Nowa mapa do Battlefield V jest prześliczna. Tylko jeden element doprowadza mnie do szału
Ropa. Według wielu historyków surowiec ważniejszy od zasobu ludzkiego i klucz do wygrania drugiej wojny światowej w konwencjonalny sposób. To właśnie ze względu na ropę Hitler wydał rozkaz ataku na popularną grecką wyspę Kretę, bojąc się o zakłócanie dostaw paliwa z Rumunii. Interpretacji tych wydarzeń można od teraz doświadczać w Battlefield V.
Merkury to zupełnie nowa mapa, która właśnie pojawiła się w Battlefield V. Jej nazwa pochodzi od Operacji Merkury - ataku niemieckich sił z 1941 r. na grecką Kretę. Wyspa miała bowiem strategiczne znaczenie. Gdyby znajdowała się w posiadaniu aliantów, z jej lotnisk mogłyby podnosić się bombowce zakłócające dostawy ropy z rumuńskiego Ploeszti. Z tego powodu Hitler zatwierdził okupiony wielkimi stratami atak sił powietrznodesantowych, w którym wzięło udział 23 000 niemieckich żołnierzy.
Niemieckie dywizje lotnicze spodziewały się szybkiego zwycięstwa. Chociaż Brytyjczyków i Greków było dwukrotnie więcej, wojska aliantów cierpiały na niedozbrojenie oraz wyposażenie w przestarzały sprzęt. Stacjonujące na wyspie siły obrońców posiadały jednak solidnego asa w rękawie - informacje. Brytyjskiemu wywiadowi udało się ustalić dokładne miejsca lądowania niemieckich skoczków, a także czas inwazji sił morskich. Wermacht chciał zaskoczyć aliantów, ale ostatecznie to alianci zaskoczyli Wermacht.
20 maja 1941 r. poranne niebo nad Kretą pociemniało od ponad 10 000 spadochronów.
Na niemieckich skoczków czekali obrońcy, zajmując strategiczne miejsca na wzniesieniach. Brytyjczycy i Grecy przywitali nazistów zaciekłym ogniem powodującym gigantyczne straty. Do tego sprzęt mający zapewniać Niemcom łączność został zniszczony pierwszego dnia inwazji. Chociaż Luftwaffe zdobyło niepodważalną przewagę w przestworzach, alianci bronili się bardziej zaciekle niż zakładał niemiecki sztab.
Hitlerowcy mieli wejść jak do siebie. Tymczasem Grecy i Brytyjczycy walczyli o każdy metr ziemi. Wyspa została zdobyta dopiero po dziewięciu dniach konfliktu. W ciągu tego czasu zginęło prawie 3500 Niemców oraz 4000 aliantów. Siły brytyjskie oraz greckie zostały ewakuowane do Egiptu. Hitler nie miał jednak powodów do radości. Straty wynoszące 350 samolotów oraz 3500 żołnierzy sprawiły, że Fuhrer odstąpił od powietrznej inwazji na Maltę i Cypr. Dzięki temu Brytyjczycy dalej mogli działać w obszarze Morza Śródziemnego.
Mapa Merkury pojawiła się w grze Battlefield V jako darmowe rozszerzenie.
To pierwsza nowa mapa od wielu miesięcy, która powstała z myślą o klasycznym module wieloosobowym. Na Merkurym zagramy w trybach Podboju oraz Przełamania, przy użyciu piechoty, czołgów i samolotów. Niestety, nowa arena nie oferuje żadnych maszyn umożliwiających toczenie wojny na morzu. Zapomnijcie o łodziach, krążownikach czy barkach. Chociaż piękna plaża jest na wyciągnięcie ręki, wszystkie łajby zostały zacumowane na amen. Wielka szkoda. Po cichu liczyłem, że Merkury będzie wprowadzał do BFV pierwsze mechanizmy nawodnej rozgrywki.
Skoro zacząłem już od marudzenia, brakuje mi również możliwości wykonania skoku spadochronowego. Merkury nie jest częścią żadnej Operacji. Co za tym idzie, twórcy nie zadbali o filmowe otwarcie każdej bitwy. Gracze po niemieckiej stronie odradzają się po prostu na płycie lotniska, a następnie biegną żmudne kilkadziesiąt sekund w kierunku plaży, portu oraz malowniczego miasteczka. Czegoś tutaj ewidentnie brakuje. Arena posiada najnudniejsze punkty startowe ze wszystkich dotychczasowych map.
Mimo mankamentów Merkury może być jedną z najlepszych map w Battlefield V.
Siła tej areny tkwi w trzech elementach. Po pierwsze, nowy obszar jest wertykalnie zróżnicowany. Różnica między najniższym i najwyższym punktem wydaje się naprawdę znaczna. Co za tym idzie, mapa jest nie tylko dobrym miejscem dla snajperów, ale również motywuje do zaciętej walki piechoty o urwiska. Obie strony chcą zajmować jak najwyższe punkty. Paradoksalnie odciąga to walkę od malowniczej plaży, będącej wizualnym sercem mapy. Ciekawy zabieg, który dobrze rozciąga graczy po arenie.
Po drugie, Merkury to świetny plac manewrowy dla samolotów. Otwarta, otulona wzgórzami plaża sprawia, że podejście dla bombowców jest banalnie proste. Jeszcze prostsze jest wypatrzenie tychże bombowców przez pilotów myśliwców. Powietrzne starcia są czyste i swobodne. Wolnej przestrzeni jest masa, co docenią mniej utalentowani piloci. Gorzej wypadają starcia czołgów. Pochyły teren sprawia, że część areny jest stale poza zasięgiem lufy czołgu znajdującego się na idealnie płaskiej nawierzchni. Stalowe bestie nigdy nie mogą czuć się na Merkurym przesadnie pewnie.
Po trzecie w końcu, nowa lokacja jest przepiękna wizualnie. Żywa, słoneczna i bardzo kolorowa. Błękitne wody i złote plaże Krety potężnie kontrastują z brudną, krwawą dolą gracza. Ten kontrast nie przeszkadza, ale nadaje mapie unikalnego charakteru. Wiem, że duża cześć społeczności Battlefielda chce więcej mrocznych, ciemnych i zniszczonych map. Merkurego nie da się jednak nie lubić. Trafiając do greckiego nadbrzeżnego miasteczka człowiek od razu pogodnieje, myśląc o zbliżającym się urlopie.
Tylko ta cholerna wysepka... doprowadza mnie do szału.
W Battlefield V próżno szukać pojazdów morskich. Oznacza to, że DICE traktuje bardzo po macoszemu wszystko, co znajduje się poza suchym lądem. Boleśnie przekonałem się o tym broniąc Krety. Nieopodal głównej plaży znajduje się bowiem wysepka. Od brzegu dzieli ją jakieś kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt metrów. Niestety, wystająca ponad poziom wody ziemia leży już poza terenem gry. Gdy zaczynam płynąć w jej kierunku, pojawia się frustrujący komunikat o dezercji, a system uruchamia licznik respawnu. Fatalna, fatalna decyzja.
Owa wysepka aż się prosi, żeby obsadzić ją broniącymi się Brytyjczykami. To specyficzne miejsce byłoby bardzo ciekawym punktem snajperskim. Jednocześnie miejsce jest na tyle blisko brzegu, że kwestia przemieszczenia nie byłaby wielkim problemem. Uwzględnienie tego obszaru jeszcze bardziej podkreślałoby nadmorski charakter nowej lokacji. Fakt, że nie możemy się na nią dostać, doprowadza mnie do szału. Zresztą, spójrzcie na wykonany przeze mnie zrzut ekranu. Przecież ona jest na wyciągnięcie ręki... mam wrażenie, że dostanie się na wysepkę nie byłoby problemem ani w BF1, ani w BF4.
Dobra robota DICE. Ale to nie wystarczy.
Jedna świeża mapa w pół roku od premiery gry to stanowczo za mało. Po takim samym czasie BF1 miał już pięć nowych aren. Tymczasem DICE trwoniło zasoby na tryb battle royale oraz średnio udane misje kooperacyjne. Nowa zawartość w dużej mierze rozmijała się z oczekiwaniami wiernych fanów, którzy chcieli po prostu więcej klasycznych map, broni, pojazdów i stron konfliktu. Dlatego liczę, że Merkury to dopiero początek nowej, dobrej passy producentów.
Wiadomo już, że Battlefield V będzie jedną z gier prezentowanych podczas pokazów EA Play. Liczę, że DICE pochwali się wtedy nie tylko kolejną areną dla 64 graczy, ale całym pakietem map związanych z nową stroną konfliktu. Najlepiej niech będą to Sowieci albo Amerykanie. Już zbyt długo czekam, aby usłyszeć w Battlefield V charakterystyczny dźwięk wylatującego ładownika od karabinu M1 Garand.
PS. Na mapie Merkury można znaleźć delfiny podczas nurkowania w wodach Krety. 10/10.