60 satelitów Starlink trafiło na orbitę. Docelowo na orbicie znajdzie się ponad 40 tysięcy
W nocy z poniedziałku na wtorek o godzinie 3:19 polskiego czasu z Przylądka Canaveral wystartowała rakieta Falcon 9, która wyniosła na orbitę trzecią grupę 60 satelitów sieci Starlink.
W ramach programu Starlink, założona przez Elona Muska firma SpaceX planuje wynieść na orbitę czterdzieści dwa tysiące satelitów, które będą zapewniały dostęp do internetu w każdym miejscu na świecie.
Satelity odłączyły się od rakiety na wysokości 290 kilometrów, w rejonie między Australią i Antarktydą w godzinę po starcie, tym samym podnosząc łączną liczbę satelitów znajdujących się już na orbicie do prawie 180.
Dolny stopień rakiety Falcon 9 powrócił na Ziemię i zgodnie z planem wylądował na platformie oceanicznej na Atlantyku. Warto tutaj zauważyć, że ten konkretny egzemplarz miał za sobą już trzy starty i lądowania, w tym jedno, w którym wynosił pierwszą partię testowych satelitów Starlink w maju 2019 roku.
Aktualnie na orbicie znajduje się około 2100 aktywnych satelitów, przy czym dzisiaj SpaceX stał się największym pojedynczym posiadaczem własnych, aktywnych satelitów wyprzedzając przy tym Planet Labs, które zarządzają 150 satelitami.
Jak na razie SpaceX otrzymał zgodę na wyniesienie 12 tys. satelitów, które znajdą się na różnych orbitach docelowych, jednak w międzyczasie firma złożyła wnioski o zgodę na wyniesienie kolejnych nawet 30 tys. satelitów.
W 2020 roku planowane jest 20 startów z kolejnymi zestawami satelitów. Każdy z nich ma masę około 230 kilogramów, wyposażony jest w pojedynczy panel słoneczny i anteny i zasilany jest za pomocą silnika jonowego.
Jeden z satelitów, które dzisiaj znalazły się na orbicie, pokryty jest specjalnym materiałem, który ma zmniejszać odbijanie przez nich promieni słonecznych.
Kontrowersje wokół satelitów Starlink.
Po wyniesieniu pierwszych satelitów Starlink w przestrzeń kosmiczną środowisko astronomów zareagowało oburzeniem, widząc na niebie długie jasne kreski, składające się z lecących jeden za drugim satelitów. Na początku obiekty znajdowały się blisko siebie, ale z czasem podnosiły swoją orbitę i oddalały się przez co nie były już widoczne gołym okiem.
Niemniej jednak, biorąc pod uwagę planowaną docelową liczbę satelitów, astronomowie doszli do wniosku, że pełna konstelacja może skutecznie utrudnić, a wręcz uniemożliwić badanie głębokiego kosmosu. Wszak przy 42 tys. satelitów, podczas jakichkolwiek obserwacji astronomicznych, za pomocą jakiegokolwiek dużego teleskopu, w polu widzenia zawsze będą się znajdowały jakieś Starlinki, które będą pozostawiały w danych obserwacyjnych strasznie dużo zakłóceń i szumu.
Jeszcze gorszą sytuację mają radioastronomowie, którzy nasłuchując delikatnych sygnałów radiowych z odległego kosmosu będą rejestrowali przede wszystkim satelity Starlink, co uniemożliwi im badanie odległych radiogalaktyk czy innych źródeł promieniowania radiowego.
Kolejnym problemem jest sama liczba satelitów. Na orbicie okołoziemskiej nie ma miejsca na pomyłki. Jeżeli dojdzie do zderzenia satelitów, to z dwóch obiektów powstanie kilka tysięcy odłamków, którymi już nie da się sterować.
Kilka takich zdarzeń może doprowadzić do tak zwanego syndromu Kesslera, w którym po pierwszych kilku kolizjach powstaje tak dużo odłamków, że prowadzą one do dalszych kolizji skutecznie zanieczyszczając całą orbitę. Gdyby doszło do takiej sytuacji, uniemożliwiłoby to jakiekolwiek starty sond kosmicznych, kolejnych satelitów, nie mówiąc już o misjach załogowych na całe dekady. Technologie usuwania takich śmieci kosmicznych są dopiero rozwijane i stanowią ogromne wyzwanie dla inżynierów.
W ciągu najbliższych kilku dni astronomowie, jak i SpaceX, będą szacować skuteczność nowego materiału pochłaniającego promieniowanie słoneczne oraz jego wpływ na zanieczyszczenie nieba.