzić, z jaką płynnością działa nowy Kirby, na Steam Decku mamy aż pięć możliwości podglądu panelu wydajności - od licznika klatek, po pełną analitykę. Ta opcja jest domyślnie wyłączona i nikt nigdy nie musi z niej korzystać. Jeśli jednak ma takie życzenie, może z niej skorzystać. Podobnie jak może skorzystać z opcji ograniczenia FPS-ów lub skalowania rozdzielczości do 720p, by wydłużyć czas pracy na jednym ładowaniu. Nie jest to obligatoryjne i można się cieszyć Steam Deckiem bez tego. Ale jeśli ktoś chce, może dostosować komputer Valve do swoich potrzeb, czego nie da się zrobić ani ze Switchem, ani z żadną inną konsolą.

To oczywiście oznacza, że jeśli zdecydujemy się skorzystać z tej wolności wyboru, rzeczywiście możemy pogorszyć wygodę grania na pececie czy na Steam Decku. I wtedy konsola faktycznie wygrywa, bo tam nie mamy żadnego wyboru - wszystko działa od ręki, bo fizycznie nie ma innej opcji.

Konsola czy PC?

REKLAMA

Przez całe życie byłem pececiarzem. Nigdy nie ciągnęło mnie w stronę ani handheldów Nintendo, ani stacjonarnych konsol Sony i Microsoftu, bo komputer osobisty dawał mi nieporównywalnie większą swobodę, nie mówiąc już o tym, o ile tańsze jest granie na PC względem grania na konsolach (choć tutaj na szczęście abonamenty na gry skutecznie wyrównały tę rozbieżność). Wielokrotnie rozważałem zakup konsoli, zwłaszcza w tej generacji, ale za każdym razem odpuszczałem, bo nie widziałem żadnych realnych korzyści - nie lubię grać na padzie, nie mam parcia na ekskluziwy, a dotąd nawet nie miałem telewizora, więc i tak grałbym przy biurku, podłączony do monitora. Teraz jednak, w miarę jak zbliża się przeprowadzka do większego lokum, jestem już pewien, że chcę kupić konsolę, by na czas grania odejść od biurka, przy którym pracuję. To jedyny powód, bo mając potężnego laptopa de facto konsoli nie potrzebuję.

Nie wiem jeszcze, na co padnie, ale mam nadzieję, że za zakupem konsoli nie idzie klasizm, nakazujący szykanować graczy pecetowych za to, że ich platforma daje nieporównywalnie większą dowolność i czasem może się to negatywnie odbić na wygodzie. Jeśli chodzi o statystykę, gracze konsolowi i pecetowi na świecie rozkładają się mniej więcej po połowie, zależnie któremu badaniu wierzyć. A skoro żadna z platform nie ma jednoznacznej przewagi nad drugą, to może czas zakończyć te klasistowskie wojenki, bo doszliśmy do momentu, w którym nie da się już powiedzieć, że jedna opcja jest jednoznacznie lepsza od drugiej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA