Darmowe Pokemon Masters już na iOS oraz Androidzie. To gra, w której kolekcjonuje się… trenerów Pokemon
Pokemon Masters to kolejna inicjatywa The Pokemon Company mająca promować znaną markę pośród tych graczy, którzy nie posiadają konsol Nintendo. Pomysł na najnowszą aplikację na pewno jest oryginalny.
W Pokemonach od zawsze chodziło o zbieranie stworków. Niezależnie czy mówimy o komórkowym Pokemon GO, klasycznych odsłonach na 3DS-a czy nawet dodatkach do paczek czipsów, powiększanie hodowli japońskich kreaturek było tym najbardziej uzależniającym mechanizmem serii Pokemon. Dlatego w Pokemon Masters również chodzi o kolekcjonowanie. Tyle tylko, że… ludzkich postaci z gier i bajek.
Sednem Pokemon Masters jest kolekcjonowanie trenerów Pokemon.
Oczywiście fabularna otoczka udaje, że wcale nie chodzi o niezgodną z podstawowymi prawami człowieka hodowlę ludzi. Posiadacze stworków rzekomo przyłączają się do naszej trzódki aby wspólnie brać udział w drużynowej lidze Pokemon. W mobilnym Pokemon Masters walczy się bowiem zespołowo: każdy trener wystawia tylko jednego stworka, a pojedynki są rozgrywane w jednoczesnym systemie 3v3.
To od gracza zależy, którzy trzej trenerzy staną do walki. Wyboru dokonujemy podobnie jak wybieramy Pokemony w klasycznych grach Nintendo. Do każdego trenera jest przypisany konkretny stworek, którego nie możemy zmienić (ale może on ewoluować). Oznacza to, że Brock zawsze będzie w parze z kamiennym Onyxem, a Misty z wodnym Starmie. Przed każdą walką możemy podejrzeć, jakiego typu Pokemony posiada wrogie trio i na tej podstawie dobrać optymalny skład.
Na to wszystko Pokemon Masters nakłada miłą dla oka, ale kompletnie zbędną otoczkę fabularną.
Każdy z trenerów dołączających do gracza ma swoje misje poboczne. Te w dużej mierze stanowią scenki dialogowe. To smaczek dla fanów serii Pokemon, ale zgaduję, że typowy gracz mobilny po czasie będzie błyskawicznie przewijał dialogi, licząc wyłącznie na nagrody. Tymi są najczęściej diamenty, za które kupujemy nowych trenerów do naszej gromadki. Oczywiście Pokemon Masters wprowadza mechanizm losowy - nigdy nie wiemy, która z postaci do nas dołączy.
Żeby było zabawniej, trenerzy są skatalogowani dokładnie tak samo jak Pokemony w klasycznych odsłonach serii. Każdy z nich ma swoją kartę w PokeDeksie (TrainerDeksie?), z krótkim opisem, ważnymi cechami i tak dalej. Na ten moment wszystkich postaci jest 65, ale producenci gry na pewno będą dodawać kolejnych trenerów. Wśród nich znajdują się popularne postaci z gier. W tym sami bohaterowie wcześniejszych odsłon głównej serii, a także ich najwięksi przeciwnicy.
Nie przewiduję sukcesu na miarę Pokemon GO, ale z tymi stworkami to nigdy nie wiadomo.
Gdy zajdę za skórę któremuś z redakcyjnych kolegów, ten z lubością wypomina mi, że nie przewidziałem sukcesu mobilnego Pokemon GO. Tak było w istocie. Sądziłem, że tytuł umrze śmiercią naturalną w kilka tygodni od swojej premiery. Zamiast tego aplikacja okazała się gigantycznym społecznym fenomenem, który wyprowadził na ulice miliony młodszych i starszych trenerów. Robiło to gigantyczne wrażenie.
Sukces Pokemon GO był niesamowity. Nie przewidziałem go, ponieważ oceniałem mobilną produkcję w kontekście klasycznej serii wydawanej na konsole Nintendo. Z tej perspektywy Pokemon GO było kiepską, prostą, nieskomplikowaną i najzwyczajniej w świecie nudną grą. Nie wziąłem jednak pod uwagę geograficzno-społecznościowego elementu. Tak naprawdę to właśnie on sprawił, że Pokemon GO okazał się hitem. Jako gra, aplikacja była kiepska. Jako przygoda w terenie, okazała się wiralowym fenomenem.
Czy podobnie będzie z Pokemon Masters? Znowu powątpiewam. Gra nie ma żadnego geolokalizacyjnego wyróżnika. Nie zmusza do biegania za stworkami przez miasto. To produkcja, w którą gra się na kanapie, w łóżku lub podczas wizyty w WC. Czy jednak nie lepiej wyjąć w takich okolicznościach Switcha albo 3DS-a i zagrać w „prawdziwe”, pełnoprawne Pokemony?