To koniec epoki. Nikon bez tanich lustrzanek w ofercie
Z oferty Nikona właśnie zniknęły lustrzanki dwóch najtańszych serii D3500 i D5600. Oznacza to, że najtańszym aparatem Nikona o wymiennych obiektywach jest teraz bezlusterkowiec Z50. Transformacja dokonuje się na naszych oczach.
Nikon D3500 i D5600 to ostatni przedstawiciele dwóch najtańszych serii lustrzanek producenta. Tańszy model był zaprezentowany w 2018 r., a droższy w 2016 r., ale nie ma to większego znaczenia. Oba segmenty, a więc zarówno aparaty serii D3000, jak i D5000 od długich lat stały w miejscu. W kolejnych modelach trudno było doszukać się jakichś konkretnych nowości, a moduły autofocusu w tych lustrzankach są stosowane od… 2012 r.
Nikon na swojej oficjalnej japońskiej stronie przy modelach D3500 i D5600 umieścił dopisek „Stary produkt”, co oznacza, że lustrzanki przestały być produkowane i dodatkowo nie należy oczekiwać żadnych aktualizacji oprogramowania, które np. dodawałyby pełne wsparcie nowszych obiektywów.
Nie oznacza to, że od dziś nie zobaczycie Nikona D3500 i D5600 w polskich elektromarketach i sklepach fotograficznych. Obecne zapasy magazynowe będą wyprzedawane (prawdopodobnie z kuszącymi promocjami), ale kiedy się skończą, Nikon nie będzie miał w ofercie lustrzanek segmentu entry-level.
Dochodzi do arcyciekawej sytuacji. Najtańsza lustrzanka Nikona kosztuje 3999 zł, a najtańszy bezlusterkowiec 2949 zł.
Najtańszą wspieraną lustrzanką w ofercie Nikona jest od teraz D7500. Co ciekawe, w segmencie matryc APS-C poza wspomnianym modelem znajduje się w ofercie już tylko jedna lustrzanka – D500. Nikon D7500 kosztuje 3999 zł za sam korpus, a zestaw z obiektywem 18-140 mm jest wyceniony na 4999 zł.
Tym samym najtańszym aparatem z wymienną optyką stał się Nikon Z50 kosztujący obecnie 2949 zł za korpus lub 3490 zł za zestaw z obiektywem 16-50 mm.
Oba aparaty mają identyczną matrycę APS-C o rozdzielczości 20,9 megapikseli, natomiast bezlusterkowiec Nikon Z50 jest wyposażony w nowszy procesor obrazu Expeed 6, dzięki któremu jakość zdjęć na wyższych czułościach ISO jest nieco lepsza.
Z50 nokautuje D7500 w kwestii autofocusu. To właśnie na tym polu widać przeskok całej generacji sprzętu. Nikon D7500 ma układ bazujący na 51 polach z detekcją fazową, przy czym tylko 15 punktów ma największą wydajność (są to punkty krzyżowe). Taki autofocus działa tylko przy fotografowaniu przez wizjer, a kiedy korzystamy z podglądu na ekranie, musimy zadowolić się przestarzałym i bardzo wolnym autofocusem bazującym na detekcji kontrastu.
Z kolei Z50 ma autofocus, w którym 209 punktów rozsianych na całej powierzchni kadru działa z maksymalną skutecznością. Do tego ten system działa zarówno w wizjerze jak i przy podglądzie Live View. Ponadto autofocus w Z50 ma szereg rozwiązań niedostępnych w lustrzankach, w tym Eye AF (śledzenie oka).
Szybkość serii? Tu także wygrywa Nikon Z50, co nie jest niespodzianką, bowiem aparat nie jest ograniczony systemem ruchomego lustra. Z50 robi 11 zdjęć na sekundę, a D7500 tylko osiem. W przypadku ekranu również wygrywa Z50. Oba aparaty mają dotykowy ekran 3,2”, ale w Z50 ma on wyższą rozdzielczość i do tego jest odchylany o 180 stopni. Wizjer to temat-rzeka, dlatego nie da się wyłonić jednoznacznego zwycięzcy pomiędzy wizjerem optycznym a cyfrowym. Osobiście dziś wybieram już tylko ten drugi.
Nikon Z50 wygrywa też trybami filmowymi, zdecydowanie niższą masą i wymiarami. Z50 przegrywa tylko w dwóch kategoriach: minimalnego czasu migawki (1/4000 s kontra 1/8000 s) oraz wydajności akumulatora (300 kontra 950 zdjęć). Podsumowując, Z50 jest aparatem o wiele nowocześniejszym i w kluczowych aspektach po prostu lepszym od lustrzanki D7500. Do tego jest o 25 proc. tańszy.
A może to tylko chwilowy przestój u Nikona, a tanie lustrzanki jednak nigdzie się nie wybierają?
Istnieje możliwość, że Nikon zakończył produkcję modeli D3500 i D5600, a dopiero za jakiś czas zamierza ogłosić ich następców. Patrząc krótkofalowo, miałoby to sens, bo przecież nie jest tajemnicą, że im tańszy aparat z wymienną optyką, tym lepiej się sprzedaje.
Ile razy można jednak odgrzewać ten sam kotlet? Ile razy klienci będą w stanie przymknąć oko na autofocus z 9 lub 11 punktami AF, mały i ciemny wizjer czy staroświeckie tryby wideo? Nie widzę tu perspektyw na dalszy rozwój przy jednoczesnym zachowaniu niskiej ceny. Jeśli ciąć koszty w dzisiejszym świecie, to właśnie na najtańszych seriach lustrzanek, które i tak od lat stały w miejscu.
Patrząc długofalowo, skierowanie konsumentów na rynek bezlusterkowców wydaje się mieć więcej sensu. Osoby niezdecydowane mogą korzystać ze swoich dotychczasowych obiektywów poprzez adaptery, jednocześnie zyskując znacznie lepszy, szybszy i nowocześniejszy aparat. Owszem, jednocześnie droższy, ale przecież Z50 jest dopiero pierwszym bezlusterkowcem Nikona z segmentu APS-C. Tańszy odpowiednik jest pewnie kwestią czasu, a sam Z50 również będzie przecież taniał.
Taka nieco wymuszona przesiadka na bezlusterkowce opłaci się długoterminowo. Uważam, że docelowo cały rynek przejdzie na bezlusterkowce. Najpóźniej zrobią to profesjonaliści korzystający z jednocyfrowych serii pokroju Nikona D6, ale na nich również przyjdzie pora.
Nikon w 2020 r. miał liczne problemy z produkcją i dostawami. Być może to właśnie ciężki rok sprawił, że decyzja o porzuceniu tanich lustrzanek przyszła szybciej niż zakładano. W dzisiejszych realiach, kiedy aparatów sprzedaje się niewiele, trudno jest utrzymać dwie równoległe serie aparatów, czyli lustrzanki i bezlusterkowce. Nic dziwnego, że producenci coraz mocniej stawiają na te drugie.