Tak czaruje Hogwarts Legacy na PS5. Gra wygląda cudownie, jak spełnienie marzeń z dzieciństwa
Podczas pokazu State of Play zorganizowanego przez PlayStation nareszcie mogliśmy zobaczyć Hogwarts Legacy na fragmentach rozgrywki. Gra w uniwersum Harry'ego Pottera zapowiada się rewelacyjnie, chociaż obawiam się o jeden element.
Oczywiście, że czekałem na sowę. Tak jak miliony dzieci na całym świecie, fantazjowałem o zaproszeniu do szkoły czarów i magii. Hogwart wydawał mi się miejscem tak niesamowitym, że oddałbym wszystko, by do niego trafić. Moje niespełnione marzenia o karierze czarodzieja wyłącznie potęgował fakt, że książkowego Harry'ego oraz mnie łączył wspólny wiek. W takich okolicznościach bardzo łatwo było się z Potterem utożsamiać.
Niestety, jedyną sowę, jaką miałem przyjemność widzieć z bliska, obserwowałem w ustrońskim Leśnym Parku Niespodzianek. Moje zaproszenie do Hogwartu gdzieś się zapodziało. Namiastką doświadczenia były gry na licencji Harry'ego Pottera wydawane przez EA. Do teraz pamiętam pierwszą odsłonę. Możliwość przespacerowania się po wirtualnym Hogwarcie była niesamowita. Tylko ten drań Finch… naprawdę się go bałem.
Teraz, po dwóch dekadach, w końcu będę mógł zrealizować marzenie z dzieciństwa. Umożliwi to Hogwarts Legacy.
Gry o Harrym Potterze od EA były naprawdę niezłe. Zwłaszcza jak na produkcje oparte na filmowej licencji. Zawsze jednak dziwiło mnie, dlaczego nie powstało coś na kształt magicznego MMO. Wielkiej gry umożliwiającej stworzenie własnego awatara, wybrania domu, a następnie przeżywania magicznej (nie)codzienności w murach Hogwartu. Swoje MMO mieli fani Władcy Pierścieni, Gwiezdnych wojen i wielu innych marek. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego miłośnicy Pottera nie dostali czegoś dla siebie.
Po latach okazało się, że takie czarodziejskie MMO faktycznie powstawało. Do tego było w zaawansowanej produkcji. Projekt skasowało jednak kierownictwo EA, nie wierząc w dalszą popularność marki Harry Potter po zakończeniu kinowej serii filmów. Biorąc pod uwagę, że dosłownie kilka dni temu narzeczona zmusiła mnie do zadeklarowania obecności na filmowej premierze nowych Fantastycznych Zwierząt, osoby decyzyjne w EA jak zwykle wykazały się brakiem nosa.
Hogwarts Legacy da mi to, czego nie dał mi interaktywny Harry Potter: przynależność do Slytherinu i Avadę Kedavrę.
Nie sądziłem, że producenci Hogwarts Legacy umieszczą w swojej grze zakazane zaklęcie, powodujące natychmiastową śmierć ofiary. No, a przynajmniej nie oddadzą go w ręce graczy. Gdy więc w pewnym momencie główny bohater wykrzykuje Avada Kedavra, a z końca jego różdżki wystrzeliwuje złowieszczy zielony promień, byłem szczerze zaskoczony. Zaskoczony i podekscytowany.
Mam taki fetysz, że w grach wideo od zawsze ciągnie mnie w kierunku tych złych. Pytałem nawet o tę przypadłość panią psycholog. Na szczęście wszystko ze mną w porządku. Nic jednak nie poradzę na to, że w grach takich jak Mass Effect, KOTOR czy Fable uwielbiam stawać po złej stronie mocy. Pamiętam, że czytając Pottera od zawsze ciągnęło mnie do Slytherina. Rówieśnicy zachwycali się Gryffindorem i Ravenclawem, ale mnie intrygowała wężowa mowa.
Możliwość grania jako Harry w grach EA była dla dziecka czymś niesamowitym. Jednak od zawsze chciałem mieć okazję do przeżycia własnej przygody w magicznym świecie. Chciałem poznać Hogwart na swoich zasadach, bez podążania za fabularną ścieżką filmów. Teraz w końcu będę miał taką okazję. Jeśli najdzie mnie ochota, opuszczą mury zamku, wskoczę na miotłę i polecę do Hogsmeade. Żaden Snape mi tego nie zabroni. Czekałem na taką możliwość 20 lat.
Hogwarts Legacy zapowiada się fantastycznie, ale pewne elementy rozgrywki budzą mój niepokój.
Wśród nich zwłaszcza jeden: liczniki czasu, widoczne podczas warzenia mikstur, hodowania roślin i tak dalej. Tak zwane timery to współcześnie stały element gier mobilnych. Liczniki mają ograniczać progres, a także zachęcać do kupowania wszelkiego rodzaju doładowań i przyspieszaczy. Bardzo bym nie chciał, by podobne mechanizmy mikro-transakcji pojawiły się w Hogwarts Legacy. Ta produkcja zbyt dobrze się zapowiada, by psuć ją mało subtelnymi skokami po dodatkową kasę. Warner Bros. chce zarobić więcej? Okej, ale niech będą to sezony z nową zawartością lub klasyczne rozszerzenia z nowymi obszarami.
Pozostaję jednak dobrej myśli i liczę, że tym razem sowa z zaproszeniem dotrze do adresata. Może 20 lat za późno, może już nie będzie towarzyszyć mi niewinna dziecięca ekscytacja, ale w Hogwarts Legacy muszę zagrać na premierę. Ta została zaplanowana na tegoroczny okres Bożego Narodzenia.