Grałem w Diablo IV. Oto 5 rzeczy które mi się podobały. Wad nie znalazłem
Może miejmy to już za sobą - gra już jest świetna.
I wiem, że część naszych niezawodnych komentatorów już uznała, że „ta gra to jest badziew” - ale oni w nią nie grali. Ja grałem. I zostałem przetransportowany w czasie do 1997 r., kiedy kolega pokazał mi Diablo na swoim komputerze. Nie mogłem się oderwać, a poczucie eksplorowania nieznanych krain i podziemi było niesamowite.
To samo poczułem dziś, grając w wersję Diablo IV dostępną na BlizzConie. I choć Diablo III uznaję za świetną grę, to już mam nowego faworyta. Gdyby Blizzard był typowym studiem tworzącym gry na PC, pewnie kupiłbym ją już w Early Access. Ale że Blizzard, to Blizzard, muszę cierpliwie czekać na Kiedy Będzie Gotowe™.
Gra pozwalała pograć jedną z trzech dostępnych klas. Ja zagrałem Czarownicą. Przeszedłem kilka misji i odkryłem kawałek świata na powierzchni. Oto co podobało mi się najbardziej
W Diablo IV mam poczucie eksploracji
Eksploracja to coś, co lubię w grach najbardziej. Diablo IV kusi, aby zejść z obranej ścieżki. Gdzieś słyszymy wołanie, a na minimapie pojawia się wykrzyknik oznaczający, że dostępna jest jakaś poboczna misja. Może jakiś wieśniak potrzebuje pomocy z plądrującym jego dobytek potworem? A może szeryf małej wioski chce, żeby pozbyć się napadających wioskę bandytów.
Każda z takich wykonanych misji pobocznych nagradza nas doświadczeniem, monetami, ale i odkrywaniem kawałka historii świata. O niebo to lepsze od „audiobooków” z Diablo III!
Niektóre z zadań wykonujemy „na powierzchni”, większość jednak kończy się wejściem do jakiegoś minilochu, w którym czeka nas jakieś wyzwanie.
W Diablo IV czuję się nagradzany na każdym kroku
Dungeon crawlery to gry oparte na loot - łupach, które dostajemy po zabiciu przeciwników. To wie każdy i jest to absolutna podstawa.
Ale Diablo IV daje nam więcej - różne znajdźki, ciekawe mechanizmy, niespodziewane blogosławieństwa czy przekleństwa, ciekawe przedmioty związane z mitologią gry, ale i krótkie momenty, kiedy odkrywamy nowy teren i kamera na chwilę zmienia swoją pozycję.
Wiele elementów otoczenia oferuje jakąś interakcję, a proste zagadki pojawiają się częściej niż w poprzednich edycjach.
W Diablo IV nie widzę świata cały czas z tej samej perspektywy
Praca kamery to coś nowego w Diablo IV. W odróżnieniu od poprzednich edycji gry, gdzie była satelitą geostacjonarnym, teraz jest… dronem. Przybliża się, aby być w centrum wydarzeń lub oddala, aby pokazać odkrytą właśnie ścieżkę.
Taka dynamika mi bardzo odpowiada.
W Diablo IV jest brutalnie i brudno
Mieszkańcy wiosek muszą pogodzić się z tym, że chodzą po obrzydliwym, oślizgłym błocie. Nie rozumieją też, że napadają ich rogate demony i nazywają ich ludźmi-kozami.
W lochach czasami dosłownie ślizgamy się po krwi, a wszędzie jest brudno i mroczno. Nie powoduje to jednak, że wzystko zlewa się w jedność - na szczęście wciąż widzimy np. odblaski od pochodni i unoszące się w powietrzu pyłki. Podobno to ten sam engine co „trójka” - musieli go zatem mocno zmodyfikować.
W Diablo IV jest mniej płasko
Mam wrażenie, że jest to jedna z nowości w silniku - w Diablo III mimo, że mieliśmy iluzję przechodzenia np. po schodach, to tak naprawdę nic pod tymi schodami nie było. Teraz pod nimi może się coś dziać albo możemy wchodzić w interakcję z potworami kłębiącymi się poniżej.
Również w otwartym świecie „na górze” mamy wrażenie większej głębi i różnicy poziomów. Nie miałem możliwości sprawdzenia, jak działają wierzchowce w trakcie dema, ale nie mogę się doczekać, aby wyruszyć przez Sanktuarium…
Przypomnę jeszcze na koniec, że wszystkie wrażenia opieram na dość krótkiej sesji grania w niegotową jeszcze grę - zapewne do premiery wiele się może zmienić, twórcy mogą podjąć inne decyzje, a zaprezentowana gra była w trakcie tworzenia.