Jak to szło - „What Happens on Your iPhone, Stays on Your iPhone”? Apple przyłapany na podsłuchiwaniu
Nie tylko Google. Święty Apple od Prywatności też cię słucha, nawet jeśli o tym nie wiesz.
Niecałe trzy tygodnie temu Google zebrał od mediów na całym świecie srogą burę. Gdy wyszło na jaw, że kontraktorzy firmy słuchają nie tylko tego, co pada po Hej Google, ale także pozornie losowych urywków naszych codziennych rozmów, firma musiała się szybko wytłumaczyć na blogu ze swoich działań. Tłumaczyła się za siebie, ale na dobrą sprawę, powinnabyła za całą branżę.
Dziś tyłek na medialne lanie wystawia Apple.
Gumowe uszy asystentów głosowych
Do udoskonalania działania asystentów głosowych zatrudniani są ludzie. Wielkie firmy technologiczne płacą zewnętrznym kontraktorom, żeby ci pomagali im szkolić niedoskonałą jeszcze technologię rozpoznawania naturalnej mowy. Ci biedni ludzie siedzą i godzinami słuchają tego, jak próbujecie zamówić taksówkę, pizzę lub dowiedzieć się, jak będzie wyglądał kolejny iPhone. Problem polega na tym, że od ich uszu dochodzą także inne informacje. Takie, do których teoretycznie nie powinni mieć dostępu. Obcy ludzie słyszą, jak uprawiacie seks, jak opowiadacie nieco sprośną i wstydliwą historię z poprzedniego weekendu, jak zwierzacie się z problemów zdrowotnych swojemu lekarzowi, jak omawiacie sprawy firmowe swoich klientów – słowem wszystko, co może zostać nagrane przez asystenta przypadkiem.
Kontraktorzy oceniają te nagrania. Sprawdzają, czy asystent został uruchomiony poprawnie, czy przez przypadek, czy dobrze zrozumiał polecenie, czy dobrze odpowiedział. I choć firmy zarzekają się, że nagrania przez nie wysyłane są anonimowe, to nie mogą tego wiedzieć z pewnością. Fakt, że nie dołącza się do nich na przykład Apple ID, nic nie zmienia. Informacje na nagraniach mogą demaskować konkretne osoby. Kontraktor, z którym rozmawiał the Guardian, mówi, że na podstawie danych, które dostaje z nagraniem i informacji, które słyszy, mógłby zidentyfikować konkretne osoby.
Błędy będą się zdarzały, pytanie jak skutecznie chcemy się przed nimi bronić.
Nie jestem tak naiwna, by nie wiedzieć, że błędy, szczególnie w wypadku niedoskonałej jeszcze technologii, którą nadal jest rozpoznawanie mowy, zdarzają się i będą się zdarzać. Z jednej strony klienci chcą, żeby asystenci byli w stanie rozpoznać „Hej Siri”, kiedy mówią to z ustami pełnymi kanapki z serem, z drugiej dziwią się, że asystent wyłapuje zbyt wiele. W takich warunkach przypadkowe nagrania muszą się pojawić, problemem jest ich częstotliwość. Według sygnalisty Gaurdiana jest ich dużo, Apple nie komentuje, jak wiele.
Obie złapane za rękę firmy podkreślają, że wysyłają do kontraktorów tylko ułamek tego, czym dzielimy się, świadomie lub nie, z asystentami. Apple precyzuje, że wysyła mniej niż jeden procent nagrań. Powinniśmy jednak wiedzieć, jak wiele z tego to nagrania zgromadzone przez przypadek. Dzięki temu będziemy mogli ocenić, czy firmy na pewno robią wszystko, co w ich mocy, by te liczby zminimalizować i bardziej chronić naszą prywatność i nasze dane.
Google i Alexa pozwalają przynajmniej choć częściowo kontrolować przesyłanie danych na serwery firmy, Apple nie.
Firmy technologiczne i ich klienci pracują na innym paradygmacie prywatności.
Żyjemy w różnych światach. Posługujemy się ołówkami, które nie zbierają o nas danych, nasze proste łóżka nadal nas nie podsłuchują, nawet znane z wysokiego IQ, zachwalanego w reklamach, proszki do prania nie gromadzą o nas informacji. To jest nasza rzeczywistość, ta w której się urodziliśmy, dorastaliśmy i jeszcze żyjemy. Rzeczywistość pełna analogowych głuptaków, które nie są podłączone do sieci, nie mają mikrofonów i nic nie zapisują na dysku. Do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Naszą normalnością jest prywatność. I bardzo łatwo to wykorzystać, bo świat nowych technologi… cóż on działa zupełnie inaczej.
W nim podsłuchiwanie, zapisywanie, śledzenie, nagrywanie, czy gromadzenie danych w jakikolwiek inny sposób to oczywistość. Ich normalnością jest gromadzenie. Do niego są przyzwyczajeni. I ta niekompatybilność światów ma swoje konsekwencje.
Zrzeczenie się prywatności na korzyść magicznego wytrychu poprawiania usług, to często nie wynik dobrej woli użytkownika, ale efekt niewiedzy lub zmęczenia ciągłym grzebaniem w milionie ustawień, które pozwolą wyłączyć śledzenie. Firmy zmieniły prywatność z opt-out na opt-in. Zrzeczenie się swoich danych jest ustawione domyślnie.
Apple miał być inny.
Nie jest.