Właśnie przeszedłem Cyberpunka 2077 na Stadii i mówię, jak jest. A jest wybitnie
Niedopracowana gra! Średnia usługa streamingowa! Z waszych połączonych mocy powstałem ja, Kapitan Planeta. Właśnie przeszedłem Cyberpunk 2077 na Google Stadia i chcę podzielić się z wami wrażeniami.
W weekend ukończyłem Cyberpunka 2077. I choć nie planowałem tak szybkiej podróży do Night City, to bardzo się cieszę, że jednak się na nią zdecydowałem. Była to jedna z najlepszych gamingowych przygód, jakie dane mi było doświadczyć.
Do samej gry przejdziemy później, a na wstępie opowiem wam o Google Stadii, czyli platformie, na której grałem.
Tuż po premierze Cyberpunk 2077, kiedy wypłynął temat potężnych problemów z optymalizacją, porzuciłem plany grania. I byłby to wielki błąd.
Obecnie gram na platformach PlayStation 4 i Nintendo Switch. Na pierwszej Cyberpunk jest ledwo grywalny, a na drugiej tego tytułu nie ma i raczej nigdy nie będzie… choć po premierze pełnego Wiedźmina 3 na Switchu lepiej nie używać słowa „nigdy”.
Zakładałem, podobnie jak duża część graczy, że w Cyberpunka 2077 zagram za jakiś rok lub dwa, kiedy gra będzie już w pełni załatana i pojawi się aktualizacja poprawiająca grafikę na konsolach nowej generacji. Po namowach znajomych uznałem jednak, że dam szasnę temu tytułowi na nowej platformie Google Stadia. I był to strzał w dziesiątkę.
Czym właściwie jest Google Stadia?
Jeżeli jakimś cudem nie słyszałeś jeszcze o Google Stadii, jest to platforma gamingowa działająca w chmurze. Gra jest fizycznie uruchomiona na serwerach Google’a, a na nasz ekran trafia tylko obraz strumieniowany przez internet. Cała sztuczka polega na tym, że możemy grać w dany tytuł dokładnie tak, jakby był on uruchomiony na domowym komputerze.
Google Stadia wymaga do działania szybkiego i stabilnego łącza internetowego. Osobiście gram na łączu światłowodowym o symetrycznym transferze 600/600 Mbps, ale słyszałem głosy, że usługa działa płynnie nawet na standardowych miedzianych kablach z transferami rzędu 50 Mbps.
Jak to działa? Wybitnie prosto. Uruchamiamy przeglądarkę Chrome, wpisujemy na pasku adresu stadia.com i już możemy grać. Podzespoły są całkowicie nieistotne, bo do grania jest potrzebny tylko szybki internet, przeglądarka Chrome i jakiś ekran. To sprawia, że gra jest możliwa na telewizorach, komputerach, tabletach, a nawet smartfonach. Ba, znajdziemy nawet szaleńców odpalających Stadię na smartwatchu.
Google Stadia to dla mnie rewolucja.
Mija mniej więcej rok odkąd dostałem Switcha, który stał się moją ulubioną platformą do gier. Choć ma małą moc i nie najlepszą grafikę, to pozwala mi grać w sytuacjach i miejscach, które wcześniej zupełnie nie kojarzyły mi się z gamingiem. Switch pokazał mi, że jednak mogę wygospodarować czas na granie.
Mam dwuletnią córkę i bardzo uważam na to, by miała jak najmniejszy kontakt z elektroniką. To oznacza, że z telewizora i PlayStation mam okazję korzystać tylko późnym wieczorem. Wtedy najczęściej nie chce mi się grać, a w efekcie konsola potrafi stać nieużywana przez całe miesiące.
Switch w moim przypadku rozdzielił granie od telewizora i pokazał, że w ciągu dnia mogę wygospodarować krótkie sesje na granie. W ten sposób, grając po maksymalnie pół godziny dziennie, przeszedłem całą fantastyczną Zeldę: Breath of the Wild. Rzadko zabieram Switcha poza dom, ale nawet w domu taka mobilna konsolka potrafi dużo zmienić w kwestii gospodarowania czasem.
Stadia niespodziewanie stała się u mnie następcą Switcha. Okazało się, że mogę grać w tytuły klasy desktopowej, z rewelacyjną oprawą graficzną, na moich własnych zasadach. W Cyberpunka grałem na ekranie laptopa, na monitorze 4K, na telewizorze, a także na iPadzie i na smartfonie. Za każdym razem trzymając w dłoni pad od PlayStation 4. Półgodzinna sesja w łóżku, na tablecie? Żaden problem.
Doszło do tego, że zacząłem rozważać zakup kontrolera Razr Kishi, który przekształciłby smartfon w coś na kształt Switcha.
Stadia ma więcej zalet.
Kiedy widziałem, jak moi koledzy narzekają na konieczność pobierania kolejnych patchów do Cyberpunka, ja mogłem natychmiast cieszyć się grą. Na Stadii (prawie) zawsze mamy aktualną wersję gry, bez konieczności czekania na pobranie kilkunastu gigabajtów aktualizacji.
Skąd zatem „prawie”? Zdarzyła się bowiem jedna wpadka. Łatka 1.0.7 trafiła na Stadię mniej więcej dwa tygodnie po premierze. Był to jednostkowy przypadek, bo poza tym wszystkie patche były gotowe na Stadii w momencie ich udostępnienia. Zawsze bez instalacji i bez czekania.
Niestety Google Stadia ma też swoje wady.
Kiedy Stadia debiutowała w Stanach Zjednoczonych, zebrała bardzo przeciętne recenzje. Nic w tym dziwnego, bo łącza internetowe za oceanem są na ogół znacznie gorsze niż u nas. Widok transferów rzędu 200 Mb/s potrafi rzucić Amerykanów na kolana. Z kolei mnie tak wolny transfer tylko by rozzłościł. Nic więc dziwnego, że Amerykanie krytykowali Stadię z uwagi na słabe łącza.
Jeśli mamy dobre i stabilne łącze, większość problemów Stadii odchodzi w zapomnienie. Większość, ale nie wszystkie. Stadia nie do końca lubi się z ekosystemem Apple, ponieważ Google stawia na kodek VP9, kiedy Apple woli H.265. Przekłada się to na problemy z graniem w 4K. Można jednak im zaradzić instalując rozszerzenia do Chrome’a o nazwie Stadia+ lub StadiaEnhanced.
Stadia miewa też drobne problemy z połączeniem. Co jakiś czas na ekranie widać było artefakty, a gra zaczynała lagować. Za każdym razem trwało to 2-3 sekundy i w Cyberpunku ani razu nie przeszkodziło mi w grze. Takie zachowanie w grze multiplayer byłoby jednak niedopuszczalne. Nie do końca wiem, czy to problem Stadii czy mojego internetu. Choć mam światłowód o szybkości 600 Mb/s, to każdym urządzeniem łączyłem się z routerem poprzez Wi-Fi, które miewa swoje humory.
Dla wielu osób wadą może być fakt, że na Stadii nie ma żadnej możliwości modowania gier.
Kolejną wadą jest brak oficjalnej aplikacji Stadia na platformach smart TV. Można wgrać aplikację samemu na Android TV, ale na innych platformach jest to niemożliwe. Efekt? Na moim dwuletnim telewizorze Samsunga musiałem grać… podłączając laptop przewodowo. W 2021 r. jest to kuriozalne, choć całe szczęście, że dziś taki zestaw nie oznacza już kilometrów kabli i może być dość minimalistyczny.
Google Stadia czy GeForce Now?
Trzy usługi streamingowe, a więc GeForce Now, Google Stadia, a także xCloud w ramach Xbox Game Pass Ultimate, powalczą o nasze serca i portfele w nadchodzących latach. Obecnie xCloud dopiero rusza i nie zagramy na nim w Cyberpunka, dlatego do porównania ze Stadią stanął GeForce Now. Jest on obecnie największym rywalem Stadii, przy czym każda z usług ma swoje wady i zalety. W Cyberpunka 2077 zagramy na obu tych platformach. Przed wybraniem Stadii sprawdziłem je obie, a oto moje wnioski.
Stadię wybrałem głównie przez wzgląd na fakt, że oferuje bardzo konsolowe doświadczenie. Włączam Chrome'a, biorę pada, klikam jeden przycisk i po prostu gram. W przypadku GeForce Now praktycznie po każdym zalogowaniu usługa prosi mnie o ponowne zalogowanie do konta Steam, a ja zamiast grać, przebijam się przez kolejne okienka i szukam kodów logowania wysłanych na maila.
GeForce Now ma też inny model finansowy. Gry musimy kupić na zewnętrznej platformie, np. Steamie czy GOG-u, a do grania w GeForce Now musimy opłacić abonament. Co prawda jest też darmowa wersja usługi, ale obecnie jest niegrywalna. Trzeba czekać na swoją kolejkę często ponad dwie godziny, a sama gra może trwać maksymalnie godzinę. Dlatego abonament będzie niezbędny, a kosztuje on 125 zł za dostęp przez pół roku.
Po zakupieniu abonamentu możemy grac bez limitów czasowych i bez kolejek, a do tego gra oferuje RTX, czyli śledzenie promieni. W Cyberpunka nie zagramy jednak w 4K.
W przypadku Stadii jest zupełnie inaczej. Stadia ma własny sklep z grami, więc Cyberpunka musiałem kupić w repozytorium tej usługi. Co najważniejsze, w zakupioną tam grę nie można grać poza Stadią (np. na komputerze poprzez Steam). Dla wielu osób może to być dyskwalifikujące, choć u mnie nie robiło to żadnej różnicy, jako że nie mam i nie planuję mieć gamingowego peceta. Cyberpunka 2077 tak czy inaczej musiałem kupić, więc było mi obojętne czy kupię go na Steamie z myślą o graniu w GeForce Now, czy na Stadii.
Stadia również ma abonament, ale jest on opcjonalny. Jeśli nie chcemy go opłacać, możemy grać w każdą grę kupioną na tej platformie, na każdym urządzeniu, ale tylko w rozdzielczości Full HD. Płatny plan Stadia Pro (40 zł/mies.) udostępnia rozdzielczość 4K, dźwięk 5.1 oraz HDR. Na Stadii nie ma jednak możliwości uruchomienia śledzenia promieni RTX. W Stadii Pro znajdziemy też wiele darmowych gier, w które możemy grac tak długo, jak opłacamy abonament. Są też zniżki na zakup gier, przy czym po zakupie gry ze zniżką w ramach planu Pro, ten tytuł będzie dostępny na naszym koncie nawet po wygaśnięciu płatnego abonamentu. Pierwszy miesiąc Stadii Pro jest darmowy.
Wróćmy jednak do Cyberpunka 2077. Drogi CD PROJEKT RED - dziękuję.
Gra absolutnie mnie zachwyciła. Jednocześnie to prawda, że nadal jest mocno zabugowana. Ba, w trakcie gry miałem słynny błąd z telefonem od Takemury, który uniemożliwiał dalszy progres w grze. Takie najpoważniejsze błędy były jednak szybko łatane. Obecnie największym utrapieniem pozostaje zachowanie NPC-ów, policji oraz drobne problemy z animacjami przedmiotów. W grze ewidentnie widać też cięcia. Jakim cudem nie ma działającego systemu metra, skoro tory i wagony widać na każdym kroku? Dlaczego można mieć tak mało romansów i dlaczego są one tak mocno ograniczone?
Wszystkie te bolączki są jednak zupełnie nieistotne w zestawieniu z warstwą artystyczną, która jest po prostu genialna. Począwszy od mistrzowskiego projektu miasta, poprzez świetnie napisane postacie, aż po scenariusz dostarczający rewelacyjną i bardzo wciągającą fabułę - wszystkie te elementy prezentują wybitny poziom. A ja właśnie tego oczekuję od gier. Świetnej historii dla jednego gracza i wielu zachwytów artystycznych. Pod tym kątem Cyberpunk 2077 nie tylko dobija do moich ulubionych exclussive’ów z PlayStation, ale większość z nich przeskakuje o kilka długości.
Na dokładkę gra oferuje wybitny finał. Można narzekać, że opcje wyboru w trakcie gry mają nikły wpływ na rozwój fabuły, ale wszystko to zostaje wynagrodzone w ostatnich scenach, kiedy widać prawdziwą siłę wyborów. Jeśli lubicie wcielać się w postaci i grać nimi na własnych zasadach, będziecie zachwyceni. Moje słodko-gorzkie zakończenie w grze było świetnym podsumowaniem całej historii i usatysfakcjonowało mnie w stu procentach.
Dlatego zdecydowanie polecam przejście Cyberpunka 2077 już teraz, bez czekania na dostępność PS5, XSX, czy RTX3090 w sklepach. Skorzystajcie z możliwości, jakie daje streaming i cieszcie się tą historią w wersji… agnostycznej sprzętowo. Gwarantuję, że to tylko poprawi wasz odbiór fabuły gry.
Podobał się materiał? Polub go lub udostępnij na Facebooku.
Wszystkie zrzuty ekranu widoczne w tekście zrobiłem w podczas grania w Cyberpunk 2077 na Stadii.