REKLAMA

Pytanie na otwarcie tygodnia: czy irytuje cię bałagan w typach ładowarek mobilnych? Komisja Europejska chce się za niego zabrać

Uwaga, w połowie tego tekstu zmieniam zdanie. Okazuje się bowiem, że sytuacja ze standardami ładowania nie jest tak idealna, jak uważałem do tej pory.

Czy irytują cię obecne standardy ładowarek urządzeń mobilnych?
REKLAMA
REKLAMA

Zaczęło się od podesłania przez czytelnika (dzięki Paweł) linku do ogłoszenia dotyczącego publicznych konsultacji KE w sprawie standardów ładowania urządzeń mobilnych. Na początku oburzyłem się, jak w ogóle unijni urzędnicy mają czelność wtrącać się w wolny rynek i narzucać jakiekolwiek standardy producentom sprzętów mobilnych.

Przecież obecnie i tak jest z tym nieźle - nowe smartfony mają złącze USB-C, trochę starsze - microUSB, Apple jak zwykle ma wszystko po swojemu, ale każdy fan tej marki zdaje sobie z tego sprawę i nikt przesadnie nie narzeka. Wszystko działa, konsultacje nie mają sensu, a Unia Europejska powinna zostać zniszczona*.

Potem przypomniałem sobie mroczne czasy sprzed ery smartfonów

W tamtych czasach nie było mowy o jakimkolwiek standardzie ładowania komórek. Jeśli ktoś dysponował ładowarką kompatybilną z twoim telefonem to była to sytuacja zbliżona do cudu i tak nieprawdopodobna, że można było potem opowiadać o niej na imprezach.

Trochę lepiej mieli tylko użytkownicy telefonów marki Nokia, ponieważ była to w miarę popularny producent, co oczywiście zwiększało szansę na to, że ktoś poratuje nas ładowarką. Inną kwestią jest to, że wyjeżdżając gdzieś na kilka dni, ładowarkę można było spokojnie zostawić w domu, bo ówczesne telefony komórkowe zużywały znacznie mniej energii. Ale patrząc na dzisiejsze możliwości tych urządzeń, bynajmniej nie tęsknię za tamtymi czasami.

Dzisiejsze standardy ładowania nie są takie złe

Starsze/tańsze smartfony wyposażone są obecnie w złącza microUSB. Jest ich oczywiście coraz mniej, ponieważ nowym i dynamicznie rozpowszechnianym obecnie standardem jest ładowanie przez złącze USB-C. Zresztą i tak, jeśli jesteśmy u kogoś w odwiedzinach i pojawia się awaryjna potrzeba naładowania naszego telefonu, to prawdopodobnie nasz gospodarz dysponujem obiema końcówkami. Także nie jest źle.

Nie oznacza to, że nie mogłoby być lepiej. Doszło to do mnie w trakcie pisania tego tekstu. Pakując się na wyjazd służbowy, w czasach cudownych standardów i tak muszę wrzucić do plecaka cztery ładowarki: do mojej smart-opaski, do Kindle'a, do smartfona i do mojej lustrzanki. Jedyne sprzęty w moim bagażu, które dzielą ten sam standard ładowania to smartfon i mój laptop. Czyli niby nie jest tak źle, ale i tak za każdym razem zabieram ze sobą cztery różne urządzenia do ładowania. Także dobrze też nie jest.

W moim idealnym świecie, każdy z moich powyższych sprzętów jest kompatybilny ze złączem USB-C, dzięki czemu do plecaka wkładam tylko jedną ładowarkę i jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie bardzo mam tylko pomysł, jak wymusić tę ideę na producentach. Canon musiałby na przykład wypuścić na rynek zupełnie nowy model ładowarki do mojego leciwego modelu aparatu. Producent mojej fit-opaski zaraz zacząłby protestować, że USB-C nie zmieści się fizycznie na tym konkretnym modelu urządzenia, a Amazon uznałby, że skoro ktoś z Europy próbuje wpłynąć na jego proces produkcyjny, to nie będzie sprzedawał swoich czytników e-booków na naszym kontynencie.

Jest jeszcze jedna kwestia - producenci niektórych akcesoriów twierdzą, że stosują microUSB ze względu na koszty i nie przechodzą na USB-C, aby uniknąć niepotrzebnego podnoszenia cen swoich urządzeń.

Zaś na tle wszystkich innych mobilnych gadżetów, standardy ładowania w smartfonach nie wydają się być szczególnie problematyczne. Niemniej jednak nadal chciałbym mieć jedną ładowarkę do wszystkiego.

REKLAMA

Pytanie na otwarcie tygodnia brzmi: czy irytuje cię bałagan w typach ładowarek mobilnych? Masz pomysł, jak go rozwiązać?

*napisałem to ironicznie, ponieważ jestem fanem memów z Januszem Korwinem-Mikke.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA