REKLAMA

Xiaomi obiecuje, że nas nie szpieguje. Niemcy potwierdzają

Xiaomi utrzymuje, że nie szpieguje swoich użytkowników - ale takie deklaracje może składać każda firma i nie powinniśmy wierzyć im na słowo. Tym razem potwierdza to jednak niemiecki Federalny Urząd ds. Bezpieczeństwa informacji.

xiaomi-nie-szpieguje-niemcy-potwierdzaja
REKLAMA

Producenci smartfonów oraz twórcy systemów operacyjnych na urządzenia przenośne mogą potencjalnie zbierać wszystkie wrażliwe informacje na nasz temat: korespondencję, lokalizację, pliki, dane logowania (w tym do kont bankowych) itp. Jeśli jednak nie chcemy odciąć się na własne życzenie od mobilnego internetu, to nie pozostaje nam nic innego, jak zaufać im, że tego nie robią.

REKLAMA

Wiele osób jest przy tym przekonanych, że w szczególności nie powinniśmy obdarzać zaufaniem firm rodem z Chin.

Przedsiębiorstwa z Państwa Środka mogą być potencjalnie zmuszone do przekazywania informacji na nasz temat komunistycznej władzy, która trzyma łapę na lokalnym internecie (albo wręcz robić to z własnej woli). Orędownikiem tego podejścia był m.in. były prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, a jego następca, Joe Biden, kontynuuje jego politykę w kontaktach z Chinami.

Administracja poprzedniego amerykańskiego prezydenta wykoncypowała, że nałoży na wybrane chińskie przedsiębiorstwa bana i wpisze je na tzw. czarną listę. Doprowadziło to do m.in. załamania się mobilnego biznesu Huaweia na całym świecie, bo z jego produktów zniknęły usługi Google'a. Do dzisiaj jednak nie ma dowodów na to, że Chiby szpiegują Zachód poprzez smartfony i sprzęt montowany w stacjach bazowych.

Niemcy zbadali, czy Xiaomi szpieguje użytkowników

Ostatnio chiński rząd wyśmiał hipokryzję Stanów Zjednoczonych w kontekście inwigilacji obywateli poprzez parodię Jamesa Bonda, ale umówmy się - takie materiały można traktować wyłącznie w kategorii rozrywkowej. Sprawie przyjrzał się jednak na poważnie niemiecki Federalny Urząd ds. Bezpieczeństwa Informacji, który wziął na tapet inną popularną chińską firmę, która akurat amerykańskiego bana uniknęła.

Jak podaje Reuters, nie znaleziono żadnego dowodu na to, żeby cokolwiek było nie tak urządzeniami Xiaomi (no, a przynajmniej w kontekście szpiegowania lub cenzurowania na niemieckim rynku). Chińska firma nie kryje zadowolenia z takiego obrotu sprawy i przypomina, że "traktuje bezpieczeństwo i transparentność z najwyższą odpowiedzialnością".

Xiaomi wystosowało z tej okazji komunikat do mediów:

REKLAMA

Audyt w wykonaniu Federalnego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Informacji (BSI, Bundesamt fur Sicherheit in der Informationstechnik) został przeprowadzony ze względu na doniesienia, jakoby Xiaomi było odpowiedzialne za cenzurę na Litwie treści powiązanych z takimi tematami jak „wolny Tybet”, „ruchy demokratyczne” i „niepodległość Tajwanu”, które są dla chińskiego rzadu niewygodne.

Litewskie władze opublikowały raport, w którym wzywały konsumentów do zaprzestania korzystania z telefonów chińskiej firmy ze względu na domniemaną cenzurę - czego nie udało nam się potwierdzić. Xiaomi od razu odcięło się od tych oskarżeń, a teraz firma w walce o swoje dobre imię powołuje się na niemieckich ekspertów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA