Słuchawki HyperX Cloud Orbit S śledzą położenie głowy i modyfikują dźwięk - recenzja headsetu na bazie Audeze
HyperX Cloud Orbit S to bardzo nieoczywisty, niecodzienny i zdecydowanie niebanalny zestaw słuchawkowy. Urządzenie rejestruje położenie głowy użytkownika ponad 100 razy na sekundę, wysyłając na tej podstawie cyfrowy dźwięk kierunkowy. Tyle, że zamiast być w jego centrum, dryfujemy po 360-stopniowym, poziomym pierścieniu przestrzennym. Kosmos?
Wcale nie kosmos. Okazuje się bowiem, że ten sam patent wykorzystał uznany producent słuchawek - Audeze. Jego Audeze Mobius to bardzo nietypowa oferta wyróżniająca się żyroskopowym systemem punktów odniesienia. Autorska technologia polega na rozeznaniu położenia głowy użytkownika, a następnie dostosowaniu kierunku dźwięku wobec ułożenia ciała. Audeze kupiło tę technologię od firmy Waves, będącej jej kreatywnym twórcą.
Jak to właściwie działa?
Przykładowo, jeśli źródło dźwięku znajduje się idealnie na wprost, ale my odwrócimy głowę w lewo, dźwięk zabrzmi w naszym prawym uchu. Jeśli z kolei spojrzymy w prawo, dźwięk będzie brzmiał mocniej i wyraźniej w lewym uchu. Oczywiście przy stałym założeniu, że jego źródło kierunkowe jest na wprost, a do tego się nie przemieszcza.
Rozwiązanie od Waves to więcej niż prostacka wirtualizacja lewo-prawo i przód-tył. Słuchawki generują rozbudowaną bańkę przestrzenną, doskonale radząc sobie z rozmaitymi kątami nachylenia głowy oraz kierunkami źródła dźwięku. Coś świśnie nam nad lewym uchem, prawe ucho zawibruje od wybuchu nieopodal, z kolei na plecach poczujemy kroki przeciwnika - wszystko to działa inaczej od cyfrowego Dolby Digital czy DTS:X. Użytkownik przestaje być w centrum, a zaczyna żyć jako część sceny.
Kompletnie inna perspektywa.
Teraz technologię wykorzystuje Kingston. HyperX Cloud Orbit S to zmodyfikowany Audeze Mobius.
Pod względem przetworników, brzmienia, tonu i jakości dźwięku mamy do czynienia z dokładnie tym samym modelem. HyperX Cloud Orbit S brzmi identycznie jak Audeze Mobius. Czyli bardzo, bardzo dobrze. Flirtujące z audiofilską półką 100-milimetrowe magnetyczne (planarne) przetworniki o szerszej rozpiętości to miła odmiana dla moich uszu po standardowych, dynamicznych odpowiednikach instalowanych w dziesiątkach produktów dla graczy.
Pomimo gamingowego przeznaczenia, basy nie dominują tutaj ponad miarę. HyperX/Audeze poważnie zaakcentowało wysokie tony, które mają swoją siłę, swoje przebicie i swoją klarowność. Nie ma tutaj mizerii znanej z tańszych słuchawek ani tsssujących, płytkich talerzy. Oczywiście to wciąż nie są słuchawki do audiofilskiego odsłuchu muzyki. Ulubione kapele można wpuścić na Orbity, nie stracimy wiele z jakości, ale główne przeznaczenie headsetu znajduje się w kompletnie innym miejscu.
Łączność | USB 3,5 mm |
Konstrukcja | nauszne zamknięte |
Pasmo | 10 Hz - 50000 Hz |
Przetworniki | 100 mm magnetyczne |
Czułość | 120 dB |
Czas działania | 10 - 12h |
Przyciski sterujące | Tak |
Technologie | Waves Nx |
Mikrofon | tak |
Masa | 368g |
Cena | 1300 zł |
Muszę jednak zaznaczyć, że jak na słuchawki do gier wideo, rock i metal naprawdę zdają egzamin. HyperX Cloud Orbit S to jeden z tych zestawów, które mogą zostać stale podłączone do PC, próbując być możliwie uniwersalnym rozwiązaniem dla jakichkowliek dźwięków. Oczywiście jak w przypadku każdych headsetów do gier, muzycznymi królami Orbitów są pop i lekka elektronika.
Scena przestrzenna jest bardzo dobra, do tego działa również w pionie.
Solidna obsługa wysokich tonów procentuje w postaci szerokiej sceny przestrzennej. HyperX Cloud Orbit S to słuchawki, które nie tylko próbują wskazywać dokładny kierunek źródła dźwięku, ale także jego odległość od użytkownika. Dzięki wcześniej wspomnianej technologii Waves Nx efekt końcowy jest bardzo naturalny. Wręcz zbyt naturalny, co jest konsekwencją wykorzystania magnetycznych przetworników. Mam wrażenie, że Orbity nie wyciągają, nie pompują dźwięków takich jak kroki przeciwnika. Na szczęście naprawia to dedykowany profil Foot Steps, który możemy aktywować na PC z poziomu aplikacji pomocniczej.
Efekt końcowy jest jednak bardzo pozytywny. Może do klarowności kierunkowej z Turtle Beachów wciąż słuchawkom brakuje, ale Orbity pompują jeden z lepszych bąblów audio z jakimi miałem do czynienia. Do tego dzięki technologii Waves Nx headset jest jednym z niewielu, który kierunkuje źródła nie tylko w poziomym pierścieniu, ale również w pionie. Mało które słuchawki to potrafią, pomimo zapewnień ich producentów.
Niestety, HyperX Cloud Orbit S posiada niezwykle frustrujące wady konstrukcyjne.
Wielkim atutem słuchawek jest to, że dźwięk pozycyjny otrzymujemy niezależnie od połączenia. Za jego przetwarzanie odpowiadają bezpośrednio słuchawki analizujące w locie otrzymany sygnał. Oznacza to, że wirtualizację włączymy zarówno na kablu USB jak również na klasycznym kablu analogowym. Brzmi fantastycznie, ale tylko do momentu, w którym HyperX Cloud Orbit S nie rozładuje się po raz pierwszy.
Okazuje się wtedy, że ze słuchawek nie skorzystamy w klasycznym, biernym trybie przy połączeniu 3,5 mm. Nawet wtedy akumulator Orbitów musi być naładowany, pomimo wyłączenia pozycyjnego dźwięku Waves. Dodając do tego fakt, że słuchawki działają na jednym ładowaniu niewiele ponad 10 godzin, rodzi się nam problem. Albo będziemy korzystać z Orbitów przez USB, jednocześnie ładując słuchawki, albo lepiej nie korzystać z nich wcale. Korzystacie ze wzmacniacza? Raczej się nie polubicie.
Orbity nie są także łatwe w obsłudze. Proces ich poznawania jest długi.
Pomimo wbudowanego, żeńskiego asystenta głosowego słuchawki sprawiają sporo trudności. Przycisk włączenia trzeba trzymać horrendalnie długo aby włączyć zestaw. Do tego ten nie wyłącza się samoczynnie po krótkim czasie nieużywania. Jeśli zostawimy słuchawki podłączone kablem 3,5 mm, możemy być pewni, że następnego dnia będziemy mieli rozładowany headset. Ałć.
Fatalną decyzją jest także umieszczenie pokrętła regulacji głośności słuchawek zaraz obok pokrętła regulacji głośności mikrofonu. Obie rolki mają dokładnie taki sam rozmiar, taki sam opór i taką samą fakturę. Jak łatwo się domyśleć, w początkowym okresie korzystania ze słuchawek pomyłki będą notoryczne i nagminne. Umieszczenie pokręteł na osobnych nausznikach bądź nad i pod wejściem na odczepiany mikrofon byłoby o wiele lepszym rozwiązaniem.
Najbardziej dyskusyjną zmianą względem Mobiusów jest usunięcie modułu Bluetooth.
Zestaw słuchawkowy HyperX Cloud Orbit S nie zadziała bezprzewodowo, w przeciwieństwie do oryginalnego headsetu Audeze Mobius. Łączność BT została wycięta ze słuchawek, co ma swoje dobre oraz złe strony. Orbitów nie połączymy bezprzewodowo ze smartfonem albo laptopem do pracy, ale za to cena słuchawek jest dzięki temu nieco tańsza od Mobiusów. HyperX ewidentnie szukał miejsca na cenowe cięcie i znalazł je właśnie przy łączności bezprzewodowej.
Jednak nawet bez niej za słuchawki wciąż musimy zapłacić ponad 1300 zł. Gigantyczna suma z perspektywy większości wcześniejszych słuchawek HyperX. Trzeba jednak zaznaczyć, że mówimy o zestawie słuchawkowym wdrapującym się za górną półkę. Ze świetną jakością dźwięku, stosunkowo uniwersalnym charakterem, zaskakująco dobrymi wysokimi tonami oraz bardzo porządną sceną przestrzenną. Orbity nie są doskonałe, ale nie można im odmówić cudownego audio.
Komfort, wygląd, wygoda.
HyperX jeszcze nigdy nie wydał niewygodnych słuchawek i w dalszym ciągu kontynuuje swoją tradycję. Co prawda HyperX ma w swoim portfolio bardziej komfortowe zestawy, ale korzystanie z Orbitów również przypadnie wam do gustu. Nawet pomimo sztywnego, aluminiowego pałąka, od którego wybawieniem są pionowe oraz poziome zawiasy nauszników. Dzięki nim słuchawki dostają nieco luzu, zachowując odpowiednie dopasowanie do kształtu głowy. Świetną decyzją jest wybór klasycznej skóry zamiast coraz modniejszej sportowej siatki.
Miłym faktem jest to, że Orbity dobrze wyglądają. Słuchawki nie rzucają się w oczy, nie mają zbędnych LED-owych elementów drenujących akumulator ani nie przypominają designem statku kosmicznego. To klasycznie wyglądający produkt dla bardziej dojrzałego, wrażliwego estetycznie, zasobnego w portfelu odbiorcy. Obawiam się tylko o trwałość lekko ogumionego, przyjemnego w dotyku tworzywa. Taki materiał jest zazwyczaj bardzo podatny na rysy oraz przetarcia.
HyperX Cloud Orbit S - atak na wyższą półkę z umiarkowanym powodzeniem.
Dla takiego zblazowanego recenzenta jak ja, który miał do czynienia z naprawdę wieloma zestawami słuchawkowymi, HyperX Cloud Orbit S to świetna przygoda. Fakt, że headset wirtualizuje dźwięk 3D nawet za pomocą łącza 3,5 mm jest niesamowitą atrakcją. Dzięki technologii Waves Nx gry uruchamiane na Nintendo Switchu brzmią inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Audio nie tylko jest lepszej jakości, ale samo pozycjonowanie głowy daje mnóstwo frajdy. Takiej dziecinnej, czystej, naturalnej frajdy.
Słuchawki mogłyby być jednak lepsze. Przede wszystkim nie powinny drenować akumulatora gdy dźwięk pozycjonowany jest wyłączony. Po drugie powinny się wyłączać po okresie nieaktywności, wykorzystując do rozpoznania sytuacji masę czujników, które przecież i tak zostały wbudowany w urządzenie. Po trzecie, układ rolek jest do kompletnego przebudowania. Po czwarte, mikrofon wydaje się zaledwie poprawny. To za mało jak na oczekiwania wobec topowego headsetu w cenie droższej niż konsola do gier.
Największe zalety:
- Wirtualizacja 3D audio niezależnie od platformy i rodzaju połączeniu
- Bardzo dobra ogólna jakość dźwięku
- Zaskakująco dobre wysokie tony
- Wirtualna scena przestrzenna działa również w pionie
- Dedykowany tryb wyciągający kroki ze sceny przestrzennej
- Elegancki, klasyczny wygląd
Największe wady:
- Brak modułu BT znanego z Audeze Mobius
- Słuchawki nieustannie rozładowują akumulator, brak trybu pasywnego
- Zaledwie poprawny mikrofon
- Nierozsądne ułożenie pokręteł
- Taka sobie aplikacja pomocnicza
Ulepszona wersja Orbitów mogłaby być jednym z najlepszych zestawów słuchawkowych dla graczy, rywalizując z modelami Turtle Beach Elite, SteelSeries Arctis Pro czy Logitech G935. HyperX (być może we współpracy z Audeze) musi jednak wprowadzić kilka poprawek. Bez nich z Orbitów najbardziej zadowoleni będą zblazowani recenzenci mojego pokroju, poszukujący czegoś nowego i odświeżającego. Jednak gdybym miał z czystym sercem polecić dobremu znajomemu zestaw słuchawkowy za ponad 1000 zł, wskazałbym inny model.