Przyklejasz, gdzie chcesz i sterujesz całym domem. Sprawdziłem nowy Walli Controller od Fibaro
Żadnego podłączania, żadnych przewodów, żadnego wiercenia, żadnych puszek. Tylko kawałek taśmy klejącej.
Taki właśnie ma być nowy Walli Controller od Fibaro, który mam okazję testować od dnia premiery.
Fibaro Walli Controller, czyli właściwie co?
Czyli wielofunkcyjny (i to naprawdę wielo) przycisk od Fibaro z serii Walli, komunikujący się z innymi urządzeniami za pomocą Z-Wave i kosztujący około 220 zł. Jeśli ktoś wcześniej nie słyszał nazwy Walli, to szybko przypominam - to seria kompletnych smart gniazdek lub smart przycisków. Kompletność polega tutaj na tym, że nie mamy osobnego smart modułu podłączanego do gniazdka lub przycisku wewnątrz puszki. Kupujemy całość, podłączamy niemal jak najzwyklejsze na świecie gniazdko albo przycisk i już - mamy kolejny element smart domu.
Gdyby ktoś chciał przeczytać więcej na temat Walli - zapraszam tutaj.
No dobrze, ale Walli Controller wygląda jak pozostałe przyciski Walli.
Od frontu - właściwie tak (choć zmieniona jest konstrukcja mocowania samego przycisku, przez co porusza się sztywniej). Ma też dokładnie te same funkcje. Czym więc się różni? Przede wszystkim tym, że nie wymaga podłączania żadnych kabli ani przesadnie skomplikowanego montażu. Nie wymaga też żadnej wiedzy na temat prądu.
Dla przypomnienia, inne modele z serii Walli wyglądają z tyłu tak:
Walli Controler natomiast tak:
Tak, nie ma tutaj nic wystającego z tyłu - całość kończy się na równi z końcem ramki maskującej. Jak widać też na powyższym obrazku, Walli Controller ma własne zasilanie.
To jak to się montuje?
Na taśmę klejącą, oczywiście! Odpowiednio przycięte fragmenty dwustronnej taśmy klejącej są już w zestawie:
Pozostaje je tylko nakleić w wyznaczone miejsca:
A potem zdemontować płytkę montażową i osadzić ją tam, gdzie chcemy, żeby trafił Walli Controller:
Taśma klejąca jest przy tym piekielnie mocna - przyczepiłem Controllera w dość losowym miejscu w łazience i teraz pewnie będę chwilę się głowił nad tym, jak go odkleić.
Tyle dobrze, że akurat jak najbardziej można trzymać Controllera w łazience - wilgotność względna nie może tylko przekraczać 90 proc.
Ach, gdyby ktoś pytał - Walli Controller jak najbardziej może być montowany w ramce wielokrotnej.
A te kable z wcześniejszego zdjęcia? Miało nie być żadnych.
I teoretycznie nie ma żadnej potrzeby ich stosowania. Walli Controller zasilany jest z pojedynczej baterii ER14250, która powinna wystarczyć na 2 lata, przy 10 naciśnięciach dziennie. Jeśli jednak to nam nie wystarczy, jak najbardziej można podłączyć go do zasilania za pomocą dostarczanego w zestawie przewodu.
Przy czym główne zastosowanie dla takiej opcji widzę w przypadku, kiedy mamy bardzo, bardzo płytkie puszki i nie ma szans zmieścić tam normalnego przełącznika Walli. Co ważne, Controllera można też zamontować do puszki za pomocą wkrętów, choć ich akurat nie ma w zestawie.
Co nam da podłączenie Controllera do źródła stałego zasilania? Poza tym, że nie trzeba myśleć o wymianie baterii, możemy dodatkowo aktywować opcje podświetlania znane z innych urządzeń z serii Walli. Czyli np. delikatne, stałe podświetlenie po wyłączeniu, żeby łatwiej było znaleźć przycisk nocą.
Czyli taki trochę The Button, ale w wersji przycisku ściennego?
Tak, dokładnie. Jego główne funkcje są bowiem takie same, czyli potrafi po prostu aktywować wybrane sceny/urządzenia/i-tak-dalej, opierając się na zdefiniowanej przez nas liczbie kliknięć. Czyli na przykład - na moim przykładzie - pojedyncze kliknięcie w górę włącza wentylator w łazience. Pojedyncze w dół - wyłącza go. Podwójne w górę - szykuje salon na pokąpielowy seans filmowy (zmiana ustawień termostatów, oświetlenia, etc.). Podwójne w dół - wygasza świata na parterze, zostawiając tylko przyciemnione oświetlenie drogi z łazienki do sypialni. I tak dalej, i tak dalej.
W porównaniu do Buttona jest tutaj kilka zasadniczych zmian. Po pierwsze, czego w Buttonie trochę mi brakowało, otrzymujemy tutaj informację zwrotną na temat tego, że została odczytana i aktywowana wybrana komenda. W Buttonie tego nie było i czasem nie do końca było wiadomo, czy nasza dzika kombinacja przyciśnięć została odebrana przez smart dom.
Jaki jest ten sygnał zwrotny? Po prostu mignięcie pierścienia LED dookoła przycisku. Kolor jest przy tym osobny dla wciśnięć w górę i w dół, a do tego można go - dla kliknięć wielokrotnych - zmieniać w ustawieniach urządzenia.
Controller ma też przewagę w postaci tego, że jest dwuprzyciskowy. Po pierwsze - pozwala to przypisać do niego więcej scen (w moim kokpicie pokazuje 8 - po 3 dla przyciśnięć w każdą stronę i po 1 dla przytrzymania w każdą z nich). Po drugie - ułatwia zapamiętywanie tego, co jest pod które kliknięcie przypisane. Po trzecie - pozwala bardziej logicznie przypisywać sceny, z kliknięciem w górę jako np. włączeniem danej sceny i odpowiednim kliknięciem w dół, jako jej odwołaniem albo przeciwieństwem.
Bonusowa zaleta - Walli Controller ma wbudowany pomiar temperatury.
Bonusowa zaleta numer dwa - Walli Controller w wielu miejscach wygląda po prostu naturalniej. O ile bowiem Button przyczepiony pod blatem w łazience czy postawiony na nocnej szafce nie razi, o tyle miałem już moralno-estetyczny dylemat, czy przykleić go w przedpokoju, gdzie bardzo by się przydał. Z Walli Controllerem tego problemu nie mam, bo wygląda jak normalny przełącznik. Tyle tylko, że oczywiście od zwykłego przełącznika potrafi dużo, dużo więcej.
Controller może przy tym pracować w następujących trybach:
- Kontroler scen
- Przycisk podwójny
- Przycisk pojedynczy
- Sterownik przełączników
- Sterownik ściemniaczy / Rolet
- Sterownik rolet krok-po-kroku
- Sterownik żaluzji krok-po-kroku
Wszystko fajnie, a jakieś wady?
Tak, oczywiście. Pierwsza z nich jest akurat dość standardowa dla całej linii Walli - to sposób wchodzenia do menu z poziomu samego przycisku. W instrukcji wygląda to łatwo i wygodnie, ale w rzeczywistości nigdy nie udaje mi się wykonać tych kroków odpowiednio za pierwszym razem. Za drugim przeważnie też.
Tyle dobrze, że akurat parowanie Walli Controllera z moim systemem Fibaro było absolutnie bezproblemowe. Natomiast jeśli będziemy musieli skorzystać z tego menu na urządzeniu, to pewnie trochę się pobawimy - a przynajmniej ja miałem z tym trochę zabawy, kiedy chciałem testowo przywrócić urządzenie do parametrów fabrycznych.
Warto czy nie?
Jeśli ktoś ma smart dom oparty na Fibaro albo innym systemie wykorzystującym Z-Wave i nie ma ochoty (albo możliwości) bawić się z wymianą przełączników i puszkami, albo bardziej pasuje mu Walli Controller niż The Button - jak najbardziej. U mnie przykładowo Controller dużo bardziej nadaje się do montażu w przedpokoju i będzie wyglądał dużo bardziej naturalnie, jednocześnie zapewniając mi dostęp do tych funkcji, których potrzebuję - w tym m.in. zamykania całego domu czy otwierania/zamykania rolet. Z drugiej strony, jego przypadkowa lokalizacja w łazience też ma sporo sensu...
Chyba będę musiał dokupić ich więcej.