Oficjalny sklep Microsoftu sprzedał mi nielegalne oprogramowanie - historia prawdziwa
Microsoft Store wczoraj przeszedł samego siebie. Kupiłem od Microsoftu produkt Microsoftu przez oficjalne narzędzie Microsoftu, który okazał się nielegalny. Happy end tej historii zapewnił wyłącznie kompetentny dział wsparcia technicznego.
Kupiłem laptopa! 4 GB RAM w moim Surface Pro przestało już wystarczać do wykonywanej na potrzeby Spider’s Web pracy. Wybrałem sprzęt, który po tych kilkunastu dniach użytkowania jestem niemalże gotów określić najlepszym i najmądrzej zaprojektowanym komputerem przenośnym na rynku. Opowiem wam zresztą o tym w osobnym tekście, bo choć recenzowaliśmy już Matebooka X Pro od Huawei, to chciałbym napisać mu laurkę.
Jedną z bardzo niewielu subiektywnych wad tego komputera jest dołączony system operacyjny: to Windows 10 Home.
A tak się składa, że od lat polegam na edycji Pro do pracy na Spider’s Web, głównie z uwagi na moduł Hyper-V. To właśnie przy jego pomocy testuję rozwojowe kompilacje Windows 10 Insider, mogąc równocześnie pracować na produkcyjnej, stabilnej wersji systemu.
Próbowałem kilku darmowych narzędzi do wirtualizacji, ale poległem. Do tej pory w pełni wystarczający mi Vmware Workstation Player, nie poradził sobie nawet z rozruchem z obrazu ISO Windows 10 Insider, a VirtualBox od Oracle’a nie radzi sobie z akceleracją sprzętową interfejsu (a więc nie mógłbym wam robić ładnych zrzutów ekranowych). Decyzja zapadła: sięgamy po kartę płatniczą, kupujemy Windowsa 10 Pro z Hyper-V.
Gdzie najlepiej kupić licencję na Windows 10 Pro? To niby oczywiste: Microsoft Store.
Prawdopodobnie gdybym się postarał, znalazłbym korzystniejszą cenę na Windows 10 Pro niż ta w Microsoft Store. W przypadku oprogramowania lubię jednak omijać pośredników, bo doświadczenie nauczyło mnie, że w razie kłopotów to wiele ułatwia. Na dodatek procedura uaktualnienia wersji Home do Pro jest banalnie prosta tą drogą: wpisujemy w wyszukiwarce Store’a Windows 10 Pro, klikamy na kupno, uruchamiamy wedle prośby komputer ponownie i już. Działa.
W moim przypadku zadziałało jednak aż za dobrze.
System po ponownym uruchomieniu radośnie i w sposób pełny entuzjazmu przywitał się ze mną jako Windows 10 Enterprise. Nieco zdumiony tym rozwojem wydarzeń na początku uśmiechnąłem się pod nosem. Nie zamierzałem narzekać na usterkę, z powodu której otrzymałem znacznie droższy produkt niż potrzebuję.
Co prawda nie planuję jeszcze budować wielkiej korporacji, ale przecież Steve Jobs też zaczynał w garażu. Mój salon z aneksem kuchennym ma być gorszy? Oczyma wyobraźni widziałem budowane na bagiennym warszawskim Wilanowie moje pierwsze centra danych do przetwarzania informacji klientów. Niestety, przeglądanie aktualnej oferty luksusowych jachtów nadających się do żeglugi wokół pacyficznych atoli przesłoniła mi plansza o treści Aktywuj system Windows.
Ups.
„Używasz nieautoryzowanego klucza, tu możesz kupić legalną kopię systemu Windows”. Chyba jednak nie kupię tego Lamborghini.
Ta dyskretna półprzezroczysta plansza wystarczyła, by pogrzebać marzenia i wrócić do szarej rzeczywistości. Ale i zmotywowała do naprawienia usterki. Udałem się więc do Ustawień systemu celem wyjaśnienia zamieszania z licencją. Tamtejsze kreatory rozwiązywania problemów od pewnego czasu są zaskakująco skuteczne, faktycznie realizując swoje funkcje. Myślałem, że będzie jak zawsze: kilka klików myszki i po problemie.
Niestety, kreator rozwiązywania problemów z aktywacją po bardzo długich rozważaniach na temat mojej licencji, stanu aktywacji, sensu egzystencji i znaczenia miłości w życiu uroczyście i radośnie ogłosił, że nie mam połączenia z Internetem i on w takich warunkach pracować nie będzie. Nie mogłem go przekonać odświeżając z powodzeniem w znajdującym się obok oknie przeglądarki witrynę microsoft.com. Nie ma Internetu, tak twierdzę – i co mi zrobisz?
Wujek Google okazał się wyjątkowo niepomocny. W przeciwieństwie do pana z działu wparcia technicznego.
Jakoś nie lubię kontaktować się z pomocą techniczną. Wiem, że tym ludziom przecież płacą za pomaganie klientom, ale jakoś tak odnoszę wrażenie, że trwonię ich czas dzwoniąc z głupotami, które mógłbym sam rozwiązać. Wpisanie frazy windows 10 pro windows 10 enterprise microsoft store activation problem (oraz jej kolejnych mutacji) oczywiście zwróciło dziesiątki tysięcy odpowiedzi. Żadna nie była odpowiedzią na zadany temat, co nie dziwi biorąc pod uwagę trudną do doprecyzowania specyfikę problemu. Biała flaga, dzwonię do supportu.
Na połączenie z konsultantem czekałem dobre pięć minut. Nie dlatego, że linie były zajęte. Przynajmniej dwa razy zostałem poinformowany, że rozmowa może być nagrywana (wraz z kilkudziesięciosekundową formułką o podstawie prawnej) podczas kilku czy nawet kilkunastu próśb o wybranie tematu i podtematu i podpodpodpodtematu rozmowy klawiaturą ekranową. Gdy jednak w końcu się dobiłem do konsultanta, poszło jak z płatka.
Miły pan od razu rozwiązał problem, prosząc mnie najpierw o odłączenie komputera od Internetu, następnie podając mi tymczasowy klucz do wersji Windows 10 Pro, by wreszcie w trybie offline go tym kluczem przekształcić z Enterprise’a i w tym samym trybie aktywować. Działa. Przestałem być piratem. Miłemu panu dziękuję.
Jaki płynie z tej całej historii morał?
Po pierwsze, przemiły pan udzielający mi pomocy od razu wiedział z czym dzwonię, wręcz uprzejmie mi przerywając opis problemu i od razu proponując rozwiązanie. To nie jest dowód świadczący o czymkolwiek, ale pozwala mi wierzyć, że to nie była jednorazowa usterka w Microsoft Store i że konsultanci zostali odpowiednio przeszkoleni, by takich klientów obsłużyć. Teoretyzuję, że takich ja było więcej. Sporo więcej.
Po drugie, niemal wszystkie moje dotychczasowe problemy z Windows 10 w jakiś sposób związane były z Microsoft Store. Na tym samym nowym komputerze miałem problem z instalacją aplikacji Office z tego źródła, raptem dwa tygodnie temu. Przycisk Pobierz po prostu się nie pojawiał. Po paru godzinach naprawiło się samo.
Gdy tylko oddam niniejszy tekst do publikacji, siadam do kolejnego zaplanowanego. Jego tematem miała być ogólna pochwała oferty oficjalnego sklepu Microsoftu. Tekst powstanie, w formie jak planowana. Szkoda tylko, że samo narzędzie nadal powoduje problemy. No ale nie bądźmy małostkowi, jest ono w rękach klientów dopiero od trzech lat…