Żeby wprowadzić drobną zmianę w Windowsie 10, trzeba było aktualizować cały system. Microsoft z tym kończy
Już nie będziemy musieli czekać na dużą i czasochłonną aktualizację całego Windowsa na każde drobne usprawnienie. Microsoft właśnie testuje nowe rozwiązanie, za sprawą którego uaktualnienie OS-a niewiele ma się różnić od aktualizacji aplikacji.
Microsoft Windows przez lata był tak zwanym monolitycznym systemem operacyjnym. To oznacza, że nie składa się on z niezależnych, współpracujących ze sobą modułów, a – w wystarczającym uproszczeniu – z jednego wielkiego kawałku kodu. Taka architektura uważana była przez Microsoft za wydajniejszą i efektywniejszą w codziennej pracy użytkownika. Być może. Problem w tym, że utrzymanie i rozwój takiego systemu jest trudne i skomplikowane.
Przeciwne podejście stosuje większość innych OS-ów na rynku bazujących na unixowym rodowodzie. Systemy te podzielone są na moduły tudzież komponenty, które niezależnie od siebie działają. Czymś osobnym jest jądro systemu, powłoka (interfejs), stos sieciowy, środowisko uruchomieniowe dla aplikacji i tak dalej. Modułowa budowa systemu umożliwia podmianę rzeczonych modułów na inne bez wpływu na resztę systemu – czy to na zupełnie inne, czy też nowsze ich wersje.
Microsoft przez ostatnie lata skupił wiele swojej uwagi na komponentyzacji Windowsa. Efekty tej pracy mamy zobaczyć między innymi w Windowsie 10X. To jednak nie oznacza, że prace te nie dotyczą dojrzalszego Windowsa 10. Już od długiego czasu wybrane moduły systemowe są aktualizowane niezależnie poprzez Microsoft Store – należą do nich przeglądarka internetowa, kodeki czy usługi dla graczy. Teraz przyszedł czas na kolejny etap, dużo trudniejszy w realizacji.
Beta-testerzy Windowsa 10 właśnie otrzymali uaktualnioną powłokę systemu. Nie musieli go aktualizować w całości.
Członkowie programu Windows Insider w ramach kanału beta dziś zobaczą komunikat o dostępności nowej łatki. Łatki (czyli aktualizacje zbiorcze) mają formę drobnych uaktualnień i w przeciwieństwie do aktualizacji rozwojowych ich stosowanie trwa raptem kilka chwil. Łatka ta uaktualnia moduł Windows Feature Experience Pack do wersji 120.2212.2020.0.
Dostrzegalnych zmian jest malutko. Jak wynika z wpisu na blogu Windows Insider, poprawiono stabilność działania systemowego mechanizmu do zrzutów ekranowych oraz usunięto z niego funkcję wklejania zrzutów bezpośrednio do Eksploratora plików (nowość wprowadzona w poprzedniej testowej aktualizacji), bo ponoć źle działała. Nieistotne. Istotny jest sam fakt testowania nowego mechanizmu aktualizacji. I to, że wyraźnie on działa.
Jaką realną korzyść odczujemy za sprawą mechanizmu szybkich aktualizacji Windowsa 10?
Poza wspomnianym już krótkim czasem stosowania tych aktualizacji oznacza to również, że użytkownicy Windowsa nie będą musieli czekać kilku miesięcy na uaktualnienie całego systemu operacyjnego tylko po to, by zyskać relatywnie drobne usprawnienia. Nawet zwykłe dodanie przeźroczystości do aktywnych kafelków Windowsa okazało się na tyle złożoną operacją, że musieliśmy czekać na Windowsa 10 20H2 by ta została zrealizowana. Za sprawą wspomnianej komponentyzacji nowości mogą być wdrażane równie łatwo, co comiesięczne poprawki bezpieczeństwa.
Co jeszcze ciekawsze, aktualizacje te są testowane w kanale Beta, a nie w kanale Dev. To oznacza, że mechanizm ten może zostać uaktywniony nawet na bieżącej, produkcyjnej wersji Windowsa, a najpóźniej w wersji Windows 10 21H1.
Warto zwrócić uwagę, że wydzielony od reszty systemu moduł powłoki Windows Feature Experience Pack pojawił się w systemie już w wersji Windows 10 2004. Tyle że dopiero teraz, po gruntownych testach trwających wiele miesięcy, zaczyna być wykorzystywany. Jak zapowiada Microsoft, już niebawem za jego pośrednictwem mamy otrzymywać dużo szersze nowości niż tylko poprawki do funkcji zrzutów ekranu. Trzymamy za słowo.