REKLAMA

Lampa rowerowa Mactronic NOISE XTR 04 - recenzja. 4 duże TAK i 3 małe NIE

Coraz krótsze dni, coraz szybciej zapadający zmierzch - a jednak wciąż chce się jeździć. Sprawdziłem, czy na jesienne i zimowe wieczory na rowerze dobrym rozwiązaniem będzie lampa Mactronic Noise XTR 04.

Lampa rowerowa Mactronic NOISE XTR 04 - recenzja. 4 duże TAK i 3 małe NIE
REKLAMA

No to po kolei, zaczynając od tych dobrych stron.

REKLAMA

Na tak:

Jak to świeci

Żeby nie przedłużać (bo co innego chcecie zobaczyć w tekście lampy rowerowej), oto prezentacja tego, jak świeci XTR 04.

Tak wygląda nieoświetlona okolica:

Tak wygląda oświetlenie w trybie 10 proc. mocy (77 lm):

Tak wygląda oświetlenie w trybie 50 proc. mocy (368 lm):

Tak wygląda oświetlenie w trybie 100 proc. mocy (712 lm):

Tak wygląda oświetlenie w trybie Boost (854 lm):

Oczywiście dla wszystkich zdjęć zastosowano dokładnie te same ustawienia aparatu w trybie manualnym. Zdjęcia nie zostały też poddane przesadnej obróbce - wyłącznie korekta dla obiektywu i zmniejszenie rozdzielczości. 

Zdecydowanie robi robotę. A teraz możemy od zdjęć przejść do części tekstowej.

Tryby główne pracy, wbrew temu, co widzicie powyżej, są cztery - niski, średni, wysoki i migający (i piąty - wyłączony). Przełączamy się pomiędzy nimi pojedynczymi naciśnięciami przycisku zasilania. Przy czym również pojedyncze kliknięcie powoduje włączenie latarki - nie, nie próbujcie jej włączać przytrzymując ten guzik, bo... włączycie tryb blokady włączania. Tryb Boost włączamy natomiast trzymając dłużej wciśnięty przycisk zasilania, po czym jest on aktywny przez 30 sekund i wraca do poprzedniego trybu. I tak - możemy go aktywować w dowolnym trybie standardowym.

Już na początku trzeba koniecznie wspomnieć o jednej rzucającej się od razu w oczy komplikacji. Tak, dobrze wyczytaliście - jednym z trybów pracy jest wyłączony, czyli teoretycznie przeklikując się przez kolejne poziomy mocy, na chwilę wyłączymy lampę.

A jednak nie.

Ale nie dlatego, że z jakiegoś powodu lampa pomija ten tryb. Po prostu zmiany trybu świecenia można dokonać tylko przez kilka sekund (i to mniej niż 5) po uruchomieniu urządzenia. Później już pojedyncze kliknięcie oznacza wyłączenie urządzenia. Jeśli więc wyjeżdżamy w nocy i wiemy od razu, ile światła będziemy potrzebować - jest ok. Ale jeśli np. jedziemy w cyklu dzień-wieczór-noc, to przy każdym przejściu między jednym z czterech trybów musimy... wyłączyć lampę. Tyle dobrze, że zapamiętuje po włączeniu poprzednie ustawienia, więc nie trzeba szukać tego, które nas interesowało.

Jeśli jednak jesteśmy w stanie z tym żyć (ja byłem, nie narzekam za bardzo), to pod najważniejszym względem, czyli jakością światła, jest naprawdę przyjemnie.

Przede wszystkim światło, generowane przez diodę Cree XM-L2 ma bardzo przyjemną dla oka temperaturę barwową (odrobinę bardziej zielonkawą niż w serii Scream), która zdecydowanie nie męczy oczu, nawet przy dłuższej jeździe po zmroku. Do tego, choć strumień światła jest dość mocno skupiony, nie oświetlamy tylko fragmentu drogi przed nami, ale i sporą część pobocza. Choć zdecydowanie należy pamiętać o tym, żeby przed wyjazdem odpowiednio ustawić kąt padania światła - to mocna lampa i zdecydowanie jest w stanie oślepić kierowców. Tym bardziej, że lampa ma naprawdę spory zasięg - nawet 176 m. I zdecydowanie to widać.

Co do samego podziału trybów - jest w sam raz. Tryb niski spisuje się świetnie podczas jazdy miastem i to nie tylko jako światło pozycyjne. Tryb średni zaczyna być przydatny, kiedy latarni jest mniej albo wcale, natomiast w trybie wysokim można już jak najbardziej myśleć o zapuszczeniu się w teren (choć raczej nie ekstremalny - raczej las) albo jazdę po drogach.

Tryb boost natomiast budził we mnie przez jakiś czas mieszane uczucia. Jeśli aktywujemy go podczas jazdy w trybie wysokim, różnica będzie zauważalna, ale nie będzie raczej z kategorii tych potężnych. Niewielki zysk - biorąc dodatkowo pod uwagę ograniczenie czasowe - chyba że chcemy zyskać jeszcze kilka dodatkowych metrów i to nam wystarczy.

Jest jednak bardzo przydatny we wszystkich pozostałych trybach, kiedy np. mamy do przejechania krótki, bardzo słabo oświetlony odcinek. Wystarczy wtedy przytrzymać na 3 sekundy bardzo dobrze wyczuwalny bez patrzenia przycisk i już - mamy na 30 sekund (taki jest limit tego trybu) maksymalną moc świecenia.

Akumulator

Po pierwsze - jest wymienny. To standardowe ogniwo 18650, które można kupić za niewielkie pieniądze, jeśli potrzebujemy zapasu.

Po drugie - można go ładować (oczywiście kiedy jest w lampie) przez standardowe złącze micro USB, więc nawet jeśli kabel w zestawie okaże się zbyt krótki (jakieś 0,5 m), to znajdziemy pewnie w domu kilkanaście pasujących.

Po trzecie - szanse na to, że rozładuje nam się w trakcie jazdy są niskie, chyba że wybieramy się na całonocny maraton po trudnym terenie. W zależności od trybu XTR 04 wytrzyma:

  • w trybie wysokim - 2:45 godziny
  • w trybie średnim - 5:30 godzin
  • w trybie niskim - 28:30 min

I spokojnie mogę stwierdzić, że większość z tych deklarowanych przez producenta wyników ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Może od trybu wysokiego odjąłbym jakiś kwadrans, ale to i tak dobry wynik. Szczególnie biorąc pod uwagę, że w pierwszym lepszym plecaku albo saszetce rowerowej zmieścimy spory arsenał zapasowych akumulatorów.

Jakość wykonania

Mamy tu właściwie pełen komplet, jeśli chodzi o jakość wykonania i odporność. XTR 04 korpus XTR 04 wykonany jest z aluminium, dodatkowo osłanianego w dużej części całkiem grubym tworzywem sztucznym. Nie dam głowy, ile upadków jest w stanie przeżyć taki zestaw, ale jeśli nic nie stanie się z uchwytem (tworzywo sztuczne) i nie połamiemy daszka nad diodą (też tworzywo sztuczne, raczej niełatwe do uszkodzenia), to posłuży przez lata.

Całość jest przy tym odporna na większość czynników zewnętrznych - w tym wodę i pył (IP 64). I tak - jeździłem z włączoną lampą w pyle (raczej lekkim) i deszczu (zdecydowanie intensywnym) i nijak nie wpłynęło to na pracę lampy. Nawet zostawienie roweru z oświetleniem (wyłączonym) na całą noc w deszczu (zdarza się) nie naruszyło w żadnym stopniu jej organów wewnętrznych. Nic zresztą dziwnego - zarówno komora akumulatora jak i złącze ładowania są dodatkowo zabezpieczone.

Przy okazji plus bonusowy za wspomnianą już osłonę w okolicach frontu latarki. Tak, teoretycznie jest to głównie element ochronno-montażowy, ale minimalizuje też szansę na bezpośredni kontakt z bardzo ciepłym otoczeniem diody.

Bo oczywiście ze zdemontowanego z roweru XTR-a można bez problemu korzystać jako zwykłej latarki.

Mocowanie, mocowanie, mocowanie

Chyba moje największe zastrzeżenie w stosunku do Screamów, gdzie uchwyt był najsłabszą częścią całego zestawu. Tutaj jest niemal dokładnie odwrotnie - uchwyt niemal w niczym nie ustępuje lampie (jakkolwiek to zabrzmiało).

Co jest w nim takiego dobrego? Przede wszystkim mechanizm montażu jest zdecydowanie inny. Zamiast trudnych do dokręcenia dwóch śrub - z których jednej udało mi się nie dokręcić, co skończyło się upadkiem lampy - mamy tylko jedno pokrętło. A właściwie znany i raczej lubiany pokrętło-zastrzask, który zdecydowanie łatwiej z odpowiednią siłą dokręcić.

Cała konstrukcja jest też solidniejsza tam, gdzie powinna być solidniejsza, natomiast bardziej elastyczna w miejscach, gdzie musi dostosować się do kształtu punktu mocowania (w zestawie dwie gumy do ewentualnych redukcji). W rezultacie nie tylko XTR 04 bardzo łatwo zamontować, ale też trzyma się kierownicy sztywno i bez żadnych zarzutów. Nawet przy jeździe po wertepach nie miałem problem ze zmieniającym się kątem padania światła, a przy takiej mocy jest to istotne nie tylko dla nas, ale i dla osób z naprzeciwka.

Na dokładkę zostaje jeszcze system mocowania lampy na uchwycie. Zamiast tych nieszczęsnych śrub tutaj mamy tylko platformę na wsuw z dodatkową blokadą. Ma ona wprawdzie minimalny luz, ale w trakcie testów nie zauważyłem ani tego, żeby się powiększał, ani tego, żeby jakkolwiek wpływał na użytkowanie. Dodatkowo zdjęcie czy montaż lampy na uchwycie zajmuje sekundy albo wręcz ułamki sekund.

I na koniec chyba moja ulubiona funkcja - uchwyt XTR 04 pozwala na regulację także w poziomie, co jest doskonałą sprawą dla osób, które nie mają już miejsca na kierownicy na takie rzeczy (jak ja), natomiast mogą je zmieścić np. na lemondce (również jak ja). Mamy więc pełną kontrolę nad tym, jak i gdzie świecimy. Brawo.

Na nie:

Nie ma lekko

Solidna, aluminiowa obudowa, dodatkowa osłona z tworzywa sztucznego, sporawy ogólny rozmiar (119 x 43 x 36 mm) - to nie może być lekkie.

I nie jest. Sama lampa ma masę ok. 185 g, a z uchwytem mocującym z łatwością przekracza 200 g. Dla porównania, testowany przeze mnie wcześniej model Scream miał masę zaledwie... 89 g. Spora różnica.

Oczywiście sporo głównie wtedy, kiedy zależy nam na każdym gramie, który chcemy zrzucić z roweru. Wątpię, żeby komukolwiek w amatorskim zastosowaniu te dodatkowe 200 g (jeśli jeździliśmy wcześniej bez lampki) albo 100 g (jeśli wcześniej jeździliśmy z lampką) w jakikolwiek sposób przeszkodzi.

Ale uprzedzam - to jednak dość spora konstrukcja.

Trochę długo się ładuje

Długo, czyli ok. 6 godzin według specyfikacji producenta, która zresztą w dużej mierze pokrywa się z rzeczywistością. Trudno więc zakładać, że jeśli przypadkiem rozładujemy albo zapomnimy naładować XTR-a, to tuż przed wyjściem z domu naładujemy go do pełna. Nie, akumulator 18650 mAh, ładowany przez microUSB (albo w ładowarce, po wyjęciu z lampy) o pojemności 3400 mAh potrzebuje na to czasu.

Z drugiej strony - jest wymienny, więc co za problem mieć przy sobie (albo tym bardziej w domu) zapas kilku akumulatorów awaryjnych? Trudno zresztą traktować to ładowanie jako dużą wadę - ot, po prostu warto o tym pamiętać.

Przy okazji spory plus za tryb blokowania przypadkowego włączania lampy. Minimalizujemy dzięki niemu ryzyko, że dojedziemy na miejsce, wyjmiemy lampę np. z plecaka, a ta okaże się całkowicie rozładowana. Jest to dodatkowo o tyle istotny dodatek, że przycisk zasilania (jedyny zresztą na obudowie) wyraźnie wystaje poza obrys większej części urządzenia.

Z podłączonym powerbankiem nie pojedziesz

A przynajmniej mi się nie udało. Po podłączeniu ładowarki do lampy nie da się jej niestety uruchomić. Nie i już - żadna kombinacja wciskania przycisku głównego nie wywołała pożądanej reakcji.

Owszem, akumulator starczy na naprawdę długo, ale nie ma chyba jeszcze na świecie sprzętu elektronicznego, którego użytkownik nie byłby w stanie rozładować. I w tym przypadku - jeśli nie mamy dodatkowego akumulatora - po rozładowaniu zostanie nam stanie i czekanie, aż powerbank przepchnie do XTR-a prądu. Oczywiście stanie w ciemności, rozjaśnianej tylko w bardzo niewielki stopniu świecącym na czerwono przyciskiem zasilania.

Przy okazji - malutki minus dodatkowy. XTR 04 podaje informacje na temat naładowania (w trakcie łądowania) właśnie za pomocą diody pod przyciskiem. Czerwony - ładowanie, zielony - pełne naładowanie. Brakuje mi tutaj zdecydowanie jakiegoś dodatkowego koloru, np. żółtego, sygnalizującego, że dotarliśmy np. do 50 proc., co pozwoliłoby samodzielnie określić, czy możemy już ruszać w trasę. A żeby było śmieszniej - jeśli odłączymy lampę od ładowania włączymy, to wtedy już sygnalizacja poziomu akumulatora ma trzy stopnie - czerwony (0-39 proc.), zielony (40-79 proc.) i niebieski (80+ proc.). Nie można było przenieść tego też do trybu ładowania?

Czy warto?

Zacznijmy w podsumowaniu od jednego, czyli od ceny. Mactronic Noise XTR 04 kosztuje niemal 300 zł, co sprawia, że zdecydowanie nie jest to lampa rowerowa dla każdego. Z drugiej strony, to zaledwie 50 zł więcej od bardzo dobrego Screama 3.1 - możemy założyć, że tę kwotę dopłacamy za dużo, dużo, dużo lepszy system montażu i trochę większy zasięg (mimo teoretycznie odrobinę niższej mocy).

REKLAMA

Do tego dochodzi jeszcze świetna konstrukcja, odporność na niemal wszystko, wymienny akumulator zapewniający naprawdę długi czas świecenia i bardzo sensowny oraz solidny system montażowy.

To, co może zniechęcać, to przede wszystkim rozmiar i masa. Tylko czy w amatorskim zastosowaniu te niecałe 200 g robi różnicę? Śmiem wątpić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA