Samsung Galaxy S10e to najlepsza wersja S10. Recenzja po dwóch tygodniach używania
Używałem wszystkich smartfonów serii Samsung Galaxy S, ale z żadnego nie korzystało mi się tak dobrze, jak z Galaxy S10e.
Tegoroczna linia Samsunga Galaxy S jest wyjątkowa, bo zobaczyliśmy aż cztery Galaxy S10. Poza wariantem standardowym i tym z plusem mamy też niedostępnego w Polsce Galaxy S10 5G oraz niepozornego Galaxy S10e.
Harder, better, faster, stronger.
Powiedzieć, że Samsung przez lata przyzwyczajał nas do coraz większych ekranów, to nic nie powiedzieć. Koreańczycy dosłownie stworzyli kategorię dużego smartfona za sprawą serii Note. Przez ostatnią dekadę nawet ludzie średnio zorientowani w technologiach zauważyli, że Samsung potrafi robić smartfony „naj” - największe, najmocniejsze, najbardziej naszpikowane dodatkowymi funkcjami, a w końcu najdroższe (wyłączając jedynie iPhone’a).
Ten wyścig o coraz lepsze cyferki zaczynał być nieco męczący, szczególnie na co dzień. Próbowaliście kiedyś wyjąć z kieszeni spodni Samsunga Galaxy Note 9 siedząc w aucie? Jeśli tak, wiecie, co mam na myśli.
Na tym tle Galaxy S10e jest urządzeniem wyjątkowym, bowiem jest naprawdę poręczny. Jednocześnie nie jest też „naj”, a przynajmniej nie pod każdym względem.
Patrząc na specyfikację, można dojść do wniosku, że S10e to taki „gorszy S10”. Nic bardziej mylnego.
Lista braków Samsunga Galaxy S10e względem większych braci jest spora:
- Galaxy S10e ma mniejszy ekran,
- Galaxy S10e ma niższą rozdzielczość,
- Galaxy S10e ma mniej RAM-u w bazowej wersji,
- Galaxy S10e ma aparat pozbawiony jednego obiektywu,
- Galaxy S10e nie ma zakrzywionych krawędzi ekranu,
- Galaxy S10e nie ma skanera linii papilarnych w ekranie,
- Galaxy S10e ma znacznie mniejszy akumulator.
Jest też jedna zaleta: Galaxy S10e jest wyraźnie tańszy od większych braci. Choć bynajmniej nie jest tani.
To wszystko brzmi kiepsko, prawda? Na papierze faktycznie ten smartfon nie prezentuje się zachwycająco, ale po dwóch tygodniach używania go wiem jedno.
Gdybym kupował nowy smartfon Samsunga, prawdopodobnie wybrałbym właśnie Galaxy S10e.
Dwutygodniowy test Samsunga Galaxy S10e był bardzo odświeżającym doświadczeniem. W końcu powstał smartfon, który nie jest karykaturalnie wielki, a jednocześnie jest flagowcem w pełnym tego słowa znaczeniu.
Tak, Galaxy S10e nie ma żadnych kompleksów na tle większych braci. Choć lista braków na papierze może zniechęcać, to w rzeczywistości okazuje się być zupełnie nieistotna:
- mniejszy ekran wcale nie jest mały, bo ma 5,8 cala,
- niższej rozdzielczości zupełnie nie widać, bowiem mamy tu zagęszczenie pikseli wynoszące aż 435 ppi, a 2280x1080 pikseli to zupełnie wystarczająca wartość,
- 6 GB RAM-u to aż o 2 GB mniej niż w większych S10, ale tej różnicy na co dzień po prostu nie czuć,
- aparat nie ma teleobiektywu, ale ma ultra szeroki kąt, który w mojej opinii jest znacznie bardziej przydatny w smartfonie,
- brak zakrzywionych krawędzi okazuje się być nie wadą, a zaletą,
- podobnie jak czytnik linii papilarnych w przycisku, dzięki czemu jest szybszy i bardziej niezawodny,
- mniejszy akumulator to fakt i jest to realny, choć właściwie jedyny problem Samsunga Galaxy S10e.
Samsung Galaxy S10e kapitalnie leży w dłoni.
Nareszcie mogę sięgnąć do górnej belki bez ekwilibrystyki kciuka. Do tego nowa nakładka systemowa One UI sprawia, że rzadziej muszę sięgać górnej krawędzi, choć w wielu aplikacjach nadal jest to niezbędne.
Poza tym Samsung Galaxy S10e jest po prostu bardzo ładnym smartfonem. Płaski ekran zupełnie nie odbiera mu uroku, a może jest nawet wręcz przeciwnie. Wąskie ramki mają identyczną grubość po bokach i na górze, co nadaje urządzeniu świetny wygląd. Szkoda jedynie, że dolna ramka jest nieco grubsza, co jest dość sporym nieporozumieniem w tej klasie smartfonów, tym bardziej, że przez dwie ostatnie generacje Samsung przyzwyczaił nas do symetrii. A jak sprawdza się otwór w ekranie? Po dwóch dniach przestałem go zauważać.
A sama jakość ekranu? Jest po prostu nieziemska. Panel Dynamic AMOLED robi przeogromne wrażenie, szczególnie jeśli ustawimy „żywy” tryb wyświetlania kolorów. Maksymalna jasność stoi na bardzo wysokim poziomie, więc nie będzie żadnych problemów z obsługą latem, w pełnym słońcu. Obcowanie z tym ekranem to czysta przyjemność.
Wielką zaletą Galaxy S10e są boczne ramki. Dzięki płaskiej konstrukcji ekranu aluminiowa ramka jest szersza, a to sprawia, że Samsunga Galaxy S10e można podnieść z blatu znacznie łatwiej niż większe eski. Smartfon leży też w dłoni dużo pewniej, tym bardziej, że jest niewielki.
Czytnik linii papilarnych sprawdza się lepiej niż w S10 Plus, ale nadal nie jest ideałem.
Czytnik linii papilarnych w Samsungu Galaxy S10e mieści się w bocznym przycisku zasilania, co byłoby bardzo wygodną i ergonomiczną pozycją gdyby nie fakt, że czytnik jest umieszczony odrobinę za wysoko. Na szczęście jest dobrze wyczuwalny. Można się do niego przyzwyczaić, ale wygodniej byłoby mieć go niżej. Szybkość działania jest natomiast świetna. Wystarczy dosłownie musnąć palcem po powierzchni czytnika, by odblokować urządzenie.
Czytnik obsługuje też gest przesunięcia palcem w dół, co powoduje ściągnięcie belki powiadomień. Ta funkcja w praktyce sprawdza się dość kiepsko, bowiem często wykonujemy gest przypadkiem chcąc odblokować lub zablokować urządzenie. W praktyce lepiej wypada ten sam gest, tyle że wykonywany na powierzchni ekranu.
Po drugiej tronie smartfona znajdziemy fizyczny przycisk asystenta Bixby. Sam asystent nadal nie zna języka polskiego i jest tylko ubogim krewnym Asystenta Google, więc najlepiej jest przemapować przycisk. W ustawieniach znajdziemy taką funkcję. Możemy wymusić uruchamianie Bixby podwójnym wciśnięciem przycisku, a do pojedynczego wciśnięcia możemy przypisać dowolną aplikację.
Działanie? To rakieta, a nie smartfon.
Samsung Galaxy S10e jest wyposażony w procesor Exynos 9820, czyli odpowiednik najnowszego Snapdragona 855. Jest to ten sam układ, który znajdziemy w większych Galaxy S10. W praktyce sprawdza się on rewelacyjnie i nie sposób narzekać na wydajność czy jakość pracy smartfona. To urządzenie na pewno posłuży kilka długich lat.
Do tego nowa nakładka systemowa One UI jest świetnie zaprojektowana i uważam, że jest to najlepsza nakładka na Androida. Aplikacje systemowe są zaprojektowane do obsługi kciukiem, a do tego znajdziemy tu wiele opcji personalizacji smartfona.
Przykładowo, można włączyć obsługę gestami zamiast przyciskami ekranowymi, choć to rozwiązanie dość niestandardowe, bo wszystkie gesty wykonujemy przesuwając palec w górę. Przesunięcie na środku ekranu to odpowiednik przycisku home, a przesunięcie w górę przy krawędzi to powrót albo widok multitaskingu (można skonfigurować która funkcja ma być po lewej, a która po prawej). Na ekranie mogą się wyświetlać wąski paski symbolizujące trzy przyciski, ale możemy je też zupełnie ukryć.
Aparat to klasa sama w sobie.
Samsung Galaxy S10e ma dwa obiektywy: standardowy i ultraszerokokątny. W praktyce taki układ sprawdza się nawet lepiej, niż kombinacja podstawowego kąta widzenia i teleobiektywu. Ultra szeroki kąt ma pole widzenia o rozpiętości aż 123 stopni, co naprawdę robi wrażenie. Efektem ubocznym jest dość spore zniekształcenie beczkowe przy krawędziach, więc trzeba uważać przy zdjęciach architektury. Szerokokątny moduł ma 16 megapikseli, jasność f/2.2, ogniskową 12 mm i wielkość piksela wynoszącą 1 mikrometr.
Najważniejsze jest jednak to, że ultraszerokokątny obiektyw przeważnie nie odstaje jakością od głównego modułu. W innych smartfonach często bywa tak, że najszerszy obiektyw wygląda jak sprzęt z zupełnie innej bajki. Nie tym razem. W S10e całość jest świetnie zbalansowana.
Z kolei główny aparat to crème de la crème fotografii mobilnej, który zapewni świetną jakość zdjęć nawet w trybie automatycznym i w rękach zupełnego amatora. Moduł ma 12 megapikseli, regulowaną przysłonę f/1.5 - f/2.4, ogniskową 26 mm i wielkość piksela 1,4 mikrometra.
Jedyną poważną wadą jest czas pracy na jednym ładowaniu.
To jedyny, za to bardzo poważny problem Samsunga Galaxy S10e. Cztery godziny - a często nawet nieco mniej - pracy na ekranie to naprawdę za mało. Przy aktywnym używaniu smartfona na pewno trzeba będzie go ładować w ciągu dnia. Z kolei przy leniwej sobocie, kiedy naprawdę rzadko korzystałem ze smartona, przed północą miałem już tylko kilka procent poziomu naładowania.
Na szczęście smartfon obsługuje szybkie ładowanie, w tym ładowanie bezprzewodowe. Przy dłuższych wyjściach w miasto trzeba wyrobić w sobie nawyk zabierania ładowarki lub powerbanku.
Samsung Galaxy S10e ma też funkcję bezprzewodowego ładowania zwrotnego, ale z uwagi na słaby akumulator jest to rozwiązanie niepraktyczne. No chyba, że na noc podłączymy smartfon przewodem do ładowania, a jednocześnie będziemy bezprzewodowo ładować np. zegarek.
Podsumowując: jeśli Galaxy S10, to w wersji „e”.
Nie sądziłem, że Galaxy S10e tak bardzo przypadnie mi do gustu. Kiedy przez tydzień testowałem równolegle wersje „e” i „+”, po dwóch dniach przełożyłem kartę SIM do mniejszego wariantu. Tak, wersja z plusem jest pod każdym względem „naj”, ale jednocześnie jest dość przewidywalna. Z kolei Galaxy S10e to coś nowego, bardzo odświeżającego i wyjątkowo praktycznego.
Na koniec zostawiam kwestię ceny. Samsung Galaxy S10e kosztuje obecnie ok. 3100 zł. To sporo, ale jednocześnie o 600 zł mniej od bazowej wersji S10 i aż o 1100 zł taniej od bazowego S10+. Czy dopłata do większych wersji jest uzasadniona? W mojej opinii nie. Samsung Galaxy S10e to przecież najlepszy ekran, topowy aparat, ogromny zapas mocy i kapitalna ergonomia. Kiepski akumulator to niewielka wada przy wszystkich tych zaletach.