Dezinformacja hula jak nigdy. Nie wystarczy złapać trolla, trzeba uczyć u podstaw
Dezinformacja nie powstała wraz z wybuchem wojny w Ukrainie, ale od tego momentu można już śmiało stwierdzić: zostanie na stałe i będzie dobrze widoczna. Dlatego jej przeciwdziałanie czas zacząć już na poziomie edukacji i to nie tylko wśród najmłodszych.
"Polska dezinformacją stoi" - tak, bez owijania w bawełnę Fundacja Digital Poland zaczyna swój raport o fake newsach z lutego tego roku. I podaje kilka przykładów bzdur, w które wierzymy.
- 53% osób jest przekonanych, że elektrownia jądrowa zawsze stwarza zagrożenie dla okolicznych mieszkańców,
- 27% Polaków uważa, że katastrofa klimatyczna to tak naprawdę spisek mający zniszczyć państwa oparte na gospodarce węglowej,
- w szkodliwość szczepionek na koronawirusa wierzy co trzeci Polak, a w szkodliwość 5G co piąty.
Wszystko powyżej to szkodliwe i kłamliwe teorie, a tak ogromna skala nieświadomości ludzi wynika z braku wiedzy. I nie chodzi tylko o wiedzę na temat medycyny, technologii czy przemysłu energetycznego. Chodzi o brak wiedzy dotyczącej mediów i źródeł informacji. Ogromna większość Polaków po prostu bezrefleksyjnie przyjmuje takie informacje, jakie podane zostaną im na tacy. Źródło "internet" jest dla nich wystarczające. A teraz - gdy wojna rosyjska trwa już trzeci tydzień i fejków w sieci jest zatrzęsienie - są na kłamstwa jeszcze bardziej narażeni. I wciąż tak samo wobec nich bezbronni.
Kto konkretnie? Z teoriami spiskowymi "częściej zgadzają się kobiety, osoby młode, mieszkańcy wsi, osoby z niższym wykształceniem, a także korzystające z tzw. alternatywnych źródeł informacji (alternatywne serwisy www, grupy na Facebooku, kanały na YouTube" - czytamy w raporcie. W tym zdaniu znajdują się co najmniej dwie cenne wskazówki dla każdego, kto się zastanawia, jak przeciwdziałać dezinformacji.
Obecnie natłok dezinformacji jest jeszcze większy. - Celowe wprowadzanie w błąd, fałszywe wiadomości od początku historii ludzkości były jednym z istotnych narzędzi dyskredytacji i dezorganizacji. Jednak z taką ilością dezinformacji do tej pory nie mieliśmy do czynienia. Media społecznościowe i powszechny dostęp do internetu uczyniły z niej potężną broń. Już dzień po rozpoczęciu konfliktu w Ukrainie eksperci Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych zidentyfikowali działanie przynajmniej 3 zorganizowanych grup, prowadzących dezinformację w obszarze polskich mediów społecznościowych – szczególnie w kanałach Facebook i Twitter. Skuteczność tych działań mogliśmy obserwować na krajowych stacjach paliw, przy bankomacie czy później w aptekach - mówi Robert Grabowski, szef CERT Orange Polska.
Młodzież najmniej odporna
Zgłaszanie trolli i fejk niusów na portalach społecznościowych to za mało, bo to działanie wtórne. Aby skuteczniej funkcjonować w świecie z dezinformacją - bo, że ona nie zniknie, to jest już jasne - trzeba jej… uczyć. A dokładniej rzecz ujmując, uczyć podejrzliwości czy czujności. W cytowanym wyżej zdaniu uderzać może, że na teorie spiskowe częściej nabierają się młodzi ludzie.
Ci sami, którzy przecież już rodząc się, są w internecie. Świat cyfrowy to ich naturalne środowisko, smartfona czy tablet potrafią szybciej obsługiwać niż liczyć czy pisać. A jednak są bardziej narażeni na nieprawdziwe informacje w sieci. W tym samym raporcie podana jest inna statystyka: w podziale na grupy wiekowe to grupa 18-34 lat miała najrzadziej do czynienia z pojęciem dezinformacji. A przecież to właśnie ci ludzie najchętniej korzystają z alternatywnych źródeł wiedzy takich jak media społecznościowe. "To oni coraz mocniej będą stanowić o naszej przyszłości. Dlatego bardzo istotne jest to, aby udało im się wyrosnąć z dziecięcej naiwności. Tymczasem, wygląda na to, że to jedna z grup najbardziej podatnych na manipulację z wykorzystaniem fałszywych informacji" - piszą autorzy raportu.
Drugim równie istotną wskazówką jest fakt, że z dezinformacją najsłabiej radzą sobie ci, którzy wiedzę czerpią z alternatywnych serwisów www (np. wolnemedia.net, kanał YouTube Wrealu24 czy fanpage "Ukryte Terapie - Jerzy Zięba"), mediów społecznościowych czy YouTube. Nie są to bowiem najlepsze miejsca do poznawania świata i zdobywania nowych informacji. Niemal zawsze tego typu miejsca w sieci tworzone i prowadzone są przez osoby prywatne bardzo często bez wykształcenia lub doświadczenia dziennikarskiego, a często także bez wykształcenia kierunkowego w tematach, na które się wypowiadają.
To w takich miejscach skupiają się osoby lubujące się w teoriach spiskowych, które ewoluują wraz z aktualną narracją tworzoną przez trolli. W ostatnich latach migracja ta wyglądała następująco: treści antyszczepionkowe → anty-5G → anty-COVID-19 → antyszczepionkowe (ale tym razem dotyczące konkretnie szczepionek na COVID-19). Ostatnia tematyka ta zeszła na bok, odkąd wybuchła wojna w Ukrainie. Teraz to wokół tego tematu powstaje najwięcej fake newsów.
W pierwszych dniach wojny dominowała narracja o tym, że to Zachód dąży do konfliktu, a Rosja przeprowadza jedynie "operację wojskową". Obecnie jednak w Polsce pojawia się przede wszystkim dezinformacja dotycząca migrantów z Ukrainy i mająca antagonizować ich i Polaków. Wiele narracji dotyczy absurdalnej teorii, jakoby Ukraińcy mieli zabrać pracę lub świadczenia z programu 500+. Najświeższa kłamliwa narracja mówi natomiast o rzekomych działaniach wojsk rosyjskich na samej granicy polsko-ukraińskiej, co oczywiście ma wywołać chaos i panikę. Posty czy artykuły zawierające takie tezy należy z automatu uznać za kłamstwo.
Edukacja przede wszystkim
Co bardzo istotne, takie narracje potrafią zmieniać się co kilka dni wraz z bieżącymi wydarzeniami. Dlatego instynkt samozachowawczy w sieci powinien być dla każdego oczywistością: korzystanie z rzetelnych źródeł, a najlepiej sprawdzanie informacji w kilku źródłach; sprawdzenie autora informacji, wypowiadających się ekspertów, zdjęć; oddzielenie faktów od opinii etc. Jednak fakt, że młodzi ludzie szczególnie go nie zachowują i że alternatywne źródła wiedzy cieszą się popularnością ok. 40% polskich internautów, wskazuje, że brakuje podstawowej rzeczy. Edukacji i to od najmłodszych lat.
Bo dezinformacja i fake newsy nie skończą się wraz z wojną w Ukrainie. To nie tylko specjalność rosyjska, kłamstwa mogą nadlatywać z każdej strony także w czasach pokojowych. Infodemia - a więc nadmiar wiadomości nie zawsze do końca sprawdzonych - to jedno z przekleństw współczesności. Jej naturalnym elementem są informacje niepełne, zmanipulowane lub wręcz wymyślone.
Robert Grabowski z CERT Orange Polska uważa, że już na etapie podstawowej edukacji dzieci powinno się uczyć, jak odróżnić fakty od fałszywych informacji. - Wydaje się, że to właśnie młode pokolenie jest najbardziej narażone na dezinformację. Niemniej każdy z nas powinien wypracować rodzaj psychodporności na wszelkie rewelacje płynące m.in. z internetu. Kluczowe jest nasze podejście i podatność na manipulację w ogóle - mówi ekspert.
I zwraca uwagę, że jednym z głównych problemów jest trudność w ocenie źródeł informacji. - Przede wszystkim warto korzystać z kilku wiarygodnych źródeł na konkretny temat i poświęcić czas na weryfikację publikowanych wiadomości. Bezkrytycznie nie ufać grupom na Facebooku, publikowanym zdjęciom czy filmom na YouTube. Te informacje bardzo łatwo zmanipulować. Włączyć myślenie, powstrzymać emocje i nie podawać dalej niesprawdzonych informacji - radzi Grabowski.
Dlatego wprowadzenie do programów nauczania lekcji dotyczących dezinformacji i w ogóle bezpieczeństwa w sieci powinno być jednym z priorytetów. Póki co zajęcia takie odbywają głównie się poza systemem. Przygotowaniem świadomych internautów zajmuje się na przykład Fundacja Orange w darmowym programie edukacji cyfrowej MegaMisja dla klas wczesnoszkolnych. Co roku przystępują do niego szkoły, które w ramach podstawy programowej realizują 10-miesięczny cykl zajęć nastawionych na to, aby nauczyć dzieci odpowiedzialnego korzystania z cyfrowych urządzeń i internetu.