Pamiętacie Meizu Zero - smartfon bez złączy, gniazd i przycisków? To była ściema
Meizu Zero, czyli smartfon bez portów ani żadnych innych dziur poza mikrofonem, to nie produkt, tylko akcja marketingowa. A przynajmniej tak przekonuje szef firmy po tym, gdy sprzedały się tylko 32 egzemplarze tego urządzenia.
Niecałe dwa miesiące temu zrobiło się na chwilę głośno o firmie Meizu. Chiński producent najwyraźniej chciał przez chwilę poczuć się jak Apple, Samsung, Huawei czy inne Xiaomi. Na moment przed targami Mobile World Congress w Barcelonie, gdzie swoje premiery miały Galaxy Fold i Huawei Mate X, mniej znana firma z Państwa Środka pokazała futurystycznie wyglądające urządzenie mobilne.
Świat zachwycił się Meizu Zero
Ładowany bezprzewodowo telefon z kartą eSIM, w którym nie ma żadnych dziur poza tymi od mikrofonu? To przykuwa uwagę i wyprzedza konkurencję. Pozbycie się nie tylko złącza słuchawkowego, ale również złącza ładowania, wyglądało na decyzję, którą mógłby podjąć taki gigant jak Apple. W końcu to ta firma wcześniej posłała na śmietnik historii minijacka.
Meizu Zero wyglądał dzięki temu jak smartfon z przyszłości. Taki wyjęty wprost z filmu science-fiction. Telefon miał być przy tym urządzeniem będącym już teraz na wyciągnięcie ręki - nie tak jak konkurencyjny, ale wyłącznie koncepcyjny prototyp Vivo Apex 2019, w którym w dodatku nie zawarto nawet modułu Qi. Niestety coś poszło mocno nie tak.
Meizu Zero nie trafił do sprzedaży
Telefon z początku był oferowany wyłącznie za pośrednictwem serwisu crowdfundingowego Indiegogo. Po raz kolejny zbiórka organizowana za pomocą tego typu platformy okazała się jednak porażką. Meizu Zero wyceniono na zawrotne 1300 dol. (i to w zwykłej wersji), chociaż jego sercem został dziś już nieco przestarzały Snapdragon 845. Udało się zebrać niecałą połowę z zakładanych 100 tys. dol.
Zbiórka się nie udała, projekt trafia na śmietnik historii, mówi się trudno? Nie tym razem. Okazało się, że firma Meizu - jeśli wierzyć słowom jej szefa - tak w zasadzie to nigdy nie miała w planie wprowadzać takiego urządzenia na rynek. Jak już, to mogło powstał kilkadziesiąt egzemplarzy i na tym koniec, czyli była to tylko ściema, której celem było zwrócenie uwagi na markę. Za akcję odpowiedzialny jest podobno działu marketingu.
Meizu wpadło z deszczu pod rynnę
Firma, która chciała zabłysnąć, pokazała światu jedynie to, że w jej produkty rodem z przyszłości mało kto wierzy. Zamiast przyjąć z pokorą porażkę i cieszyć się, że przynajmniej przez chwilę o marce było głośno, szef firmy postanowił dolać oliwy do wygasającego już ognia.
Stwierdzenie, że firma nigdy nie planowała tego urządzenia, które jest tylko prototypem, masowo produkować, to nie był dobry ruch. Domyślam się, że szef Meizu chciał ratować wizerunek, tylko jakim kosztem? Wyszło na to, że jego firma robiła w balona klientów, w tym tych gotowych wydać 1300 dol. na telefon.