Czy średnia półka potrzebuje smartfona z rysikiem? Nowa Moto G Stylus kosztuje trzy razy mniej niż Galaxy Note 10
Motorola albo ma cojones ze stali, albo kompletnie nie wie, co robi. Oto Motorola Moto G Stylus – telefon z rysikiem jak Galaxy Note, kosztujący trzy razy mniej niż Galaxy Note.
Jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie urządzenia pokazane w ciągu ostatnich 12 miesięcy, na rynku mamy zaledwie trzy smartfony wyposażone w podręczny rysik: Samsunga Galaxy Note 10, Galaxy Note 10 Lite oraz LG Stylo 5.
W każdym z wyżej wymienionych urządzeń rysik pełni wiele funkcji. Jest nie tylko dodatkowym urządzeniem wskazującym, ale może też np. – w przypadku Galaxy Note’ów – zdalnie obsługiwać interfejs smartfona czy służyć jako spust migawki.
Nowa Motorola Moto G Stylus na tle tych urządzeń potrafi relatywnie niewiele. Zintegrowany z obudową rysik to po prostu… rysik. I to nawet nie jakiś wyrafinowany stylus z końcówką nadającą się do szkicowania, a bardzo prosta konstrukcja z gumowym czubkiem. Jedyne, co możemy z rysikiem zrobić, to wykorzystywać go do miziania po ekranie. Po wyjęciu rysika ze schowka na ekranie pojawi się też menu kontekstowe z dodatkowymi aplikacjami wykorzystującymi piórko.
W przeciwieństwie jednak do Note’ów od Samsunga, Motorola Moto G Stylus nie kosztuje majątku. W Stanach Zjednoczonych telefon będzie sprzedawany za raptem 300 dol., czyli dwukrotnie taniej od Note’a 10 Lite i trzykrotnie taniej od najtańszego Note’a 10.
Nie znamy jeszcze polskiej ceny, ale osobiście obstawiam 1299 zł. Kapitalna cena, ale czy w tym segmencie konsumenci naprawdę chcą rysika?
Tego sam nie wiem. Osobiście nie widzę w Moto G Stylus nic, co skłoniłoby mnie do jej zakupu zamiast kosztującej tyle samo Moto G8 i obawiam się, że wiele osób pomyśli tak samo.
Motorola gra naprawdę odważnie, wypuszczając w ostatnim czasie tak wiele telefonów, różniących się od siebie w tak niewielkim stopniu, w bardzo zbliżonej cenie.
Wygląda jednak na to, że pracują tam ludzie, którzy wiedzą, co robią. Wystarczy spojrzeć na wyniki sprzedaży – nigdy nie było lepiej, a nawet w Polsce Motorola wdrapała się na piąte miejsce w rankingu sprzedaży smartfonów. To znaczy, że strategia działa.
Motorola Moto G Stylus – co poza rysikiem?
Poza rysikiem Moto G Stylus to w istocie odświeżona Motorola Moto G8 Plus. Obudowa jest niemal identyczna, z jednym tylko (prócz rysika) wyjątkiem: zamiast notcha skrywającego przedni aparat mamy dziurkę w ekranie, jak w serii Motorola One. Sam wyświetlacz IPS ma zaś przekątną 6,4” (nieco więcej niż w G8 Plus) i rozdzielczość 2300 x 1080 px.
Specyfikacja również brzmi bardzo znajomo: sercem urządzenia jest Snapdragon 665, wspierany przez 4 GB RAM-u i 128 GB miejsca na dane. Całość zasila akumulator o pojemności 4000 mAh.
Mamy też taki sam układ aparatów: 48-megapikselowa jednostka główna, robiąca zdjęcia w rozdzielczości 12 Mpix (cztery piksele służą za jeden), aparat 2 Mpix z obiektywem Macro oraz Action Cam o rozdzielczości 16 Mpix, znany z Motoroli One Action. Przedziwny jest to miszmasz, ale z drugiej strony daje on niesamowicie szerokie możliwości fotografowania i filmowania.
Obrazka świetnego stosunku ceny do jakości dopełnia obecność głośników stereo, gniazda słuchawkowego i ładowania Turbo Charge 10 W przez USB-C, a także odporności na zachlapanie. Jedynym zgrzytem w specyfikacji jest… brak NFC. Ufam jednak, że dotyczy to tylko ogłoszonej na razie wersji na Stany Zjednoczone, a gdy telefon trafi do Europy, będzie wyposażony w NFC, jak pozostałe nowe smartfony Motoroli.
Dla tych, którzy wolą długi czas pracy od rysika – Motorola Moto G8 Power
Oprócz wyposażonej w rysik Moto G Stylus Motorola zaprezentowała też właśnie model Moto G8 Power, który różni się od innych modeli w serii przede wszystkim pojemnością akumulatora.
Ta wynosi aż 5000 mAh i producent zapewnia, że w połączeniu z energooszczędnym Snapdragonem 665 energii wystarczy nam aż na trzy dni. Potężny akumulator naładujemy ładowarką Turbo Charge z mocą 15 W.
Pomijając rysik, pozostałe różnice między Moto G Stylus a Moto G8 Power są kosmetyczne. Mamy tu 64 zamiast 128 GB miejsca na dane i… to w zasadzie tyle. Kosztująca w Stanach Zjednoczonych 250 dol. Motorola ma w gruncie rzeczy identyczną specyfikację jak jej droższe odpowiedniki.
Największa zmiana zaszła, jak można się było spodziewać, w aparatach. Mamy tu kolejny miszmasz – aparat główny o rozdzielczości 16 Mpix, aparat 2 Mpix z obiektywem Macro, aparat 8 Mpix z obiektywem ultraszerokokątnym (ale nie Action Cam) i aparat 8 Mpix z teleobiektywem.
Można się domyślać, iż żaden z modułów nie będzie grzeszył jakością, ale na pewno nie można im odmówić uniwersalności, zwłaszcza w tej cenie, która w Polsce zapewne wyniesie góra 1000 zł.
Skoro flotylla Motoroli jest tak dobra, to nie mogę się doczekać flagowego okrętu z prawdziwego zdarzenia.
Średniaki Motoroli już od dawna podbijają serca konsumentów na całym świecie, w tym w Polsce, o czym świadczy wspomniany wcześniej ranking sprzedaży, w którym Motorola coraz śmielej sobie poczyna.
Od kilku lat firma nie miała jednak prawdziwego sztandarowego urządzenia. Flagowego okrętu, który mógłby przewodzić flotylli urządzeń o przystępnej cenie i specyfikacji.
To ma się zmienić już niebawem, na targach MWC 2020 w Barcelonie i szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać. Skoro Motorola jest w stanie wpakować tyle dobra do sprzętu kosztującego 1000 zł, to ile uda się firmie wpakować do sprzętu za 3000 zł?
Przekonamy się już za dwa tygodnie.