Brylowanie w benchmarkach to nie wszystko. Meizu 16S - pierwsze wrażenia
Budzi nie mniejsze emocje niż OnePlus czy Xiaomi, choć aspiruje do rywalizowania z największymi. Sprawdziłem, jak nowy Meizu 16S spisuje się na co dzień.
O tym telefonie było głośno na długo przed premierą i w zasadzie już kilka tygodni temu wiedzieliśmy o nim prawie wszystko. Symetryczne ramki, urodziwa obudowa, potężna specyfikacja - to nic nowego. Wielką niewiadomą było przełożenie tej suchej specyfikacji na codzienne użytkowanie.
Spędziłem z Meizu 16S kilka dni przed premierą, aby się o tym przekonać.
Premium, czy nie premium - oto jest pytanie
Na papierze Meizu 16S nie ustępuje topowym rywalom, to w praktyce po wzięciu go do ręki widać od razu, gdzie poczyniono oszczędności, by obniżyć cenę urządzenia. I choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, nie da się powiedzieć, że Meizu 16S wykonany jest równie dobrze, co Galaxy S10, iPhone XS czy chociażby OnePlus 6T.
Telefon nie jest ogromny, więc pewnie leży w dłoni i nawet jakoś przesadnie się w niej nie ślizga. Czuć jednak, że „to nie to”. Aluminiowa ramka nie jest tak solidna jak u topowych rywali i sprawia wrażenie produktu z odzysku (co nie byłoby złe, wprost przeciwnie, ale tutaj ma raczej pejoratywne znaczenie).
Spasowanie elementów również pozostawia nieco do życzenia – przyciski mają nienajlepszy skok, a do tego między nie a ramkę dostają się drobinki brudu, które potrafią odrobinę przyblokować przycisk. Skoro o brudzie mowa, to wkrada się on też przerwę między aluminiową ramką a pleckami. Nie jest to przesadnie widoczne po kilku dniach, ale po kilku miesiącach może zacząć uwierać.
Ten brak dbałości o szczegóły jest o tyle przykry, iż plecki Meizu 16S wykonane są z ceramiki, która jest odporna na zarysowania i pięknie załamuje odbite światło.
Przed premierą dużo mówiło się o symetrii Meizu 16S. I faktycznie, ramki są symetryczne, nie tylko na bokach, ale i pod/nad ekranem. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby ta symetria mi się jakoś przesadnie podobała. Cieszy brak notcha, ale jak na 2019 r. te ramki są po prostu za grube. Nie mówiąc o tym, że LG V30 już dwa lata temu był równie „symetryczny”, a ramki miał cieńsze.
Można polemizować, że dzięki grubszym ramkom Meizu zmieściło głośniki stereo w modelu 16S, ale to żaden argument. Bo raz, że górny grill nie ma swojego odbicia pod ekranem (drugi głośnik znajduje się na krawędzi obudowy), a dwa, że… prawdę mówiąc, te głośniki grają na tyle słabo, że trudno nazwać je zaletą.
Ekranowi również bliżej do średniej półki
Meizu 16S wyposażono w panel AMOLED o przekątnej 6,15” i rozdzielczości 2244 x 1080 px. Na pierwszy rzut oka (czy raczej obiektywu, który nie dogaduje się z tego typu układem pikseli), jest to matryca pentile i to nie najwyższej jakości. Ekran jest blady, kolory nieco przytłumione, kąty widzenia gorsze, niż można by się spodziewać po telefonie tej klasy.
Szkoda, bo brak wcięć i otworów w ekranie to bardzo duży plus, ale niknie on w zestawieniu z faktem, że tej klasy wyświetlacz spodziewałbym się zobaczyć w telefonie dwukrotnie tańszym, nie w topowym urządzeniu jak Meizu 16S.
Ekran ma jeszcze jedną wadę – to ukryty pod nim czytnik linii papilarnych.
Optyczny skaner jest umiejscowiony w dość wygodnym miejscu, ale jego działanie można podzielić na złe i bardzo złe momenty. Zaznaczam, że ta kwestia może jeszcze ulec zmianie wraz z aktualizacją oprogramowania, ale na dzień premiery czytnik linii papilarnych w Meizu 16S zawodzi w 9 na 10 przypadków.
Pod tym względem Meizu 16S nie jest jednak wyjątkowy. Czytniki w ekranie są słabe niezależnie od półki cenowej smartfona i póki co żaden telefon nie przekonał mnie, że powinniśmy się godzić na to rozwiązanie.
Pod maską jest więcej niż dobrze
Podejrzewam, że potencjalni nabywcy Meizu 16S będą skłonni przeboleć wszystkie powyższe minusy (a może nawet ich nie zauważą…), w zamian za surową moc obliczeniową drzemiącą w tym telefonie, który już przed premierą zdobył tytuł króla AnTuTu, uzyskując jeden z najwyższych wyników w historii jego pomiarów - 374190 punktów.
Syntetyczne benchmarki są marnym wyznacznikiem rzeczywistych możliwości smartfona, ale muszę przyznać, że Meizu 16S mocy nie brakuje. Trudno żeby było inaczej, skoro napędza go Snapdragon 855, wspierany przez 6 GB RAM-u i 128 GB pamięci na dane (dostępny jest też wariant 8/256 GB).
Od strony płynności pracy, szybkości ładowania aplikacji, etc., Meizu 16S spisuje się wzorowo. Powiedziałbym nawet, że lepiej od niektórych znacznie droższych urządzeń.
Obawy rodzi stosunkowo niewielki akumulator – 3600 mAh – ale używałem telefonu zbyt krótko, by wydać na jego temat jednoznaczny werdykt. Przy oszczędnym użytkowaniu, jakim poddałem go do tej pory, kończył dzień z ok. 30 proc. naładowania. Zobaczymy, ile z tego zostanie w intensywne dni.
Nie da się nie zauważyć, że Meizu 16S pochodzi z Chin.
Nakładka Flyme nałożona na Androida 9.0, pod kontrolą której pracuje Meizu 16S, prezentuje typowo chińskie podejście do Androida, tak jak wszystkie EMUI, MIUI, czy inne Color OS-y. Mamy więc kolorowe, niespójne ikony, brak szufladki aplikacji, absolutne przeładowanie opcjami i dość agresywne ubijanie procesów w tle, mające na celu wydłużenie czasu pracy na jednym ładowaniu. Nie zabrakło też misz-maszu aplikacji producenta i Google’a, oraz obowiązkowego, bonusowego sklepu z aplikacjami, z którego nikt nie skorzysta, bo i po co.
Osobiście nie trawię żadnego z tych inspirowanych iOS-em potworków, ale spośród nich wszystkich chyba tylko EMUI jest bardziej cywilizowane od Flyme. Chcę przez to powiedzieć, że pomijając fikuśną kolorystykę i kilka zbędnych aplikacji, ta „chińskość” w niczym nie przeszkadza na co dzień. A po podmianie launchera na inny Flyme w ogóle nie wchodzi w drogę i nie sprawia też wrażenia ociężałego.
Aparat… jest. I tyle na razie o nim powiem.
Główna jednostka ma 48 Mpix i optyczną stabilizację, wspiera ją zaś sensor 20 Mpix umożliwiający zoom optyczny. Przedni aparat ma rozdzielczość 20 Mpix. Póki co nie mogę powiedzieć o jakości aparatu i wykonywanych nim zdjęć nic więcej, gdyż natrafiłem na pewne trudności na etapie pierwszych wrażeń.
Telefon, który trafił do mnie na testy, ewidentnie nie pracuje pod kontrolą skończonej wersji oprogramowania i jest to najbardziej widoczne w przypadku aparatu.
Póki co, rezultaty drastycznie różnią się od tego, co widać na ekranie podczas robienia zdjęć, slider zoomu się gubi, aplikacja aparatu notorycznie zawiesza, a tryb portretowy dla selfie próbuje na siłę upiększać fotografowaną twarz, pomimo wyłączenia tej opcji w ustawieniach.
Dlatego też z finalną oceną wstrzymam się do czasu, aż Meizu udostępni stosowną aktualizację, by zaradzić tym bolączkom.
Meizu 16S nie podbił mojego serca. Co nie znaczy, że nie podbije twojego.
Uczciwie powiem, że Meizu 16S mnie nie porwał. Może dlatego, że dawno wyrosłem ze stawiania specyfikację techniczną ponad wszystko, a bardziej od AnTuTu liczy się dla mnie przyjemność z użytkowania i dopieszczenie detali – a tego niestety brakuje.
Gdybym dziś miał ocenić Meizu 16S jednym słowem, byłoby to „nieoszlifowany”. Wiele jest tu bowiem aspektów, w których nowy Meizu mógłby się wyróżniać, ale zabrakło finalnego dopieszczenia detali i odrobinkę wyższej jakości.
Meizu 16S jest też o tyle problematycznym urządzeniem, iż gdy trafi do Polski pod koniec drugiego kwartału 2019 r., ma kosztować niemało.
Oficjalny polski dystrybutor - firma MaxCom - podał informację, iż przewidywana cena Meizu 16S na polskim rynku to 2500-3000 zł. To znacznie mniej, niż za swoje sztandarowe urządzenia życzą sobie Samsung, Huawei czy Apple, ale też niebezpiecznie blisko Xiaomi i OnePlusa.
Meizu 16S bije jednakże na papierze obydwu konkurentów. Jeśli więc topowe miejsce w syntetycznym benchmarku jest dla najwyższym wyznacznikiem jakości urządzenia – Meizu 16S jest dla ciebie.
Czy w innym przypadku warto w ogóle zawracać nim sobie głowę? Tego jeszcze nie wiem. Z ostatecznym werdyktem wstrzymam się do pełnej recenzji.