Przez pandemię toniemy w śmieciach. Odpadów przybywa, a sortownie nie nadążają
Niby logiczne – spędzamy więcej czasów w domach, zamawiamy przez internet jak szaleni, to śmieci przybywa. Tyle że nikt na taki wzrost gotowy nie był.
Dane opublikowane przez Główny Urząd Statystyczny nie pozostawiają złudzeń – Polacy generują więcej śmieci niż wcześniej. Przeciętny Kowalski odpowiadał w 2020 roku za 342 kg odpadów, podczas gdy w 2019 wygenerował 10 kg śmieci mniej. Może i sucha liczba nie robi wrażenia, ale wyobraźcie sobie torby z 10 kg zużytymi rzeczami, a taki obraz bardziej powinien przemówić.
Skąd te śmieci? Zgadnijmy. Polacy więcej czasu spędzali w domach ze względu na pandemię. Zarówno dorośli – a przecież nie wszyscy wciąż wrócili do biur – jak i młodzi, którzy przez siedem miesięcy nie chodzili do szkół. Przez ten czas Polacy pokochali zakupy w sieci, kupując zapewne więcej, niż dotychczas. Dorzućmy do tego zalewające Polskę plastikowe zabawki, a wyłoni nam się obraz społeczeństwa, które chce konsumować.
Tak, jak robią to społeczeństwa na zachodzie. Średni unijny wynik to 502 kg śmieci na osobę, podczas gdy w 2019 wynosił jeszcze 495 kg. Nasz przyrost jest niewielki, ale jednak większy, więc gonimy Europę. Co rodzi nowe problemy.
Na większą ilość śmieci nie byliśmy gotowi
Z liczb opublikowanych przez GUS wynika, że do recyklingu trafiło 25,7 proc. odpadów. Czyli raptem o 1,7 punktów procentowych więcej niż przed rokiem. - Pandemia obnażyła i zintensyfikowała problemy polskiego recyklingu – zauważył w rozmowie z Interią Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia Polski Recykling. Symbolem są „niedomykające się lub zasypane wokół śmieciami pojemniki w altanach śmieciowych”
Niedofinansowany recykling, obciążony dodatkowymi kosztami po nowelizacji przepisów w 2018 roku, nie jest w stanie przerobić skokowo rosnącego strumienia odpadów komunalnych. W efekcie blisko 30 proc. mniejszych zakładów recyklingu zostało zmuszonych do zakończenia działalności, co tylko pogłębia kryzys śmieciowy – ocenił ekspert.
Tymczasem Unia zakładała, że do 2025 r. co najmniej 55 proc. odpadów komunalnych będzie podlegać recyclingowi
W 2030 r. ma to być 60 proc., a w 2035 r. już 65 proc. Nam ciągle daleko do takich wyników i nie zanosi się na to, by sytuacja prędko się zmieniła.
Z nadzieją można było czekać na wejście w życie przepisu o zakazie sprzedaży jednorazowych plastikowych przedmiotów, takich jak sztućce, talerzyki na grilla czy patyczki do uszu. Unijna dyrektywa zakłada też wprowadzenie opłaty produktowej w wysokości maksymalnie 1 zł od tych jednorazowych produktów, które w sprzedaży pozostaną (np. pojemników na jedzenie).
Tyle że Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie wyrobiło się z jej wdrożeniem, co oznacza, że na pożegnanie z jednorazówkami jeszcze poczekamy. W sytuacji, kiedy śmieci w kraju przybywa, a eksperci mówią o pogłębiającym się kryzysie śmieciowym, to fatalna informacja.