YouTube tłumaczyć automatycznie będzie tytuł film. Zaskoczenie?
Tę nowość w YouTube jednocześnie kocham i nienawidzę.
Tak jak rozumiem zasadność istnienia polskiego dubbingu, ale jakaś mała cząstka mnie chciałaby, żeby filmy o Harrym Potterze nigdy nie ujrzały światła dziennego z polskimi głosami. Otóż YouTube testuje automatyczne tłumaczenie treści z języka angielskiego na język widza.
I żeby była jasność – to wspaniała wiadomość. Naprawdę. Nie każdy jest poliglotą, większość ludzi nawet po angielsku nie potrafi się porządnie porozumiewać (choć często wydaje im się, że jest inaczej), więc wykorzystanie sztucznej inteligencji do tłumaczenia nieprzebranych zasobów serwisu to znakomite posunięcie, dążące do dalszej liberalizacji platformy. To też wspaniała wiadomość dla twórców, bo usunięcie bariery językowej oznaczać będzie otwarcie się na znacznie szersze grono odbiorców.
Teoretycznie: zmiana całościowo in-plus.
W praktyce… oby dało się to wyłączyć.
Widziałem automatycznego tłumacza YouTube w akcji. Chciałbym go odzobaczyć.
YouTube testuje tę funkcję mniej więcej od roku, od chwili, w której z niewiadomego powodu wyparowała możliwość dodawania napisów pod filmami przez widzów. Dziś Android Police donosi, iż tłumaczenie z angielskiego, który jest najpowszechniejszym językiem na YouTubie, ma zostać wdrożone globalnie, choć nie wiadomo, czy w każdym rejonie, wszak YouTube działa w ponad 100 krajach i 108 językach. Wiadomo na pewno, iż już teraz trwają testy translacji z języka angielskiego na portugalski, hiszpański i turecki.
Od roku trwają one również w języku polskim. Notorycznie zdarzyło się, że gdzieś w zalewie anglojęzycznych tytułów przebijały się tytuły polskie na kanałach anglojęzycznych. Czasem były to dobre tłumaczenia. O wiele częściej jednak były to wypociny a’la wczesna wersja Google Translate. Nie dało się zrozumieć, o co chodzi i o czym tak naprawdę jest to wideo.
Aby zrozumieć, jak pokraczne bywa automatyczne tłumaczenie YouTube’a, można już dziś pod dowolnym wideo w języku angielskim włączyć napisy z automatycznym tłumaczeniem. Ta funkcja również jest w fazie testów i nie zawsze działa, ale pod niektórymi filmami napisy w języku polskim rzeczywiście zaczęły się wyświetlać.
O ile ogólny sens wypowiedzi i kontekst wideo zazwyczaj da się z tego wydedukować, tak translacja maszynowa nijak ma się do niuansów językowych czy idiolektu prowadzącego, a czasem nawet utrudnia zrozumienie przekazu.
Co najbardziej irytowało mnie w czasie tych testów to fakt, iż automatycznie tłumaczonych tytułów nie dało się wyłączyć. Mam nadzieję, że gdy funkcja wyjdzie z fazy eksperymentalnej, taka opcja się pojawi, bo ostatnim, na co mam ochotę, jest przeglądanie subskrybowanych anglojęzycznych kanałów na YouTubie i czytanie pokracznie przetłumaczonych tytułów i opisów.
Automatyczne tłumaczenie Google przeszło długą drogę, ale jeszcze dłuższa przed algorytmem.
Google Translate to niesamowite narzędzie, już dziś ułatwiające życie milionom ludzi na całym świecie, ze szczególnym uwzględnieniem podróżujących do obcych krajów. Tłumacz Google może dosłownie uratować życie, niwelując barierę językową między rozmówcami.
Wystarczy jednak dać tłumaczowi bardziej skomplikowaną sekwencję wyrazów lub wyrwać jakieś zdanie z kontekstu i widać jak na dłoni ograniczenia maszyny. Ludzcy tłumacze, szczególnie w literaturze, to nie tylko ludzkie maszynki do przekładania języka A na język B. Dlatego osobiście bardziej podoba mi się słowo „interpretacja”, bo tłumacz przekładając daną treść musi ją dostosować do kontekstu, realiów i lokalnej specyfiki językowej. Maszyna tego nie robi, bo maszyna (przynajmniej na razie) kiepsko radzi sobie z rozpoznawaniem kontekstu wypowiedzi.
Prace nad tym, aby Tłumacz Google rozumiał kontekst, trwają od ponad dekady.
Sam jako student filologii brałem w ramach zajęć udział w programie „uczenia” Tłumacza Google – siadaliśmy przy komputerach i przez 1,5 godziny poprawialiśmy po tłumaczu zdania i ocenialiśmy jakość translacji, tym samym ucząc algorytm lepszego rozpoznawania kontekstu wypowiedzi. Minęło 10 lat, a tłumaczenie Google’a nadal można odróżnić na pierwszy rzut oka od tłumaczenia ludzkiego.
W przypadku YouTube’a rzecz komplikuje się o tyle, iż tłumacz z rzadka karmiony jest slangiem, żargonem i – z braku lepszego słowa – językiem memów. Nie rozumie ukrytego humoru, nie rozumie też zabawy słowem, a tego na anglojęzycznym YouTubie jest istne zatrzęsienie.
Dlatego – choć doceniam starania Google’a i dzisiejsze możliwości tłumacza – mam nadzieję, iż funkcja automatycznego tłumaczenia tytułów i opisów będzie opcją, nie ustawieniem domyślnym. Już dziś, nawet w obrębie tego samego języka, zbyt wiele rzeczy umyka nam między słowami. Jak dodamy do tego jeszcze pokraczne tłumaczenia języków obcych, nierozumiejące kontekstu i intencji, sami będziemy się prosić o dalsze pogłębianie wzajemnego niezrozumienia.