Kto zrobił zamówienie na ostatnią chwilę? Kto wkurza się na kuriera? Kto nie dostanie prezentu? Trzy razy ty
Właśnie otrzymałem SMS od sklepu, w którym zamówiłem prezenty, że w wyniku opóźnienia moja paczka dopiero dziś zostanie wydana kurierowi. Oznacza to, że albo dojedzie na styk przed świętami, albo już po. Powinienem rzucać gromy na sklep i firmę kurierską, ale miałoby to tyle samo sensu, co trąbienie podczas stania w korku w godzinach szczytu.
Co roku ta sama historia – zawsze obiecuję sobie, że „w tym roku prezenty kupię wcześniej”, tylko nieco za późno orientuję się, że już połowa grudnia. Ot, wątpliwy urok dorosłości, zabiegania i ogólnego życiowego nieogarnięcia.
Sądząc po tłumach w galeriach handlowych i napięciu tak gęstym, że atmosferę można by siekać tasakiem – nie tylko mi zdarza się odłożyć zakupy przedświąteczne na ostatnią chwilę. W tym roku jednak bardziej niż kiedykolwiek widzę wylewającą się zewsząd frustrację. O ile do pewnego stopnia zwykle to rozumiem, o tyle w tym roku powinniśmy wykazać odrobinę więcej empatii.
Czy zdążę kupić prezenty? Pamiętaj, że kurier przed świętami nie ma lekko.
Poziom intensywności okresu przedświątecznego w sklepach i łańcuchach dostaw można mierzyć, obserwując wyraz twarzy kurierów. Im bliżej połowy grudnia, tym rzadziej gości na nich uśmiech, a częściej pojawia się pustka lub skrajne zmęczenie. Widać je też na zegarku – jeśli kurier danej firmy bywa u mnie zwykle w okolicy 14:00, to przed świętami mogę mieć pewność, że szybciej niż o 17:00 go nie zobaczę.
Patrząc jednak na to, jaki jest ogólny poziom niezadowolenia z usług kurierskich i narzekania na opóźnienia w dostawie, wiele osób nie patrzy na twarze kurierów i nie poczuwa się do wykazania krztyny wyrozumiałości dla przeciążonego łańcucha dostaw. Trzymając się tego trendu, po otrzymaniu SMS-a o takiej treści jak niżej, powinienem migusiem pobiec na Twittera i pożalić się, jak to sklep i kurierzy zepsuli mi święta, bo (być może) zamówione prezenty nie dotrą na czas.
Zamówienie złożyłem równo tydzień temu, więc teoretycznie mam prawo do złości. Kto to słyszał! Zazwyczaj zamówienia przyjeżdżają na drugi dzień!
No właśnie. Zazwyczaj. Zazwyczaj nie odnosi się niestety do najbardziej intensywnego zakupowo okresu w roku, który tym razem wystawia naszą cierpliwość na próbę bardziej niż zwykle ze względu na globalną logistyczną zawieruchę. Innymi słowy: parafrazując słowa Jocko Willinka, mogę winić wyłącznie siebie za robienie zakupów na ostatnią chwilę. A narzekanie w social mediach, jaki ten świat jest zły, bo tydzień przed świętami produkt X nie przyjeżdża do mnie w dwa dni, byłoby jakąś kosmiczną pomyłką.
Robienie zakupów przedświątecznych jest w tym roku niebywale trudne. A narzekanie na ten fakt – wyjątkowo nielogiczne.
Narzekanie na opóźnione dostawy w najbardziej intensywnym zakupowo okresie w roku jest jak używanie klaksonu podczas stania w korku w godzinach szczytu. Nikt nigdy nie pokonał go szybciej, trąbiąc na bogu ducha winnych kierowców dookoła. Nie chciałeś stać w korku? Trzeba było wyjechać wcześniej lub później, omijając godziny szczytu. Chciałeś mieć prezenty na święta? Trzeba było zamówić je wcześniej.
Narzekanie na kolejki w sklepach i wydłużony czas realizacji zamówień online przed świętami jest jak wejście do knajpy w godzinach największego obłożenia, kiedy obsługa ma tabakę (w żargonie gastronomicznym – zapie*dol absolutny) i narzekanie, że czas oczekiwania na posiłek jest dłuższy niż w okresach posuchy.
Trzymając się gastronomicznych analogii – w obliczu globalnego paraliżu łańcucha dostaw i kryzysu półprzewodnikowego, narzekanie tuż przed świętami, że w sklepach brakuje jakichś produktów, jest jak wejście do lokalu na pięć minut przed jego zamknięciem i narzekanie, że pokończyły się składniki potrzebne do przygotowania większości potraw i trzeba się zadowolić tym, co jest.
Próbuję trochę na około powiedzieć, że… robiąc przedświąteczne zakupy na ostatnią chwilę, sami jesteśmy sobie winni, a obarczanie winą za niedogodności obsługi sklepów czy kurierów – zwłaszcza w tym roku – jest skrajnie nielogiczne i… nieuprzejme przede wszystkim.
Nie jest winą ekspedienta w sklepie, że z powodu kryzysu półprzewodnikowego nie kupisz sobie dziecku PlayStation 5 pod choinkę. Kasjerka nie sprawi, że w magiczny sposób połowa ludzi w kolejce wyparuje, a ty ukończysz zakupy wcześniej, choćbyś nie wiem, jak niewybrednych słów użył, by to osiągnąć. Kurier nic nie poradzi na to, że twoja paczka dojechała o kilka dni za późno. Dla ciebie to drobna niedogodność, a on jest prawdopodobnie tak zmęczony, że nie odróżnia jednej paczki od drugiej.
Bądźmy dla siebie mili. To nic nie kosztuje.
Sam przepracowałem w handlu kilka lat i napatrzyłem się z "linii frontu", jak w ludziach buzują emocje w okresie przedświątecznym. Zarówno w zniecierpliwionych klientach, jak i w przepracowanych sprzedawcach. Dziś przechadzając się po galerii handlowej, widzę to samo napięcie, tylko zwielokrotnione po dziesięciokroć. Wszyscy jesteśmy zmęczeni pandemią, powrotem obostrzeń, opóźnieniami w dostawach, rosnącymi cenami i brakiem dostępności elektroniki.
O ile jednak sklepowe półki mogą być puste, a przesyłki opóźnione, tak żaden czynnik zewnętrzny nie przymusza nas do przemiany w pozbawionych empatii buców, przelewających swoją frustrację i przedświąteczne napięcie na drugiego człowieka. Dlatego jak co roku, a w tym roku szczególnie, mamy jeden prosty apel: bądźcie dla siebie mili. Człowiek stojący po drugiej stronie też ma uczucia.